Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 22 marca


Obejrza?em dwie wystawy. Najpierw wystaw? ?wiatowej Fotografii Prasowej, pó?niej najnowsze prace Jerzego Nowosielskiego. Pierwsza gromadzi zdj?cia zrobione przez mistrzów migawki, prawdziwych "rewolwerowców", gotowych w ka?dej chwili doby? aparatu i "strzeli?", by zatrzyma? w kadrze t? jedn? chwil?, ten moment, w którym dzieje si? co? niezwyk?ego, wa?nego, pi?knego. Bo pi?kny jest delfin p?yn?cy przed dziobem ogromnego tankowca, bo niezwyk?e jest zderzenie muskulatury ameryka?skiej sprinterki z jej niesamowitymi, wielocentymetrowymi paznokciami, które atletka piel?gnuje. Jednak najwi?cej ekspresji (smutna to refleksja) tkwi w rzeczach tragicznych. Dlatego najcz??ciej powtarzaj? si? sceny ludzkiego nieszcz??cia. Wojny i kataklizmy by?y, s? i b?d? najlepsz? po?ywk? dla fotoreporterów - z ca?ym szacunkiem dla ich pracy. Na mnie wielkie wra?enie zrobi?o nocne zdj?cie Seattle, mo?e dlatego, ?e tam kiedy? by?em.

Jerzy Nowosielski napisa? w katalogu swojej wystawy w Starmach Gallery: "...te ostatnie moje ma?e obrazki ?adn? abstrakcj? nie s?. One co? przedstawiaj?. Co? Tego ja dok?adnie nie wiem, ale wiem wi?cej ni? 20 czy 30 lat temu. Wiem, ?e s? moj? wizj? osobist?, zjawisk czy bytów, o których ju? cokolwiek wiemy, ale które zaistnie? mog? w naszej ?wiadomo?ci i w naszym sercu tylko za pomoc? takiego malarstwa". Nic doda?, nic uj??. Dojrza?y artysta zacie?nia malowan? przestrze?, jakby d??y? do syntezy tego, czego wcze?niej dokona?, jakby swoje wcze?niejsze, tak dobrze nam znane motywy, próbowa? sprowadzi? do ja?niej?cych w przestrzeni punktów. Bo wspomniane obrazki s? takimi ?wietlistymi punktami na ciemnym tle. Tak wolno tylko wielkim.

Pocz?tek tygodnia przyniós? zaproszenie na otwarcie restauracji Wentzl. Wys?ane na mój stary adres dotar?o ju? po fakcie, wi?c pój?? nie mog?em, za pami?? bardzo dzi?kuj?. I ciesz? si?, ?e krakowska tradycja o?ywa kolejny raz w postaci lokalu, którego historia si?ga ko?ca XVIII wieku. Kamienica w Rynku G?ównym 19 przetrwa?a wielki po?ar miasta w 1850 r. mo?e dzi?ki obrazowi Matki Boskiej na froncie budynku. Na pocz?tku lat 70. wydawali?my pierwsze zarobione pieni?dze u Wentzla w?a?nie - s?yn?? wtedy z maczanki po krakowsku i przyst?pnych cen. ?ycz? powodzenia.

W czwartek pojecha?em do Siedlec na Wiosenn? Gie?d? Piosenki. By?em jurorem, tak?e ?piewa?em jako tzw. gwiazda wieczoru. Chyba zestarza?em si? solidnie albo co? si? sta?o z braci? studenck?, bo nijak nie mog?em doszuka? si? w tej imprezie sensu. Nie rozumiem, dlaczego sala wyje z zachwytu, gdy trzech m?odzianów próbuje na rozstrojonych gitarach zaakompaniowa? sobie do pseudo?piewania starego szkolnego wierszyka rosyjskiego "a?fawit u?e my znajem". S?dzi?em, ?e najmniej wybredny dowcip o Rusku ?enuje teraz, a nie wzbudza sza?u uwielbienia. Nie pojmuj?, dlaczego m?odzi ludzie kopiuj? bezmy?lnie radiowe koszmarki (najcz??ciej nie znaj? nawet tytu?ów i autorów tych bzdur), a je?li ju? usi?uj? da? co? od siebie, to w stylistyce szmiry, dla której okre?lenie "cz?stochowskie rymy" jest powa?nym komplementem. Przecie? ruch studencki to dawna wyl?garnia talentów autorskich, prawie wszyscy licz?cy si? twórcy piosenek z tego ruchu pochodz?. S?aba to prognoza przed kolejnym Studenckim Festiwalem Piosenki w Krakowie.

Tydzie? ko?cz? w Tychach udzia?em w "sk?adance" z Beat? Rybotyck? i Jackiem Wójcickim. Mi?a impreza, bo ludzie mili. "Becia" serwuje taki dowcip: "Przes?uchuj? podejrzanego o co? tam Eskimosa. Pada pytanie: - Co pan robi? w nocy 15 maja na 20 lipca?".

Do Krakowa wracamy w polarnej i?cie pogodzie, jakby zima chcia?a zadrwi? z pierwszego b?d? co b?d? dnia kalendarzowej wiosny.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki