Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 9 wrze?nia


Z kabaretem Klika zetkn??em si? dawno, dawno temu na festiwalu akademickim Fama w ?winouj?ciu. Dwóch d?entelmenów z Bydgoszczy stawia?o pierwsze kroki nieopierzonych satyryków, dostali chyba jak?? nagrod? - s?owem kariera na tamte czasy klasyczna: z klubu, z piwnicy, z kazamatów na ?wiat?o dzienne. Pó?niej spotykali?my si? w rozmaitych estradowych sk?adankach realizuj?c wspólnie za?o?enie nazywane ironicznie: co? do ?miechu - to oni, co? do p?aczu, zatem lirycznie i poetycko - to ja. Zadzierzgni?ta znajomo?? przetrwa?a mimo coraz rzadszych kontaktów. Mieli zwyczaj telefonowa? zawsze 23 grudnia, bowiem od lat dokonuj? tego dnia przed?wi?tecznego obchodu bydgoskich knajp i przy kieliszku sk?adaj? ?yczenia kolegom. Tym razem dzwonek zabrzmia? niemal 3 miesi?ce wcze?niej.
- Malina! - us?ysza?em charakterystyczny skrzekliwy wokal Marka Sobczaka. - Kup sobie dzisiejszy- tu pad?a nazwa jednego z czo?owych brukowców - i przeczytaj o nas.
Nie musia?em - "sensacj?" poda?a ju? telewizja. Oto podczas jakiego? pikniku, gdy Klika krytykowa?a wybitnie aktywnego ministra, na scen? wdar?a si? dotkni?ta k??liwymi ?artami pos?anka reprezentuj?ca to samo ugrupowanie, co o?mieszany, porwa?a mikrofon i da?a odpór gro??c niemal niesfornym artystom przerwaniem kariery. Prawda jaka niesamowita afera? Jakie wydarzenie? I nagle okaza?o si?, ?e kabaret, o którym ?wiat prawie zapomnia?, faceci, których pró?no by?o szuka? w mediach, nagle, jak za dotkni?ciem czarodziejskiej ró?d?ki, znale?li si? w oku cyklonu.
- Nie wyobra?asz sobie - kontynuowa? Marek - ale Toni (Antoni Szpak - drugi ze wspomnianego duetu) odbiera telefony ze wszystkich stacji, wszystkich redakcji z propozycjami wywiadów, komentarzy, spotka?.
W konsekwencji wzro?nie równie? liczba ofert wyst?powych, bo naród zapragnie na w?asne oczy i uszy zobaczy? i us?ysze?, co te? takiego wyprawiaj? panowie S.
Przytaczam zdarzenie, bo dowodzi, ?e ?yjemy w czasach, w których normalno?? przesta?a si? liczy? i kogokolwiek interesowa?, ?e bez zadymy, rewelacji, hecy nie sposób nic wypromowa?, niczym przyci?gn?? uwagi. Takiego stanu rzeczy do?wiadczam na w?asnej skórze przy okazji 30-lecia Pod Bud?. W ostatnich latach zespó? niemal nie funkcjonuje na szklanym ekranie, niemal nie s?ycha? go w radiu. Przypomniano sobie o nim, bo przetrwa? trzy dekady (te? mi osi?gni?cie). Gdybym og?osi?, ?e koncert, który damy w najbli?szy pi?tek w Rynku G?ównym, jest ostatnim w karierze - ale? by?by news, ale? gratka. To?by si? zlecieli z mikrofonami, kamerami, to?by zacz?li docieka?, dlaczego, szuka? przyczyn oczywi?cie pozaartystycznych -jakich? sporów o kas?, wojny o wp?ywy, rodzinnych rozpadów, chorób nieuleczalnych. Ale? g?upi jest ten komercyjny ?wiat! Jaki ?a?osny!
Kolega z wojska zostaje najpierw ministrem edukacji, ostatnio za? s?siadem z Dziennikowych ?amów. Z Ry?kiem Legutk? biega?em 4 lata na zaj?cia do studium wojskowego UJ. Obaj przedstawiciele wydzia?u filologicznego, tyle tylko, ?e on anglista. Pó?niej filozof na dok?adk?. Niecz?ste przypadkowe spotkania b?d?ce okazj? wymiany pogl?dów na temat otaczaj?cej nas rzeczywisto?ci, utwierdza?y mnie w przekonaniu, ?e majorom i pu?kownikom nie uda?o si? pozbawi? nas resztek inteligencji i umiej?tno?ci trze?wej oceny wydarze?, i cho? Rysiek rozpocz?? karier? polityczn?, która to dziedzina zawsze napawa?a mnie odraz?, to jest niew?tpliwie w?a?ciwym cz?owiekiem na w?a?ciwym miejscu. Je?li co? jedynie budzi mój niepokój to w?tpliwo??, czy kwalifikacje i dobre ch?ci Legutki wystarcz? w zmaganiach z wszechobecnym obni?aniem poziomu. Lista lektur, bez wzgl?du na to przez kogo u?o?ona, przegrywa bowiem na naszych oczach pojedynek z ta?cem z gwiazdami i serialem dla kucharek.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki