Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 27 maja


Kiedy podró?uj? samochodem, s?ucham radia. I mam z tym k?opot. Przeszukuj? skal? w te i z powrotem, by znale?? cho? jedn? stacj?, w której gadaj?. Nie chodzi, rzecz jasna, o gadane reklamy czy regularnie nadawane wiadomo?ci, jeno o ?ywe, poprawne s?owo na jaki? interesuj?cy temat. W huku tandetnej muzyki, w morzu piosenek podobnych do siebie jak dwie krople wody, w t?umie panienek i ch?optasiów, których odró?ni? nie sposób, kawa?ek ojczystej, potoczystej mowy dzia?a niemal jak lekarstwo. I nagle rozpoznaj? znajomy g?os, tyle ?e wzburzony, pe?en emocji. Tak, to Piotr D?browski, aktor, re?yser, dyrektor teatru w Bia?ymstoku. Pozna?em go w Zakopanem, gdzie pracowa? na Scenie Witkacego tworz?c kreacje i spektakle, pozwalaj?ce bez wahania zaliczy? go do fachowców pe?n? g?b?. Od kiedy obj?? we w?adanie bia?ostock? ?wi?tyni? Melpomeny, zacz??o si? tam dzia?, premiera goni? premier?, a pusta widownia przesz?a do historii. Co wi?c zm?ci?o spokój mojego kolegi? Spowodowa? to pomys? jakiego? nawiedzonego decydenta, by patrona przybytku Aleksandra W?gierk? zast?pi?... Józefem Pi?sudskim. Ten pierwszy urodzony pod koniec XIX wieku, zas?u?ony inscenizator, jednym s?owem cz?owiek teatru wyda? si? komu? ma?o w?a?ciwym, bo mo?e, o zgrozo, splami? si? niegodziwo?ci? w stylu wspó?praca, lewicowe pogl?dy (zmar? chyba podczas drugiej wojny ?wiatowej). Tote? t?umaczy zdenerwowany Piotrek, ?e mimo szacunku, jakim darzy marsza?ka, nie mo?e pogodzi? si? z krety?sk? ide?, ?e wyprowadzi zespó? na ulice miasta, by zaprotestowa? przeciw kolejnej próbie wtykania nosa w nie swoje sprawy, który to objaw staje si? symbolem naszych czasów. A wszystko z braku lepszego konceptu naprawy rzeczywisto?ci, ch?ci uzyskania ?atwego poklasku, przypodobania si? w?adzy.
?eby niszczy? symbole czasów minionych, trzeba dysponowa? ponad wszelk? w?tpliwo?? elementarn? wiedz? historyczn?, by nie nara?a? si? na blama?. Usuni?cie pomnika Waltera ?wierczewskiego w Baligrodzie b?dzie dowodem na brak wspomnianej wiedzy. Przecie? zgin?? najprawdopodobniej od kul
swojej obstawy, czyli sprz?tni?ty przez NKWD. Mo?e wi?c powinno si? nada? mu statut m?czennika czerwonego re?imu?
Inicjatywa wzi?cia pod lup? urz?dów skarbowych, Polaków, którzy kupili mieszkania warte wi?cej ni? 250 tysi?cy z?otych, nie ma nic wspólnego z dba?o?ci? o uszczelnianie systemu podatkowego, kontrolowaniem szarej strefy, walk? z fiskalnymi przewa?ami. To najzwyklejszy cyniczny, populistyczny chwyt, maj?cy na celu utrzymanie tak zwanego elektoratu. W tym kraju ?yje poka?na grupa spo?eczna, dla której wspomniany wydatek to kosmos, a mog?cy sobie na? pozwoli? to stuprocentowi z?odzieje, bo przecie?: "Panie, tu uczciwie dorobi? si? nie mo?na". Oni czekaj? tylko na sprawiedliwo?? w stylu - zabra? tym, co maj? i kropka. Tymczasem w pa?stwie zmierzaj?cym do Europy ludzie kupuj?cy, czyli inaczej mówi?c inwestuj?cy, nap?dzaj? koniunktur?, zatem winni by? dobrze widziani i wzbudza? szacunek. Na dodatek owe 250 tysi?cy pozwala na zakup w stolicy 25-metrowej kawalerki. Traktowanie takiego nabytku w kategoriach czego? niecodziennego i superluksusowego zakrawa na kpin? i wci?? lokuje nas na dalekich peryferiach.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki