Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 3 czerwca


Zdecydowanie zbyt ma?o ceniony, nie?yj?cy Andrzej Waligórski, ojciec Kniazia Dreptaka, którego uczyni? bohaterem wielu tekstów piosenek, wykombinowa? w jednej z nich, ?e dzielny rycerz tak zapami?tale wywija? mieczem, z tak? zaci?to?ci? pozbywa? si? przeciwników, i? w konsekwencji uci?? tak?e puent? ballady. Mnie za? w ubieg?ym tygodniu ur?ni?to kod? felietonu. Tote? przytocz? j?, bo nie lubi? opowiastek bez mora?ów, sentencji, przes?ania. Oburzy?em si? mianowicie na wst?pie na pomys? bia?ostockich w?adców, by zmieni? patrona miejscowego teatru z Aleksandra W?gierki na Józefa Pi?sudskiego. W zako?czeniu za? zaapelowa?em do wspó?czesnych reformatorów i zmieniaczy naszej rzeczywisto?ci, list lektur szkolnych, symboli przesz?o?ci, by nie wywo?ywali zbyt ochoczo imienia marsza?ka, bo gdyby o?y? i zszed? z coko?ów, przynajmniej po?ow? z nich zamkn??by do krymina?u.
Jedni siwi, inni ?ysi z poka?nymi brzuszkami b?d? bez nich, spe?nieni zawodowo i finansowo albo prz?d?cy cienko,bezdzietni lub otoczeni wianuszkiem potomstwa, po??czeni wspóln? matur? 40 lat temu, spotkali?my si? z tej rocznicowej okazji, by pogada? przy rzetelnie zastawionym stole. Ale najpierw uda?em si? z wójtem naszej klasy, zwanym "Bac?", do wychowawczyni IVb, pani Marii Grudniewicz. Mimo s?dziwego wieku ma si? dobrze i co najwa?niejsze, przechowuje w ?askawej pami?ci 28 gagatków, których z lepszym i gorszym skutkiem uczy?a angielskiego i których próbowa?a wyprowadzi? na ludzi. Z ca?? odpowiedzialno?ci? mog? stwierdzi?, ?e si? to kochanej Mery uda?o. Usiedli?my w klasowych ?awkach "Sobka", by obejrze? skopiowany na p?yt? DVD film kr?cony wtedy, gdy biega?o si? w mundurkach z obowi?zkowymi tarczami i belkami oznaczaj?cymi rok nauki na ramieniu. Robi wra?enie. Facjaty m?odsze o cztery dekady - beztroskie ch?opaki, niewiedz?ce co ich czeka w przysz?o?ci. Czterech, niestety, ju? po tamtej stronie- pi?ciu zwi?za?o swój los z obczyzn?, nieraz tak odleg?? jak antypody, ale przecie? wi?kszo?? stawi?a si? w wyznaczonym miejscu o okre?lonej porze, by przywo?a? wspomnienia. A tych nie brakuje. Sp?dzamy ze sob? 12 d?ugich godzin, obiecuj?c solennie, ?e takie mityngi b?dziemy kontynuowa? w formie cyklicznej, bo wci?? jest co? do opowiedzenia, przedyskutowania. Przecie? od egzaminu dojrza?o?ci w naszych ?yciorysach uzbiera?o si? tyle wydarze?, ?e mo?na by nimi zape?ni? kilka opas?ych tomów. Jedno jest pewne - uzyskana wiedza, og?ada, kindersztuba, sposób patrzenia na otaczaj?cy nas ?wiat pozwoli?y niemal wszystkim ustawi? si? bez obawy o jutro, bez wstydu wobec dzieciaków. Nie zawsze l?dowali?my w wyuczonych zawodach, ale przemiany ustrojowe nie zasta?y nas bezradnych, zas?aniaj?cych si? dawn? mentalno?ci?, wrodzonymi nawykami itp. Przeciwnie, zmobilzowa?y do uruchomienia umiej?tno?ci potrzebnych, by robi? swoje z sukcesem. Absolwent AGH próbuj?cy szuka? szcz??cia w bran?y odlewniczej w Wielkiej Brytanii b?yskawicznie zorientowa? si?, ?e to z?a droga i dzisiaj jest w?a?cicielem ?wietnie prosperuj?cej firmy budowlanej. Wykszta?cony ekonomista zmienia? skór? wiele razy, by by? hurtownikiem, wydawc?, a teraz syndykiem upad?o?ciowym. Nasi lekarze zarabiaj? w Niemczech i tutaj bez d?sów i narzeka?, bo przede wszystkim s? wy?mienitymi fachowcami. Pisz?cy te s?owa te? przecie? nie zasili? rzeszy niezadowolonych nauczycieli, tylko skoczy? do g??bokiej wody show--biznesu i nie uton?? - przeciwnie, utrzymuje si? na powierzchni nie ogl?daj?c si? na tak zwan? koniunktur?. Mówimy tym samym j?zykiem przeczytanych ksi??ek, pos?ugujemy si? tym samym skrótem my?lowym, abstrakcyjnym poczuciem humoru, identyczn? ironi? podpatrzon? u mistrzów kabaretu. U?ywamy zatem swoistego kodu, jaki rozpoznajemy natychmiast u wszystkich nale??cych do naszego pokolenia. Wychowani w trudnych i biednych komunistycznych czasach, nosimy w sobie znacznie wi?cej tolerancji i wyrozumia?o?ci ni? dzisiejsze wilczki sk?onne bi? peda?ów, wiesza? gwiazdy Syjonu na szubienicach i malowa? na murach "Jude raus". Mieli?my niefart, bo nasza m?odo?? up?ywa?a w kraju zarz?dzanym z Moskwy, bo paszport ? le?a? w g??bokiej szufladzie ponurego urz?du, bo nasi rodzice zarabiali kilkana?cie czy kilkadziesi?t dolarów miesi?cznie. Ale mieli?my te? fart, bo mowy ojczystej uczy?a nas tak wybitna polonistka jak Maria Chrzanowska, historii tak niezale?nie my?l?cy intelektualista jak Kazimierz Zaj?c. Mieli?my jeszcze jedno szcz??cie - nad resortem odpowiedzialnym za nasz? edukacj? nie wisia? tak beznadziejny facet jak Giertych.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki