Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 13 lutego


Kiedy w sobotnie popo?udnie doje?d?a?em do stolicy, kupi?em na stacji benzynowej miejscow? pras?, by zobaczy?, czy organizator mojego recitalu nale?ycie zadba? o reklam?. W "?yciu Warszawy" przeczyta?em, ?e bilety rozesz?y si? b?yskawicznie, co ka?dego ?yj?cego z wyst?pów estradowych musi radowa?. Na dodatek notatka zawiera?a stwierdzenie, i? jestem jednym z najbardziej lubianych tam krakusów. Publiczno?? da?a dowód owej sympatii, chocia? musz? przyzna?, ?e Maj? oklaskiwano gor?cej i bardziej rz?si?cie ni? pisz?cego te s?owa. Tak wi?c uros?a mi rodzinna konkurencja. Mo?e kiedy? uzyska zawodow? samodzielno?? i ojczulek przestanie t?uc si? po kraju.

Kto ?yw, sprawdza internetowe listy. ?ona postanowi?a uspokoi? w?asne sumienie i z triumfem w g?osie oznajmi?a, ?e nie ma nas w s?ynnym spisie ubeków. Wiadomo?? przyj??em ze spokojem, ale te? bez jakiego? nadzwyczajnego poczucia ulgi. W niechlubnym wykazie mo?e znale?? si? niemal ka?dy. Taki stan rzeczy mocno nadwer??a wiarygodno?? ca?ej afery. Dekomunizacj? trzeba by?o przeprowadza? znacznie wcze?niej, tak jak zrobili to na przyk?ad Czesi. Bez huku i atmosfery skandalu nale?a?o odsun?? poprzednich notabli od koryta, zanim zd??yli si? okopa?, zainstalowa? tak mocno, ?e dzi? drwi? sobie ze wszystkiego. Ich ?adna kara nie spotyka, nic nie m?ci ich spokoju. Dlatego katalog Wildsteina niczego nie za?atwia - powi?ksza jedynie zam?t w polskim piekie?ku, któremu zb?dna jest dekomunizacja, za to na gwa?t potrzebna dekretynizacja.

Jako mi?o?nik tradycji, niech?tnie patrz? na wszelkiego rodzaju innowacje. Zmiany musz? mie? uzasadnienie. Je?li na lepsze - zgoda. Je?li za? jedynie po to, by zmienia? - powstaje pytanie po co? Karykatury dziennikowych autorów by?y rzetelnej próby artystycznej, na dodatek odró?nia?y si? od popularnych winietek ze zdj?ciem, które publikuj? ju? wszyscy. Wola?em siebie ?ysola z sumiastym w?sem ni? wersj? fotograficzn?. Có?, nie mnie decydowa? o szacie graficznej gazety. Ciekawe, jak odbior? j? Czytelnicy.

Karnawa? odszed? do przesz?o?ci, nasta? post, czas refleksji i umiaru w uciechach, tak?e podniebiennych. Nie przeszkadza to jednak wszystkim mo?liwym stacjom telewizyjnym gotowa?, pichci?, warzy?, przelewa?. Niestety, nielicznym udaje si? tzw. show, podczas którego patelnie i rondle s? jedynie pretekstem do barwnej opowie?ci o ?wiecie. Wi?kszo?? kucharzy nudzi w ?miertelny sposób, epatuj?c rodaków przedziwnym, wynikaj?cym chyba z prowincjonalnych kompleksów, uk?onem w stron? egzotyki. Najlepiej zrobi? co? po chi?sku, po w?osku, po hiszpa?sku itp. Dlaczego, pytam, nikt nie zach?ca do przyrz?dzenia zupy ziemniaczanej, która w wydaniu starszych gospody? mo?e by? prawdziw? poezj?? Czemu nie serwuje si? przepisu na grochówk? czy pomidorow?? T? ostatni? znajdziemy w ka?dym niemal jad?ospisie, ale trafi? na prawdziwie udan? zdarza si? rzadko.

Spaceruj? po B?oniach, obok w?a?ciciel boksera, z którym baraszkuje moja Figa. Psiska biegaj? jak szalone, a my gadamy o chlebie i niebie. Towarzysz spaceru mówi: "Panie, moja ?ona ogl?da tylko to gotowanie, przeskakuje z kana?u na kana?, zapisuje, nagrywa na kasety wideo, odtwarza, uczy si? i potem to wszystko robi w domu. Wczoraj by?y jakie? skrzyde?ka chi?skie w piwie. Popatrz pan, jak tego psa po tych skrzyde?kach okropnie czy?ci".




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki