Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 30 wrze?nia


Dawno temu letnie wakacje sp?dzali?my na wiosze. Nie do ko?ca zabitej deskami, od Krakowa oddalona jest o 45 kilometrów. Ale przecie? ulegali?my rustykalnej egzotyce nieosi?galnej w miejskich murach. Pasa?em krowy, nauczy?em si? kosi? - zatem pomaga?em w polowych pracach, spa?em w stodole na sianie, je?dzi?em do wodopoju na ko?skim grzbiecie bez ?adnego siod?a ni uprz??y. Chodzi?em z rówie?nikami na grand?, czyli podkrada?em cudze jab?ka, ?apa?em na r?k? pstr?gi i jelce w pobliskim potoku. Grzyby nie stanowi?y ?adnej tajemnicy, a m?ody, wi?c odporny ?o??dek radzi? sobie doskonale z upieczonymi na blasze zielonkawymi go??bkami.
W niezliczonych eskapadach towarzyszy?a nam bokserka Figa, niemaj?ca poza ras?, imieniem i temperamentem nic wspólnego z obecn? domowniczk?. I tu pojawia? si? problem. Dobrze od?ywiony i zadbany pies nie tylko wywo?ywa? zdziwienie faktem nieograniczonej swobody - tutejsze czworonogi egzystowa?y przy budach, by? przede wszystkim obiektem zainteresowania miejscowych, niestety licznych, rakarzy. Na polskiej prowincji psi smalec by? rarytasem i uniwersalnym lekiem na wszelkie dolegliwo?ci. "Ale ona t?u?ciutka, panie" - takie stwierdzenia wywo?ywa?y w?ciek?o?? mojego taty, a tak?e nakazywa?y czujno?? i obserwowanie ruchliwej suki, by si? gdzie? niezauwa?ona nie oddali?a. Ona zreszt? na widok morderców dostawa?a sza?u, jakby wyczuwaj?c zagro?enie i z?e intencje. Czy od tamtych czasów wiele si? zmieni?o? Wed?ug mnie, niestety, nie. W takim przekonaniu utwierdzaj? zreszt? ludzie zajmuj?cy si? na co dzie? pomoc? dla zwierz?t, spo?ecznicy, dziennikarze, weterynarze.
Dzi? przed po?udniem na krakowskim Rynku da?em si? symbolicznie przyku? ?a?cuchem do psiej budy, czyli wzi??em udzia? w akcji propaguj?cej zerwanie tych okowów. Z rado?ci? odnotowa?em spore zainteresowanie po?yteczn? inicjatyw?, dowodz?ce, ?e ludzi my?l?cych nie brakuje. Bo trzymanie Azorów, Reksów, Ciapków na uwi?zi to dowód barbarzy?stwa i kretynizmu, które powinno by? pi?tnowane i karane. Przypnij si? jeden z drugim na par? chwil i pomy?l, ?e móg?by? sp?dzi? tak ca?e ?ycie. Odpowiesz ra?no - przecie? to tylko zwierz?. No wi?c przyjmij do wiadomo?ci, ?e tak samo jak ty czuje, raduje si?, cierpi, marznie, odczuwa g?ód i pragnienie, potrzeb? swobody. Ma?o to, jestem g??boko przekonany, ?e posiada dusz? wbrew temu, co gada niejeden pleban, bo czemu? mia?by jej nie mie?? I jeszcze jest ca?kiem bezbronny. Poniewieranych obywateli chroni policja - katowanego psa nikt.
A zaraz po tym przenios?em si? o kilkadziesi?t metrów dalej, by ?piewa? podczas kolejnego ju? Dnia Serca. Zaprzyja?niony z krakowskimi kardiologami, wspieram ich starania maj?ce na celu u?wiadomienie t?umom, co trzeba zrobi?, lub czego nie czyni?, by nasze pompki pracowa?y w?a?ciwie. Nie wiem za jak? przyczyn?, to w tym w?a?nie niestrudzonym mi??niu ulokowali?my wszelkie pozytywne przymioty. Gdy mówimy, ?e kto? ma dobre serce, to my?limy o jego szlachetno?ci i otwarto?ci na bli?niego, a nie o prawid?owym t?tnie lub ci?nieniu. Natomiast owego dobrego serca coraz mniej i w jednym, i drugim aspekcie. Wys?ucha?em z uwag? radiowego programu o transplantacjach. I powia?o groz?. W XXI wieku wci?? ca?e rzesze spo?ecze?stwa ho?duj? jakiemu? ?redniowiecznemu przywi?zaniu do rytua?u pochówku, do nietykalno?ci w?asnych bebechów, którym po ?mierci i tak ju? wszystko jedno. Nie dam, bo to moje. Ciekawe, czy zatwardziali oponenci podpisaliby cyrograf, ?e nie roszcz? sobie pretensji do nowej w?troby, nerki, serca wreszcie, gdyby okaza?o si?, ?e s? potrzebne im samym b?d? ich najbli?szym. I co charakterystyczne - badania statystyczne wykazuj?, ?e ów niechrze?cija?ski styl rozumowania prezentuj? przede wszystkim mieszka?cy prowincji b?d?cej jednocze?nie ostoj? katolickiego Ko?cio?a, Kó?ko si? zamyka. Je?li nie masz wspó?czucia dla uwi?zanego w obej?ciu psa, to cz?owieka te? nie dostrze?esz. Ale? si? naszczeka?em. Mo?e nie na pró?no.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki