Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 29 stycznia


Bieda, ubóstwo, n?dza. Stan, który w naszej cywilizacji poni?a, degraduje, zawstydza. Biedak w Indiach na przyk?ad nie budzi niczyjego zdziwienia - pogodzony ze swoim losem, wyznaczonym przez fakt urodzenia i przynale?no?ci do okre?lonej grupy spo?ecznej. Cyganie ?ebrz? od dziecka, uwa?aj?c w?a?nie taki patent na ?ycie za norm?. Nie mówi? tutaj oczywi?cie o obwieszonej z?otem cyga?skiej arystokracji, ale ta jest coraz mniej widoczna, a kuriozalne architektonicznie pa?ace stoj?ce gdzieniegdzie od dawna ju? wystawione na sprzeda?, czekaj? na nabywców. W krajach arabskich ja?mu?na nale?y do obowi?zku ofiarodawcy, a pobieraj?cy j? wykorzystuj? ów fakt, domagaj?c si? datków w sposób nachalny, niemal agresywny.

W Polsce biedak budzi lito??, ale tak?e cie? podejrzenia, czy aby na pewno bieduje, czy nie ?eruje na naiwno?ci potencjalnych dawców, nie nabiera ich, po prostu nie wy?udza. Trudno czasami dziwi? si? takiej nieufno?ci. Na ka?dym niemal kroku atakuj? nas przeró?ni "potrzebuj?cy", a rozpoznanie czy te? odró?nienie tych prawdziwych od naci?gaczy jest prawie niemo?liwe. Zawsze wspieram g?oduj?cych, ale cz?sto id? z nimi do sklepu czy baru, by mie? pewno??, ?e otrzyman? kwot? zamieni? na w?a?ciw? straw?, a nie "dopalacze". Wol? kolesiów, którzy otwarcie i wprost wyznaj?, ?e ich suszy, ?e maj? kaca i musz? co? wypi?, od tych rzekomo okradzionych w nieprzyjaznym du?ym mie?cie, zbieraj?cych w?a?nie na bilet powrotny do domu. Wciskaj?cego powy?sz? historyjk? ch?opaka zauwa?y?em na placu Szczepa?skim trzy razy podczas jednego tygodnia.

Znikn?li niemal ko?cielni dziadowie nadstawiaj?cy czapk? i przesuwaj?cy w s?katych paluchach ró?a?cowe kulki. Wyparowa?y starowiny mamrocz?ce pacierze lub ?piewaj?ce ?wi?te pie?ni. Za to t?umnie wylegli nosiciele wirusa HIV, matki kwestuj?ce na operacj? dziecka, kalecy wszelkiej ma?ci obnosz?cy sw? u?omno??, prezentuj?cy przera?aj?ce kikuty ko?czyn. Osobn? grup? stanowi? naci?gacze kolejowi. Tutaj prym wiod? niemi pojawiaj?cy si? bezszelestnie w przedzia?ach, zostawiaj?cy kartk? z opisem swego stanu i maskotk?, ?eby ewentualny jele? mia? ?wiadomo??, ?e co? kupi? - czytaj: nie wyrzuci? pieni?dzy w b?oto.

Tu? za nimi lokuj? si? dobierani wedle postury i aparycji m?odzieniaszkowie z falsetowatymi g?osikami, przepraszaj?cy za to, ?e ?yj?, deklamuj? wyuczone formu?ki o krytycznym stanie kolegi szkolnego lub brata i konieczno?ci kupna kosztownych leków lub terapii za granic?. Ci podpieraj? si? cz?sto wizytówkami ze zdj?ciem, jakimi? numerami konta bankowego i innymi jeszcze gad?etami maj?cymi uwiarygodni? takie dzia?ania. Proszeni o numer konta podaj? go z niech?ci? i natychmiast znikaj?, bo przecie? licz? na ?ywy, natychmiastowy grosz.

Opisani powy?ej cwaniacy fa?szuj? obraz rodzimej n?dzy. Ta prawdziwa, wstydliwie schowana, zmaga si? z okrutnym losem, w bólu i w milczeniu, dlatego trudno j? znale??, by wesprze? i pomóc. Kiedy widz? wiekow? pani?, w podszytym wiatrem po?atanym futerku, nosz?cym ?lady dawnej ?wietno?ci, jak dr??cymi d?o?mi ?owi w portmonetce grosiki na dwa plasterki sera, bezwiednie si?gam do kieszeni i ju?, ju? chc? krzykn?? do sprzedawczyni: Prosz? tej pani zwa?y? kilogram ??danego smako?yku, gdy mityguje mnie refleksja, ?e by? mo?e pope?ni? nietakt, ?e dotkn?, ura??, zachowam si? jak bufon. Cz?sto dostrzegam na palcu s?dziwej damy herbowy sygnet, by? mo?e na ?cianach mieszkania wisz? warto?ciowe obrazy, ale jak pozby? si? rodzinnych pami?tek, wyrzec wspomnie??

Bieda, n?dza, ubóstwo. Stan, który w Europie XXI wieku powinien wyst?powa? jedynie w encyklopediach. Tak jednak, niestety, nie jest. Rozgl?dajmy si? wi?c bacznie wokó?, by odszuka? prawdziwie potrzebuj?cych i wtedy podajmy im pomocn? r?k?. Delikatnie, bo sprawa jest delikatnej natury.

A teraz o innej biedzie, nie mniej strasznej. Ogl?dane niedawno rozdanie Telekamer dowodzi, ?e idolami moich rodaków s?, niestety, w przewa?aj?cej wi?kszo?ci debile, pozbawieni umiej?tno?ci sklecenia kilku s?ów podzi?kowania w ojczystym j?zyku. Jaka? pono? popularna aktorka (nie znam, bo nie ogl?dam seriali) radzi?a si? przez telefon kole?anki, co ma powiedzie?. No i we dwie nic nie uradzi?y. Za? w?a?cicielka "zajebistego" ilorazu inteligencji krzykn??a: "Jaja jak berety". Ubóstwo umys?owe jest znacznie gorsze od materialnego. Tyle tylko, ?e ?adna kwesta tutaj nie poradzi.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki