Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 20 maja


Dawno dawno temu, ale nie za górami czy lasami, jak ka?e bajkowy kanon, lecz tu, w Krakowie, by? sobie klub studencki o nazwie "Buda". Mie?ci? si? w naro?nej kamienicy u zbiegu ulic Czapskich i Jab?onowskich i nale?a? do ówczesnej Wy?szej Szko?y Rolniczej. W tych zamierzch?ych czasach m?odzie? akademicka nie bra?a udzia?u w wy?cigu szczurów i walce o dobrze p?atne biznesowe posady, ale te? mia?a jaki? pomys? na siebie, nieco ciekawszy ni? wypicie flaszki lub danie sobie w ?y?? na dyskotece.
Owe idee owocowa?y kabaretami, teatrami, kapelami jazzowymi, ?piewaj?cymi autorami, przeró?nymi wernisa?ami, turniejami poetyckimi itp. Jednym s?owem - o kulturze studenckiej by?o g?o?no, a wspomniany klub stanowi? autonomiczn? instytucj? wspieran? przez uczelniane w?adze. Kabaret za?o?ony w 1968 r. przez kilku zapale?ców, w?ród których znalaz? si? Bogdan Smole?, zaj?? piwniczne pomieszczenia pod lokalem, st?d nazwa "Pod Bud?". Pierwsze spektakle by?y m?odzie?czo nieporadne (tekstów dostarcza?a m.in. mama Smoleniowa), ale z up?ywem lat zespó? wyrabia? si?, krzep?, rós? w si??. Pojawienie si? za? Henryka Cyganika, nie?yj?cego krakowskiego dziennikarza, da?o ca?emu przedsi?wzi?ciu przys?owiowego kopa. Programy "Cze??, S?awek, za co ci??" i "Uwa?aj, S?awek, uwa?aj" nosi?y znamiona profesjonalnej roboty w ka?dym ich elemencie.
Zacz??em tam zagl?da?, g?ównie za spraw? muzycznej strony, któr? zabezpiecza? Jan Hnatowicz. Oczko w g?owie rektora Wojtaszka gromadzi?o komplety publiczno?ci podczas spektakli i wkrótce zdoby?o wszystkie mo?liwe nagrody kabaretowe. W 1975 r. trupa Smolenia dosta?a propozycj? ca?omiesi?cznych wyst?pów wakacyjnych - na owe czasy gratka nie lada. ?piewaj?ca w niej Greczynka Charitlia Motsiou w tym samym momencie wyje?d?a?a do swojej ojczyzny. Co zrobi? Bogdan? Ano poprosi? ni?ej podpisanego, by zaj?? jej miejsce i wype?ni? t? balladow? luk?. Czy móg? si? spodziewa?, ?e tym samym wbija gwó?d? do kabaretowej trumny?
Mój akces spowodowa? wkrótce totalne zaburzenie proporcji. Kolejna premiera zosta?a bowiem odebrana, i s?usznie, jako recital piosenek. Pierwsze skrzypce grali w niej i ?piewali nie aktorzy, tylko piosenkarze i muzycy. Smole? otrzyma? ofert? od Zenka Laskowika i skwapliwie z niej skorzysta?, przenosz?c si? do Poznania i robi?c niema?? przecie? estradow? karier?. Kabaret zako?czy? barwny ?ywot, zostawiaj?c w?asnemu losowi ansambl muzyczny, który zachowa? nazw? "Pod Bud?" i pod takim szyldem pokaza? si? na Famie w ?winouj?ciu, by zdoby? tam nagrod?.
To by?o w lipcu 1977 r., zatem... 30 lat temu. Tak, tak uda?o si? przetrwa? trzy dekady, co jest niew?tpliwym wyczynem nie tylko w krajowej skali. Pocz?tki by?y trudne - etykieta kabaretu dawa?a si? we znaki - bo publika czeka?a na hece i ?miechy, uciechy i skecze, a tu serwowano jej liryczny koktajl. Jednak sukces opolski, który kaza? nie tylko amfiteatrowi, lecz ca?ej Polsce ?piewa? "Kap, kap, p?yn? ?zy", otworzy? przed nami wszelkie mo?liwe drzwi.
Jubileusze s? pretekstem do wspomnie? i podsumowa?. Uzbiera?o si? par? tysi?cy koncertów tu, nad Wis??, ale tak?e w Australii, USA, Kanadzie, w wielu krajach Europy. P?yty rozchodzi?y si? w platynowych i z?otych nak?adach i sprzedaj? si? wci??, mimo zupe?nego braku zainteresowania mediów tym, co robimy. W powy?szym stwierdzeniu nie ma skargi czy ch?ci utyskiwania na los. Ilo?ci? recitali dawanych w ci?gu roku mogliby?my bez trudu obdzieli? kilka sezonowych gwiazd.
Jest przecudny majowy wieczór. Dziedziniec zamku w Krasiczynie. Na widowni prawie tysi?c osób. Wiele ?piewa z nami wszystko od pierwszej do ostatniej nuty, potem nast?puje owacja na stoj?co. Obok mnie na estradzie k?ania si? moja córka, jakby za?enowana takim gor?cym przyj?ciem. Jaki jest powód trwaj?cej 30 lat popularno?ci? - pyta pani redaktor z jakiego? radia. Nie mam bladego poj?cia - mog? jedynie spekulowa?. Mo?e to konsekwencja, z jak? dzia?amy bez ogl?dania si? na mody, bez ch?ci bycia trendy, a mo?e piosenki, w których próbuj? wci?? opisa? kondycj? szarego zjadacza chleba, tu, w kraju Piastów?
R?bka tajemnicy uchyli? mi kiedy? podpity jegomo??, który przyszed? po sko?czonym koncercie i powiedzia?: "Panie Andrzeju, ja to samo czuj?, co pan i tak samo my?l?, tylko tego nie umiem zapisa?". Ot i ca?y szkopu?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki