Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 22 kwietnia


Osiemdziesi?ciolecie Radia Kraków min??o bez fanfar i szampa?skich wystrza?ów. Wzi??em udzia? w kameralnym spotkaniu z bran?owymi notablami i za?piewa?em: "Ale to ju? by?o i nie wróci wi?cej", który to szlagwort pasuje jak ula? do wszelkich tego typu jubli.
Z rozrzewnieniem wspominam czasy niedzielnych felietonów Jalu Kurka, koncertów ?ycze? prowadzonych przez Barbar? Tomaszewicz i Adama Jasi?skiego, reporta?y Jacka Stwory, sprawozda? sportowych Witolda Zakulskiego. Te czasy przywo?ywa?a tak?e wystawa starych radioodbiorników, które dzi? szokuj? bylejako?ci? wykonania, archaiczn? stylistyk?, jednocze?nie wywo?uj?c nut? wzruszenia. ?za kr?ci si? w magicznym oku stolicy czy preludium. Kto pami?ta jeszcze, czym by?o owo magiczne oko? Jakim wydarzeniem by?o pojawienie si? przeno?nej szarotki - obrzydlistwa umo?liwiaj?cego s?uchanie ulubionych melodii gdzie? w plenerze, nad rzek?.
Dzisiaj kostka wielko?ci pudelka od zapa?ek - to odbiornik, dyktafon i magazyn tysi?cy przebojów zapisanych na twardym dysku. Nie z?ymam si? na techniczny post?p - on niew?tpliwie u?atwia ?ycie, natomiast bole?nie redukuje do minimum udzia? czynnika ludzkiego w ca?ej sprawie. Kiedy? w eter p?yn??y g?osy i z nimi kojarzono takie lub inne audycje, mówienie do t?umów wymaga?o okre?lonych kompetencji, ba, charyzmy. Dzi? banda weso?ków proponuje luzik, poklepuj?c po plecach, traktuj?c wszystkich jak kolegów od piwka czy wódeczki. Prowadzenie konkursów o przys?owiowy d?ugopis z firmowym nadrukiem nie wymaga niczego poza tupetem i opanowaniem m?odzie?owego s?ownika, gdzie sorki, narka, w porzo dawno wypar?y jakikolwiek sens.
Przez dwa lata robi?em dla I Programu PR "Plotk? z AB". Opowiada?em o kolegach z estrady, ilustruj?c te opowiastki ich twórczo?ci?. Obecnie ten sam cykl zaproponowa?em telewizji. Kupili pomys? - nagra?em dwa pilota?owe odcinki, kolejne przygotowuj?. Przedsi?wzi?cie sprawia sporo frajdy, ale nie nale?y do naj?atwiejszych. Anegdoty dotycz?ce popularnych artystów musz? bowiem im s?u?y?. Tote? nie proponuj? gaw?dy o sprawach ?ntynmych, o balangach, potkni?ciach itp. Takie plotkowanie zostawiam maglowi i poczytnym brukowcom. Zale?y mi bardziej na smaczkach, niuansach ukazuj?cych znane osoby w innym nieco ?wietle ni? blask jupiterów.
Kiedy zadzwoni?em do ?ony Marka Grechuty Danuty i wyrazi?em ?al, ?e Marek nie doczeka? naszej nominacji do Euro 2012, powiedzia?a, ?e zapewne z entuzjazmem krzykn??by g?o?no: "Niech ?yje Polska Ludowa!". Zapyta?em zdziwiony dlaczego? Otó? tak zareagowa? pono? paroletni przysz?y idol timów na widok kupionego przez tat? pierwszego samochodu. Zawo?anie przetrwa?o w rodzinie Grechutów i by?o stosowane z ca?ym dystansem i ironi?, gdy tylko zdarzy?o si? co? radosnego.
"Niech ?yje Polska Ludowa!" wrzeszcz? wi?c za Marka absurdaln? kwesti?, bo fakt organizowania mistrzostw Europy nad Wis?? cieszy mnie ogromnie. To niew?tpliwie wielka szansa dla kraju, ale te? powa?ne wyzwanie i je?li czego? si? obawiam, to nas samych. Zdolno?ci i zapa?u spo?ecze?stwu nie brakuje, determinacji, gdy trzeba si? pokaza? przed ?wiatem tak?e - wszystko zatem powinno si? zgadza?. Pod jednym wszak warunkiem, ?e nie uruchomimy naszego piekie?ka, w którym ka?dy w swoj? stron?, na swój sposób, prywatn? mod??.
Ze zgroz? s?ucham ostrze?e? handlarzy ze Stadionu Dziesi?ciolecia w Warszawie, ?e wyjd? na ulic?, nie dopuszcz?, ?e po ich trupach itd. To? racja wy?sza musi by? bezwarunkowo respektowana - obiekty sportowe i autostrady to nie ko?derka, któr? mo?na sobie wyrywa?. Musimy kiedy? pokona? syndrom "zakopianki" ?limacz?cej si? wbrew zdrowemu rozs?dkowi budowie kilkudziesi?ciu kilometrów. Musz? kiedy? znikn?? faceci, którzy zagrodz? miedz?, nie przepuszcz? przez swoje, wyci?gn? siekiery, by broni? ojcowizny i z nikim si? nie pogodz?, jak w przypadku Buforowego czy Guba?ówki.
Nie zd??y?em napisa? nic o zmar?ym niedawno Andrzeju Kurylewiczu. W zakopia?skiej Halamie nadzorowa? Maj?, gdy w klubowej piwniczce ?wiczy?a fortepianowe etiudy. T?umaczy? ró?ne tajemnice klawiatury ze spokojem i wyrozumia?o?ci?, mimo ?e do ?agodnych nie nale?a?. Tandeta, g?upota i chamstwo doprowadza?y go do sza?u. W pami?ci utkwi?y mi dwa zegarki noszone na przegubach obu r?k - taki ot artystyczny kaprys. I jeszcze wieczór u Basi M?ynarskiej - siostry Wojciecha, w Szwajcarii, gdy gra? temat z serialu "Polskie drogi". Daleko od domu muzyka Andrzeja brzmia?a niezwykle. Jest w niej ta s?owia?ska t?sknota za diabli wiedz? czym. Mo?e za przesz?o?ci?, gdy pi?kne nuty s?czy?y si? z niedoskona?ego g?o?nika tesli?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki