Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 3 lipca


Rozmach organizacyjny zawsze mi imponowa?. Zw?aszcza, gdy dotyczy? wielkich imprez artystycznych, gigantycznych koncertów - sp?dów, gdzie trzeba poruszy? t?umy, zgromadzi? mnóstwo aparatury, dogada? wiele szczegó?ów z wykonawcami. Akcja pomocy dla Afryki przebiega?a ponadto w ró?nych miejscach na ?wiecie - przekaz telewizyjny musia? to wszystko koordynowa?, by nie powsta? niezamierzony ba?agan. W efekcie grano, ?piewano i bawiono si? pod pi?knymi humanitarnymi has?ami braterstwa. I za to inicjatorom chwa?a.

Trudno natomiast bez ironicznego u?miechu odnosi? si? do szczytnych, lecz w efekcie ma?o skutecznych pomys?ów. Motto: "Bieda do lamusa", "Wykre?li? n?dz? ze s?owników" - to klasyczne zwroty garstki bogatych, którzy o g?odzie maj? blade poj?cie. Czy kto? rozs?dnie my?l?cy spodziewa si? gwa?townej poprawy sytuacji? To? ubóstwo dotyczy lwiej cz??ci populacji naszego globu, a jego wyeliminowanie nie polega na dzieleniu si? tym, co mamy, bo to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Znacznie ?atwiej da? ja?mu?n?, ni? spowodowa?, by ?ebrak zmieni? swój stosunek do rzeczywisto?ci. Je?li nawet uruchomimy mechanizmy pozwalaj?ce Afrykanom na lepsze ?ycie, je?li umorzymy d?ugi, je?li umo?liwimy im produkcj? towarów, otworzymy rynki zbytu na te dobra, na dop?yw gotówki, s?owem - zainwestujemy w czarny kontynent, to bez jakiejkolwiek pewno?ci, bez gwarancji powodzenia.

Trzy lata temu by?em w RPA. Odwiedzi?em zatem jeden z najbogatszych krajów tego l?du. Z obserwacji i rozmów rysowa? si? ponury obraz tamtejszej codzienno?ci. Jego zmiana jest mo?liwa dopiero po g??bokich transformacjach obyczajowych w?ród tubylców, rewolucji w tradycji, my?leniu, nastawieniu do otoczenia.

Czy trzeba jednak tak daleko szuka?? Oczekuj?cy wsparcia na krakowskich ulicach, natarczywi cz?sto, namolni i niezno?ni odst?puj? natychmiast, gdy im proponuj? zatrudnienie. Przyjd? kolego, popracuj za uczciwe pieni?dze - takie dictum natychmiast ich p?oszy, bo roboty boj? si? jak ognia, czekaj?c na przys?owiow? mann? z nieba. Tak przecie? naj?atwiej i najbezpieczniej.

Kto? wykrzyknie na mnie gromko: Dobra, ale co winne s? g?oduj?ce dzieci, te ?ywe szkielety pokryte muchami, pokazywane w mediach na dowód prawdziwo?ci apokalipsy? Otó? oczywi?cie nie ponosz? one winy za los, jaki gotuj? im doro?li. Spowodowanie natomiast, by ci ostatni zaniechali wa?ni religijnych, sporów klanowych, porzucili chore ambicje autorytarnych kacyków, nie mno?yli si? w?ciekle w obliczu AIDS, wykazali prawdziwe ch?ci zbli?enia z cywilizacj?, to ju? odmienny problem.

Wspomniane na wst?pie koncerty dowodz? tak?e naszej pró?no?ci. By?y fantastyczn? promocj? artystów, którzy w nich wzi?li udzia? i niech?e mi nie plot? bzdur, jak to bohatersko odwo?ywali inne imprezy i nagrania, by za?piewa? w metropoliach. Ka?dy zrobi taki gest z poca?owaniem r?ki. A ?wiat nawet podczas transmisji wydarzenia zachowywa? si? arogancko wobec bohaterów ca?ej akcji. Wszyscy czekali na anglosaskie gwiazdy, gdy za? pokazywano scen? w Johannesburgu to w formie migawek, a komentatorzy miast da? pos?ucha?, opowiadali dyrdyma?y. W ramach wsparcia dla Afryki, rzecz jasna.

Przykry? Barbakan czy nie? Ju? s?ysz? te zaciek?e dysputy, te lawiny racji popartych fachowymi wywodami. A kwestia ma wymiar retoryczny. Je?eli zadaszenie nie b?dzie widziane z zewn?trz, zatem nie zaszkodzi na jot? nawet architektonicznemu kszta?towi budowli, za to pozwoli przebywa? w ?rodku bez wzgl?du na warunki atmosferyczne, to w mie?cie cierpi?cym na nieustanny brak koncertowych i wystawowych pomieszcze? powstanie kolejne - malownicze, ?wietnie usytuowane, wpisane w jego najwarto?ciowsz? zabytkow? struktur?. Organizatorom za? przeró?nych jubli minie stres i przestan? patrze? w niebo niepewni - lunie b?d? nie, przerwie z mozo?em przygotowywane przedsi?wzi?cie, wyp?oszy go?ci czy da doczeka? romantycznego ko?ca pod czystym ksi??ycem.

Pisz? te s?owa na kilka godzin przed w?asnym recitalem w Barbakanie w?a?nie. Czy dr?? z niepokoju? Nie, pogod? wszak dzisiaj mamy wspania??. Jednak tak czy siak, dach nad g?ow? lubi? - mo?e przywyk?em by? Pod Bud?.




powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki