Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 11 marca


Obowi?zek lustracyjny na?o?ony na ?urnalistów dzieli ?rodowisko, a pisz?cemu te s?owa ka?e okre?li? samego siebie. Wszak dziennikarstwo to nie etatowa przynale?no?? do takiej b?d? innej redakcji, to raczej szczególny rodzaj dzia?alno?ci literackiej, któremu na imi? reporta?, recenzja, notatka, artyku?, felieton. Jest przecie? bez w?tpienia dziennikarzem polityk Janusz Korwin-Mikke, czy tego chce czy nie, bowiem jego wywody ukazuj? si? regularnie na ?amach niezliczonych krajowych czasopism. Czy moja cotygodniowa, wieloletnia pisanina tak?e zalicza mnie do owego grona? Je?li tak, to po obywatelsku, zgodnie z demokratycznie podj?t? uchwa??, wyznaj? bez bicia co nast?puje:
Urodzi?em si? w 1949 roku, czyli w czasach kwitn?cego stalinizmu. Ju? sam ten fakt stawia mnie w szeregu podejrzanych, poniewa? z mlekiem matki wyssa?em atmosfer? kultu jednostki i zgod? na bolszewicki ?ad. Mój ojciec by? naczelnym redaktorem "Echa Krakowa", czyli agentem i wspó?pracownikiem tajnych s?u?b ponad wszelk? w?tpliwo??. Jak bowiem inaczej wyja?ni? jego i mój (ucznia pierwszej klasy podstawówki) zagraniczny wyjazd do Francji? Jak wyja?ni?, ?e jako jedyni w kamienicy mieli?my telefon? W pi?tej klasie wspomnianej szko?y wst?pi?em do harcerstwa, by z dru?yn? Czarnej Trzynastki przedefilowa? przed komunistycznymi notablami podczas pochodu pierwszomajowego. W liceum nie zapisa?em si? wprawdzie do Zwi?zku M?odzie?y Socjalistycznej, ale z wieloma aktywistami tej organizacji utrzymywa?em za?y?e przyjacielskie stosunki i podczas bryd?owych wieczorów zakrapianych winem podlega?em gruntownej i rozleg?ej indoktrynacji. Studiowa?em filologi? polsk? w Uniwersytecie Jagiello?skim, s?uchaj?c wyk?adów profesora Mieczys?awa Karasia, cz?onka Komitetu Centralnego PZPR. Towarzysz Kara? okaza? mi notabene wyj?tkowe wzgl?dy podczas egzaminu komisyjnego, wpisuj?c ocen? dostateczn? i otwieraj?c drog? do dalszej edukacji. Podczas wydarze? marcowych dosta?em wprawdzie pa?? pod Collegium Novum, ale nie aresztowano mnie i nie relegowano z uczelni za tajne zebrania, w których nie bra?em udzia?u i ulotki, których nie roznosi?em. Karier? estradow? rozpocz??em w 1970 roku od wygrania re?imowego festiwalu studenckiego obserwowanego przez cenzur?. Pó?niej udziela?em si? w sterowanej
odgórnie telewizji jako autor, kompozytor i wykonawca, wreszcie pracownik etatowy. Z prawdziwym ?alem musz? stwierdzi?, ?e moja aktywno?? na tym polu nie spowodowa?a przemian ustrojowych w Polsce - wr?cz przeciwnie - imperium krwawego Ma?ka, czyli Macieja Szczepa?skiego, ros?o w si??. Doroczn? nagrod? przyznawan? przez redakcj? "Studenta" wr?cza? mi Marek Siwiec, a ja przyj??em wyró?nienie, zamiast wbi? mu bohatersko d?ugopis w klatk? piersiow? i pozbawi? przysz?ego prezydenta Aleksandra Kwa?niewskiego zaplecza, jednocze?nie punktuj?c wysoko w kr?gach ko?cielnych (przypominam, ?e Siwiec to ten, który przedrze?nia? papie?a). Wzi??em udzia? w Festiwalu Przyja?ni Uniwersytetów w Taszkiencie i podczas wyprawy do Uzbekistanu pi?em wódk? z wieloma funkcjonariuszami rozmaitych s?u?b, od których roi?o si? w studenckich biurach podró?y i nie tylko. Jestem przekonany, ?e sporz?dzili sporo notatek i ?e figuruj? w nich jako fajny, kontaktowy facet. Odby?em tournee po by?ym Zwi?zku Radzieckim i w ten sposób trafi?em zapewne do tamtejszych archiwów, bowiem urz?dnicy Goskoncertu (odpowiednik naszego Pagartu) zalatywali kapusiami na kilometr. Moja ?ona pochodzi z rodziny greckich komunistów, przygarni?tych przez czerwon? Polsk?. To ju? w zupe?no?ci dyskwalifikuje nasz? famili? w obecnej chwili, gdy moralna nieskazitelno?? ?wi?ci niekwestionowany tryumf. ?lub na dodatek, o zgrozo, wzi?li?my w cerkwi, a nie w ?wi?tyni katolickiej. Miary z?ego dope?nia nasze g??bokie przekonanie, ?e cz?owiek ma prawo stanowi? o swoim losie z eutanazj? w??cznie, a kobiety posiadaj? monopol na opini? o przysz?o?ci w?asnego p?odu. I je?li co? czasami m?ci nasz spokój, to podskórne, bardziej instynktowne ni? poparte faktami przeczucie, i? dokonane w kraju nad Wis?? w przesz?o?ci aborcje pozbawi?y by? mo?e nasze spo?ecze?stwo takich wybitnych my?licieli, stró?ów praworz?dno?ci, wzorców etycznych, piewców cz?owiecze?stwa, or?downików prawdy jak Lepper, Wierzejski, Giertych czy Rydzyk. Przecie? mog?o by? ich dwa lub trzy razy wi?cej. ?wiat z pewno?ci? by wypi?knia? i wyszlachetnia?.
Dokonuj? powy?szej konfesji z nadziej?, i? kto? jeszcze poda mi r?k?, a kto? inny nie maj?cy politycznego obycia lub wyczucia, zachowa si? tak jak w?a?ciciel jednej z zakopia?skich restauracji. Przys?a? do Teatru Witkacego, gdzie zagra?em z córk? recital, okaza?? skór? z dzika, a na niej napis: Andrzejowi i Mai Sikorowskim, coby nie zapomnieli, ?e oprócz Krakowa i Salonik jest jeszcze Zohylina.
www.dziennik.krakow.pl



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki