Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 1 kwietnia


Rozsiani po ca?ym ?wiecie. Z ?yciorysami gotowymi, by stanowi? scenariusz filmowy albo sensacyjn? powie??. Emigranci. Pchani ch?ci? polepszenia n?dznej wegetacji, czasem ciekawo?ci?, cz?sto tak?e po prostu uciekinierzy z w?asnego domu, który z jakiego? powodu tym domem by? przesta?. Koniec II wojny ?wiatowej nie obwieszcza?, niestety, spokoju wszystkim mieszka?com Europy.
W Grecji rozpocz??a si? batalia najgorsza z mo?liwych. Oto brat stan?? przeciw bratu, ziomek przeciw ziomkowi, rodak postanowi? zniszczy? rodaka my?l?cego inaczej, maj?cego inny patent na kraj, system, porz?dek rzeczy.
?wie?e groby zawsze wzrusz? Niezale?nie gdzie kopane Jak obrosn?, wyjdzie na jaw Kto szczu? i co by?o grane. Przywo?ana strofa Jacka Kleyffa ?wietnie ilustruje ow? sytuacj?. Po latacli dopiero dowiadujemy si?, kto poci?ga? za sznurki, kto rozgrywa? polityczn? parti?, strategiczny plan. Historia ujawnia fakty, ale ta wiedza nie zmienia tragedii tysi?cy zmanipulowanych ludzi, nie odwraca ich losu, nie rekompensuje poniesionych strat. Moi te?ciowie poszli w góry do komunistycznej partyzantki, g??boko przekonani, ?e nadszed? czas równo?ci, ?e monarchia oparta o zachodnie mocarstwa to niesprawiedliwy ?ad i przyczyna ich marnej doli. Tak naprawd? mieli po ewentualnym wygranym boju wepchn?? Hellad? w stref? sowieckich wp?ywów na Ba?kanach. Przegrali. W konsekwencji czeka?y ich wi?zienia i wyroki ?mierci.
Ucieczka dawa?a szans? prze?ycia w iluzorycznym przekonaniu, ?e przecie? buduj? ustrój, o jaki walczyli. Budowali zatem socjalistyczne zr?by w Kro?cienku ko?o Ustrzyk Dolnych, w Bielawie ko?o Wa?brzycha, w Zgorzelcu, w Policach pod Szczecinem. Budowali w Moskwie i Taszkiencie, w Bukareszcie i Dre?nie, tak?e na W?grzech, wsz?dzie tam, gdzie panowa?a ludowa demokracja. I t?sknih. T?sknota dawa?a si?? do przetrwania na obczy?nie, determinacj? potrzebn? do kultywowania obyczajów i tradycji. Piel?gnowali swój j?zyk, mimo ?e urodzone ju? poza Grecj? dzieci coraz mniej odró?nia?y si? od nowego otoczenia - no, mo?e troch? egzotyczn? urod?. M?drzy ch?opsk? ?yciow? m?dro?ci?, kszta?cili te dzieciaki, daj?c im niew?tpliwy kapita? na przysz?o??. Kilkadziesi?t lat przesiedzieli na walizkach, ci?gle mówi?c, ?e ju? wnet, za rok, za dwa, b?d? wraca?.
I wreszcie nadesz?a upragniona chwila. Wielu jej nie doczeka?o, wielu prze?y?o przykre rozczarowania, a to przyj?ciem ze strony rodziny, a to trudno?ciami ze znalezieniem pracy, nieraz konieczno?ci? procesowania si? o dawn? w?asno??. Zostali nieliczni. Zakotwiczyli s? nad Wis?? dzi?ki polskim partnerom, wybrali zimny Ba?tyk i mro?n? zim? - upalne lato i lazur Morza Egejskiego traktuj?c wakacyjnie. I kontynuuj? t?sknot?. Za rodze?stwem, które gdzie? w Atenach, Salonikach, na wyspach, za muzyk?, której pró?no szuka? w radiu, za kuchni?, jaka smakuje tylko tam, z niejasnym, ale jednak nurtuj?cym przypuszczeniem, ?e mo?e trzeba by?o wraca?.
Owa t?sknota nie ma nic wspólnego z poziomem egzystencji w Polsce, z miejscem zajmowanym w spo?ecznej hierarchii. To klasyczne rozdwojenie ja?ni - potrzeba przebywania w dwóch miejscach jednocze?nie, mówienia dwoma j?zykami naraz. Takie rozdwojenie ja?ni ka?e mojej ?onie broni? greckich interesów tu, w Krakowie, i polskich, gdy znajdzie si? pod Olimpem.
Wspomniana garstka za?o?y?a niedawno w cieniu Wawelu stowarzyszenie maj?ce na celu... bycie razem. W dobie rozmaitych fundacji z biznesem w tle taka intencja wzrusza i napawa szacunkiem. Zinstytucjonalizowa? balang? - oto prawdziwie szczytne zamierzenie. Czyli spotyka? si?, by pogada? w j?zyku ojców, za?piewa?, wznie?? toast, wiedzie? wi?cej o sobie. I tylko w tym jedynym celu nosi? w kieszeni jak?? legitymacj?. Czy to nie pi?kne?
Przygl?dam si? przedsi?wzi?ciu, mam w nim etat grajka, bo kocham greckie piosenki. I zawsze porywa?y mnie na kamieniu zrodzone, z ksi??yca wzi?te pomys?y na ?ycie, pi?kne irracjonaln? potrzeb?, kaprysem, dowodz?ce plato?skiej wolno?ci umys?u. Tu nie chodzi o honorowy konsulat, o wywieszanie flagi, reprezentowanie, o medialny rozg?os, chocia? ostatniemu spotkaniu towarzyszy?y kamery i zaszczyci? je obecno?ci? ambasador. Tu chodzi o dodanie jeszcze jednej barwy do naszej palety barw, bo nic tak nie wzbogaca doczesno?ci ni? odmienno?? kultur, pogl?dów, stanowisk.
Kiedy Maja ?piewa:

Dwie ojczyzny dwa sztandary
Dwie religie, sk?d wzi?? w sobie tyle wiary
i przodkowie na portretach
podpisanych w dwóch odmiennych alfabetach

to jej zazdroszcz? i wspó?czuj? jednocze?nie.
Za moment ?wi?ta - dla mnie natychmiastowy sprawdzian zacytowanej przed momentem ballady. Bo te? córka leci do Salonik i tam powie "Ka?o Pascha", gdy ja na to w Krakowie odrzekn? "Alleluja! Weso?ych ?wi?t".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki