Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 18 marca


Jak pan teraz b?dzie odbiera? "Rejs" Piwowskiego? Takie pytanie zada? mi dziennikarz ciekawy opinii o ostatnich wydarzeniach. W pierwszej chwili niepoj??em intencji, pó?niej dotar?o do mnie, ?e wybitny polski filmowy re?yser przyzna? si? do wspó?pracy z bezpiek?. Ale przecie? do diab?a jego dzie?o nie przestaje by? wybitne!
Czy fakt wieloletniego flirtu Jaros?awa Iwaszkiewicza z komimistycznym re?imem przekre?la wspania?y literacki dorobek pisarza? Czy ?a?osna fanaberia polegaj?ca na pochówku w górniczym mundurze dyskwalifikuje pi?kne wiersze sk?adane na Stawisku? Czy mamy wygwizdywa? Gustawa Holoubka, zlekcewa?y? jego kreacje, ola? wzruszenia, jakich nam dostarczy?, bo zasiada? w Sejmie, który nam kiedy? narzucono? A co z Tadeuszem ?omnickim - partyjnym przecie? aktywist?? Brniemy w ?lepy zau?ek, a tej w?drówce, niestety, towarzysz? wstr?tne instynkty. Dlatego propozycj? Tolka Murackiego, bym za?piewa? jego przek?ady piosenek Jaromira Nohavicy, przyj??em bez wahania i z rado?ci?. Jarka znam wiele lat, zasiada?em z nim do wspólnego sto?u, gada?em o sprawach, o których tylko faceci ze sob? mówi?. Zatem szed?em w jak?? za?y?o??, mo?e nie przyja?? - tego ostatniego s?owa nie nadu?ywam. I nagle czeski bard wyznaje, ?e w chwili alkoholowej s?abo?ci da? si? wci?gn?? na konfidenck? Ust?. Czy go rozgrzeszam? Nie. Czy rozumiem? Te? nie. Powodów ekstremalnych ?yciowych decyzji nie pojmuj? cz?sto po fakcie sami zainteresowani - co dopiero osoby postronne. I je?li mo?e nie padniemy sobie w obj?cia przy kolejnym spotkaniu, to nie zapomn? ?zy, jak? uroni?em s?uchaj?c Jarkowych ballad i jego bezinteresownej ochoty, by wzi?? udzia? w moim koncercie, nieudawanego, szczerego ciep?a, z jakim przytula na powitanie moj? córk?. Je?li donosi?, szkodzi? bez w?tpienia. Tylko ?e jeszcze ?piewa? te m?dre frazy, za ich pomoc? przykleja? plastry na rany, otwiera? oczy na ludzki ?wiat, dawa? wiar? i nadziej?. I tego nie przekre?li? parafk? na s?u?bowym r&porcie. Jakby na ironi? jeden z utworów, jakie przysz?o mi wykona?, nosi tytu? "Przyjaciel".
Kiedy? Micha? Bobrowski - szef redakcji rozrywki krakowskiej telewizji - zaproponowa? mi etatow? prac?. Podj??em wi?c trud, cho? nie natrudzi?em si? zupe?nie. To prawda, trudzi? si? nie lubi?, zreszt? ju? wtedy zaanga?owany by?em w estrad?, a zwi?zane z show-biznesem ?ycie uniemo?liwia regularne wype?nianie innych obowi?zków. Czemu o tym pisz?? Otó? zaraz po mnie we wspomnianej redakcji pojawi? si? Andrzej Kucharz. Usiad? przy biurku naprzeciwko i pozosta? przy nim do ko?ca. Zmar? na pocz?tku lutego bie??cego roku. Andrzej - absolwent polonistyki UJ, kolega z roku Janiny Paradowskiej, przyw?drowa? na Krzemionki z... G?ównego Urz?du Kontroh Publikacji Prasy i Widowisk. Przyw?drowa? z cenzury, której oczywistych konotacji podkre?la? nie musz?. My?licie, ?e co? ocenzurowa?, ?e wykona? jak?? specjaln? polityczn? misj?? Bzdura! Nauczy? si? telewizyjnej roboty, opanowa? warsztat monta?ysty i nie tylko t? sztuk?. By? rzetelnym fachowcem, jakich dzisiaj nie u?wiadczysz. By? jeszcze lojalnym koleg?, na którego pomoc mog?em liczy? zawsze, którego opinii wys?uchiwa?em z uwag?. By? porz?dnym cz?owiekiem. No i co z t? jego przesz?o?ci?? Wielu tropicieli ch?tnie pewnie uniewa?ni?oby wszystkie wymienione dokonania tylko za ten nieszcz?sny cenzurowy epizod. No to zróbcie panowie odno?n? okoliczno?ciow? piecz?tk? i ostemplujcie groby na cmentarzach. Tylko od Kucharzowego wara!
W?a?nie za nami recital w rzeszowskiej filharmonii. Przyj?to go wy?mienicie, ale Rzeszów, niestety, kojarzy si? z przykr? przygod?. Hotel nosz?cy nazw? miasta idzie do rozbiórki. A kiedy? praktykowano w nim niecn? procedur?. Wiele lat temu biesiadowali?my w pokojach. Wracaj?cy do siebie nocn? por? muzyk zosta? zwini?ty na korytarzu przez miejscowego portiera -jak si? pó?niej okaza?o funkcjonariusza ORMO, który wezwa? milicj? i oskar?y? koleg? o obraz?, napa??. Bóg wie co jeszcze! Z aresztu i przyspieszonego trybu post?powania wyci?gn?li?my go cudem. Okaza?o si?, ?e to by?a codzienno?? i ?e w ten sposób za?atwiono wielu hotelowych go?ci. Skazany p?aci? bowiem rzekomo poszkodowanemu tak zwan? nawi?zk?, któr? ów cwaniak dzieli? si? z mundurowymi. Czy mo?emy dzisiaj o tym zapomnie?? Wybaczy?? To trudne. Zastanawia mnie natomiast jedno. Otó? ewentualne wybaczanie ?atwiej idzie tym, którzy cierpieli, ni? tym, którzy o ponurej przesz?o?ci nie maj? bladego poj?cia.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki