Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 10 wrze?nia


Na kosmetykach nie znam si? wcale. Wszelkie od?ywki, balsamy, toniki, mleczka, zmywacze, nawil?acze, fluidy to dla mnie niepoliczalny t?um kolorowych, efektownych, bezimiennych opakowa?. Jednak przecie? jedn? nazw?, jeden kszta?t zachowa?em w pami?ci dzieci?stwa. To niebieskie, okr?g?e, p?askie, blaszane pude?ko z ?nie?nobia?? zawarto?ci?, czyli krem Nivea. W?a?nie up?ywa 95 lat od momentu jego wynalezienia i z tej okazji (sic!) ?piewam na rynku w Gliwicach. Dlaczego w?a?nie tutaj? Otó? w tym mie?cie w 1863 r., w kamienicy przy ulicy Dworcowej, przyszed? na ?wiat Oscar Troplowitz - autor owego specyfiku, ale tak?e twórca pot?gi funkcjonuj?cego wci?? koncernu Beiersdorf. Posta? niezwyk?a, bo nie tylko przedsi?biorca i wynalazca, ale tak?e mecenas sztuki i kolekcjoner. By? pierwszym Niemcem, który zakupi? do swojego zbioru obraz Picassa.

Wracam jednak do kremu. Jego wdro?enie do produkcji poprzedzi?o odkrycie eucerytu, emulgatora, który umo?liwi? wytwarzanie stabilnej emulsji gwarantuj?cej d?ugotrwa?? ?wie?o??. Nazw? wzi?to z ?aciny: nix, nivis - znaczy ?nie?nobia?y. Pierwsze opakowanie mia?o kolor ?ó?ty, za? to powszechnie znane, niebieskie, powsta?o dopiero w 1925 r., zaprojektowane przez ?on? pó?niejszego prezydenta Niemiec. Troplowitz zwi?za? swe ?ycie z Hamburgiem, ale o rodzinnych Gliwicach pami?ta?. Ufundowa? dla nich pomnik - alegori? górno?l?skiego przemys?u - ogromn? posta? z m?otem. Postument w 1945 r. znikn??, ust?puj?c miejsca obeliskowi ?o?nierzy Armii Czerwonej. Pono? zosta? zakopany w pobli?u skweru, gdzie sta? przez wiele lat. Jego los pozostaje tajemnic?. Za? ?nie?nobia?ego kremu Nivea nie okrywa ?aden sekret, s?u?y naszym cia?om, odporny na konkurencj?, jakiej na pó?kach sklepowych nie brakuje.

Wyl?dowa?em tak?e pod Mysi? Wie?? w Kruszwicy nad Gop?em. Pi?kne jezioro z bulwarem, pomostami dla sprz?tu p?ywaj?cego, tak?e zabytkowa budowla z okresu znacznie pó?niejszego ni? dotycz?cy ponurej legendy, zupe?nie nie kojarz? si? z królem Popielem skonsumowanym pono? przez szare gryzonie. Jednak przecie? na ca?ym ?wiecie na malowniczej przesz?o?ci zarabia si? du?e pieni?dze i dlatego brakuje mi w Kruszwicy pomys?u na korzystne sprzedanie w?asnego wizerunku. Tego wci?? mo?emy uczy? si? od innych.

Z ?atwo?ci? natomiast ma?pujemy przejawy takich zachowa?, które nie wymagaj? ?adnego wysi?ku umys?owego i fizycznego, ?adnej inicjatywy, pomys?owo?ci, ?adnych znamion indywidualno?ci. W ten sposób niemal z dnia na dzie? powsta?a w Polsce nowa publiczno??. Do audytorium teatralnego, do koneserów filharmonii, do kibiców sportowych, do uczestników koncertów estradowych do??czy?a kolejna grupa. To publiczno?? telewizyjna. To obywatele sp?dzani t?umnie do studia, by tworzy? tzw. reakcje. Niezwyk?e towarzystwo. Odporne na skwar i zaduch, gotowe po?wi?ci? wiele godzin na ?ledzenie rejestracji rozmaitych lepszych i gorszych produkcji. Owe rejestracje to cz?ste powtórki, przerwy, noszenie przys?owiowego kabla, s?owem telewizyjna kuchnia. Szczególnie cierpliwi s? ci, którym ka?? manifestowa? entuzjazm. Wyznaczony do tego celu zawodowy wodzirej systemem znaków informuje widowni?, kiedy nale?y wy?, tupa?, gwizda?, pohukiwa?, s?owem okazywa? maksymalne zaanga?owanie w ca?? akcj?.

Pó? biedy, gdy jest si? w co anga?owa?, ale wyobra?cie sobie dwudziesty z rz?du udawany zachwyt dla fa?szuj?cej panienki lub satyryka z betonowym dowcipem. W takich reakcjach pomóg?by zapewne nieoceniony krem Nivea, który twórcom weso?ego ch?amu serdecznie polecam.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki