Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 18 czerwca


Niech mnie Giertych patriotyzmu nie uczy. I niech nie próbuje uj?? w obowi?zkowe szkolne ramki czego?, z czego egzamin ca?e pokolenia rodaków zdawa?y na bitewnych polach. Patriotyzm bowiem, to nie umiej?tno?? za?piewania hymnu i odró?nianie bia?o-czerwonej flagi od innych bander. Napisa? kiedy? Jacek Kleyff:

Na nazwy i na znaki sram
nie fetysz granic mnie tu trzyma
lecz miejsca i w tych miejscach przyja??
i w Polsce z tym nie jestem sam.

Ten kraj jest dla mnie matk?. Matki bywaj? ró?ne, lepsze i gorsze, ale mi?o?ci do nich nauczy? nie sposób. To uczucie niezale?ne. Na przyk?ad do krajobrazu - tego za oknem i tego z p?ócien Che?mo?skiego. Do ludzi, z którymi zjad?o si? beczk? soli i przegada?o w jednym, jedynym j?zyku tyle nocy. Do poezji, która pos?uguje si? jedyn?, w pe?ni zrozumia?? metafor?. Do kina i teatru, gdzie cz?owiek ociera? ?z? wzruszenia. To wszystko kocha w swojej matce, czytaj w swoim ojczystym, lodowatym kraju Islandczyk i w pustynnych obszarach Egipcjanin. I nie do orze?ka, bez wzgl?du na to, czy w koronie czy bez, t?skni? nasi rodacy mieszkaj?cy daleko. Oni nie mog? ?y? bez bliskich, których zostawili, miejsc, z którymi tyle si? kojarzy, kotleta, który tylko tu smakuje.

Podczas mundialu zachowuj? si? ca?kiem niepatriotycznie. Nie trzymam kciuków i ?ycz? naszym szybkiego powrotu do domu. Z baga?em kompromitacji i blama?u. Pomy?licie, ?e zwariowa?em? Nic podobnego. Kieruje mn? g??bokie przekonanie, ?e tylko haniebna wpadka spowoduje wzi?cie pod lup? tego okropnego komunistycznego reliktu, jakim jest Polski Zwi?zek Pi?ki No?nej. Mo?e w kolejnej Rzeczypospolitej znajdzie si? sposób, by rozp?dzi? na cztery wiatry band? pod wodz? Micha?a Listkiewicza. Sitw?, która za nasze pieni?dze je?dzi po ?wiecie, baluje w luksusowych hotelach i trwa niezmiennie w aurze pos?dze? o afery, przekr?ty, szwindle. Nie szkodzi jej nic, ani s?dziowskie przekupstwa, ani rzecz z ostatnich dni, czyli bilety dla kibiców sprzedawane na lewo na czarnym rynku.

Od sukcesu dru?yny Kazimierza Górskiego min??o ponad trzydzie?ci lat. To kilka pokole? pi?karzy. W fotelach dzia?aczy zasiadaj? tymczasem wygodnie wci?? ci sami faceci. I wci?? próbuj? nam wmówi? post?p, mimo ?e po s?ynnych niemieckich mistrzostwach, gdy gromili?my Argentyn?, Itali?, Brazyli?, by?o ju? tylko gorzej i gorzej. Tylko laików mo?na nabiera? na g?upawe statystyki wygranych kadry Janasa. Przecie? w eliminacjach wyprzedzili?my ?wiatowych s?abeuszy, z jedynym licz?cym si? teamem Anglii dostaj?c sromotne baty. Losowanie przydzielaj?ce nam w tym roku gospodarzy oraz Latynosów z Ekwadoru i Kostaryki z entuzjazmem przyj?li jedynie tacy pseudofachowcy jak pan Szpakowski czy jego fantastyczny partner Mielcarski.

Narodowy zespó? gra od dawna bez ?adnej koncepcji - indywidualne umiej?tno?ci poszczególnych zawodników bior? w ?eb, gdy delikwenci nie maj? planu, co z owymi predyspozycjami zrobi?. Janas, je?li trze?wy, a ?e bywa? nawalony - widzieli?my parokrotnie podczas telewizyjnych relacji, to i tak dysponuje wiedz? i elokwencj? ?ó?wia. Jednak trzymaj? go, bo pos?uszny, bez w?asnej wprawdzie wizji, za to pokorny, po prostu lojalny dworzanin wszechmocnego w?adcy.

Niestety, media te? podsyca?y atmosfer? triumfu i dalej bardziej s? sk?onne obra?a? si? o to, ?e nie wpuszczono ?urnalistów na trening, ni? uczciwie napisa?, ?e wyj?cie z grupy od pocz?tku by?o nierealne, bo ten ca?y biznes od lat toczy ?miertelna choroba. Prawdziwym zadaniem na przysz?o?? po rozwi?zaniu PZPN, w co, notabene, nie wierz?, jest powo?anie selekcjonera z pomys?em na wspó?czesne granie i budowanie wszystkiego od pocz?tku.

W meczu z Kostaryk? ?yczy?em powodzenia egzotycznemu przeciwnikowi, obawiaj?c si?, ?e nasza wygrana zostanie okrzykni?ta historyczn? wiktori? i, nie daj Bo?e, sprolonguje w?adz? kanciarzy oraz nieudaczników.

Idea, by zbudowa? spopielarni? zw?ok w Mydlnikach, jest karko?omna z jednej podstawowej przyczyny. Na ca?ym ?wiecie, a tak?e w Polsce, wsz?dzie tam, gdzie funkcjonuj? coraz bardziej popularne krematoria (nam kojarz?ce si? nieszcz??liwie z hitlerowskimi zbrodniami), buduj? je w pobli?u wielkich cmentarzy, wyposa?onych w miejsca do chowania urn. W ten sposób nie ka?e si? ludziom przemieszcza? z prochami zmar?ych, oszcz?dzaj?c czas, paliwo, drogi itd. Spalanie w Mydlinikach i pó?niejsze rozwo?enie do ró?nych miejsc Krakowa to perspektywa równie idiotyczna, jak pomys? Listkiewicza, by za dotychczasowe "osi?gni?cia" postawi? mu br?zowy postument. Z t? ró?nic?, ?e cwany "prezio" z popio?ów si? nie odrodzi.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki