Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 29 kwietnia


Ucieczka do Zakopanego nie ma nic wspólnego z ucieczk? przed ludzkim gwarem, tumultem, t?umem. D?ugi weekend, o którym tyle gadamy i którym szczycimy si? jakby stanowi? jedyny rekord godny manifestacji, ?ci?gn?? pod Tatry rzesze amatorów wypoczynku. Przymusowa wizyta na Krupówkach, czyli niezb?dne zakupy, utwierdzi?a mnie natychmiast w przekonaniu, ?e po spacerze z psem lepiej zaj?? si? lektur? w domowych pieleszach. Ob?o?ony ksi??kami i pras?, zerkam tedy na Giewont pokryty ?nie?nym nalotem.
Codzienne gazety przypomnia?y, ?e min??o dziesi?? lat od ?mierci Piotra Skrzyneckiego. Postaci ewidentnie krakowskiej, symbolicznej, legendarnej, charyzmatycznej, kultowej. Celowo nagromadzi?em w jednym zdaniu tak? ilo?? istotnych przymiotników, by zderzy? ich wymow? z up?ywem czasu i jego niszczycielsk? dzia?alno?ci?. Kiedy ?piewam "?al za Piotrem S.", gdzie? w odleg?ych miejscach naszego kraju, pytaj? nieraz, kogo owo wspomnienie dotyczy. Wyja?niam cierpliwie, próbuj? opisa? cz?owieka zapami?tanego wiele lat temu z jego cz?stych wizyt w Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszk?".
Tak, tak, to by? pocz?tek ?at 60. Jadaj?c obiady w miejscowej sto?ówce, obserwowa?em przemykaj?cego z sali kawiarnianej do toalety drobnymi kroczkami jakby zak?opotanego czy zawstydzonego m??czyzn? -jeszcze wtedy bez kapelusza - z niewielk? ilo?ci? czarnych w?osów na g?owie oraz tego samego koloru charakterystyczn?, okalaj?c? twarz brod?. Ja, nastolatek, pozbawiony mo?liwo?ci korzystania z nielicznych nocnych uciech miasta, nie mia?em poj?cia, ?e ów pan o wyra?nie artystowskiej aparycji to mag, czarodziej, sztukmistrz od kabaretu.
Par? lat pó?niej trafi?em do Piwnicy jako widz i ujrza?em prawdziwe oblicze Piotra S. Bo?e, có? to by?y za prze?ycia. Pie?ni Ewy Demarczyk fruwa?y nad niewielkim pomieszczeniem, mieszaj?c si? z d?wi?kiem konferansjerskiego dzwonka i tekstami, jakich pró?no by?o szuka? w ówczesnych mediach. Czy oniemia?y z wra?enia, zachwycony inno?ci? ?wiata, z jakim przysz?o obcowa?, mog?em przypuszcza?, ?e kiedy? stan? na tej estradzie? Maryla Rodowicz powiedzia?a, w wywiadzie, ?e jestem jednym z nielicznych niepodpiwniczonych krakowian. To prawda -pod "Barany" trafia?em wy??cznie w celach towarzyskich, by wychyli? kieliszek ze znajomymi. Jednak par? razy te toasty spe?nia?em, gdy trwa? program, Piotr widz?c mnie przy barze, podchodzi? i pyta?, czy za?piewam. Piotrowi si? nie odmawia?o. Po?ycza?em zatem gitar?, a to od Jurka Wysockiego, a to od Roberta Hobrzyka, i przy??cza?em swój g?os do snuj?cego si? do pó?nej nocy przedsi?wzi?cia.
Pami?tam przypadkowe spotkanie na placu Szczepa?skim. W?a?nie wysiad?em z zaparkowanego wcze?niej auta, by natkn?? si? na Skrzyneckiego w towarzystwie Zbyszka Preisnera. Akurat wróci?em z Imprezy, na której wyst?powa?em wraz z Beat? Rybotyck? i Grzegorzem Turnauem. Zagadni?ty przez Zbyszka, opowiedzia?em krótko o wyjazdowej przygodzie. Na to Piotr:
- A jak tam moje dzieci?
Uwa?a? bowiem, i s?usznie, wspomnian? przed momentem dwójk? za swoich kabaretowych podopiecznych. Odrzek?em, ?e ?wietnie sobie poczynaj?. I znowu on:
- Trzeba by t? Beatk? podlansowa?.
A Zbyszek, jak to Zbyszek - szczerze, bez finezji:
- Ju? j? k... lansujesz trzy lata i nic z tego nie wynika.
Wtedy "Skrzynia" z diabelskim u?mieszkiem i takim samym chichotem:
- Brakuje mi kompozytora.
Dziesi?? lat temu zako?czy? swoj? kolorow? w?drówk?. I natychmiast rozleg?y si? g?osy dywaguj?ce na temat losów kabaretu. Czy sprawa bez szefa ma szans? bytu? Kto zostanie nast?pc?? Czy jakakolwiek kontynuacja ma sens? Nie przy??czam si? do tych w?tpliwo?ci. Bo wiem jedno "Barany" prze?y?y swój czas. Utraci?y dziejow? motywacj?. Dzisiaj w epoce sezonowych gwiazd nawet z Piotrem Skrzyneckim by?yby zjawiskiem niszowym. Z t? ró?nic?, ?e za komuny niszowo?? oznacza?a protest wobec obowi?zuj?cych regu? gry, gdy teraz nosi jedynie znamiona fanaberii.

Spotka?em wczoraj Piotra we ?nie
W Rynku po kabarecie
Bo najwa?niejsze prawdy dwie
Za?niecie a znajdziecie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki