Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 21 pa?dziernika


Ca?y tydzie? w stolicy. Na zaproszenie Programu I Polskiego Radia uda?em si? do centrali, by od poniedzia?ku do pi?tku mi?dzy 14.00 a 18.00 zasiada? przed mikrofonem w roli wspó?prowadz?cego i wspó?redaguj?cego popo?udniow? audycj?. Walka o s?uchacza zmusza wszystkie stacje do nieustannych innowacji g?osy nawet do?wiadczonych i kompetentnych dziennikarzy nie wystarcz? - atrakcyjno?? musi wci?? rosn??, st?d zamach na moj? skromn? osob?. Zjawi?em si? z paczk? prywatnych p?yt pod pach?, bo pozwolono mi prezentowa? ulubion? muzyk?, tak?e z list? go?ci, jakich zaprosi?em, by pogada? na antenie o ich artystycznej kondycji, planach, zamiarach.
Kocham radio. Jest wed?ug mojej opinii najciekawszym z mediów daj?cym najwi?ksze mo?liwo?ci dotarcia. Pozwala zachowa? anonimowo??, zapewnia intymno?? i blisko??, mimo ?e wszystko odbywa si? bez udzia?u obrazu. A mo?e ta w?a?nie okoliczno?? jest decyduj?ca. Ile? to razy prze?y?em rozczarowanie i szok, gdy ukochany, cudowny, koj?cy g?os konfrontowa?em z wizerunkiem jego w?a?ciciela. Tak czy siak prze?y?em ?wietn? przygod? i mimo ?e mam za sob? robiony przed paroma laty d?ugi, licz?cy prawie setk? odcinków cykl autorskich spotka? - rejestrowa?em je z wyprzedzeniem, bez ?ywego kontaktu ze s?uchaczami. A oni reaguj? b?yskawicznie na sugestie, natychmiast wy?apuj? potkni?cia, chwal?, gani?, dodaj? otuchy. Wspó?czesno?? zafundowa?a radiowcom ekran komputera, na którym w postaci SMS-ów pojawiaj? si? w nies?ychanym tempie kolejne uwagi. Trzeba wi?c wykaza? si? niez?? podzielno?ci? percepcji, refleksem i przytomno?ci? umys?u. Po ostatnich do?wiadczeniach kolejny raz nabra?em g??bokiego przekonania, ?e móg?bym si? zaj?? tak? w?a?nie form? kontaktu z odbiorc?. Pod jednym wszak?e, niestety niemo?liwym do zrealizowania, warunkiem. ?e jaki? bajecznie bogaty hobbysta zafundowa?by rozg?o?ni?, za?atwi? koncesj? i da? woln? r?k? je?li chodzi o kszta?t artystyczny. Przenigdy bowiem nie pogodz? si? z dzisiejszym wy?cigiem, który promuje prza?ny gust, czyni reklamy wa?niejszymi od reszty, zabija narracj? w przekonaniu, ?e pi?ciominutowa pogaw?dka to ju? zbyt wiele, ?e grozi nud? i wy??czeniem odbiorników. A mo?e jednak uda?oby si? udowodni?, ?e to b??dne mniemanie, ?e amatorów sensownego s?owa i przeciwników sieczki jest wystarczaj?ca grupa, by tak? "inn?, nawiedzon?, dziwn?" stacj? utrzyma?.
Wolne chwile w hotelowym pokoju up?ywa?y na kontakcie z konkurencj?, czyli ogl?daniu telewizji oraz czytaniu gazet. Zawsze na wyjazdach wertuj? miejscow? pras?, by porówna? jej kszta?t i sposób robienia z rodzim?, krakowsk?. Przegl?dam "?ycie Warszawy", bo jest jakby odpowiednikiem mojego macierzystego "Dziennika Polskiego". Akurat przed kamerami trwa rozmowa o niepokoj?cym rozmiarze zjawiska prostytucji, gdy kolejna strona wspomnianego przed momentem "?ycia" objawia dziesi?tki, je?li nie setki og?osze? agencji towarzyskich. Numery telefonów panienek i panów widniej? na ulotkach, którymi zas?ane s? chodniki w centrum, które niewidzialna r?ka zatyka za wycieraczkami samochodów. Jaki? niewiarygodny odsetek ankietowanych studentek uwa?a handel w?asnym cia?em za najlepszy i najszybszy patent na dobrobyt. Sk?d w naszym ?wi?tym kraju taki cynizm i moralna degrengolada? Prawie czterdzie?ci lat temu, gdy studiowa?em niezwykle sfeminizowany kierunek, jakim by?a filologia, kole?anki dorabia?y do stypendiów korepetycjami, najmowa?y si? do spó?dzielni typu ?aczek, by sprz?ta?, rezerwuj?c swe wdzi?ki dla ch?opaków, narzeczonych, przysz?ych m??ów. A by?a g??boka komuna - laickie spojrzenie na ?wiat niemal obowi?zywa?o. Dzisiaj, gdy 80 procent ankietowanych rodaków za najwi?kszy autorytet uwa?a Jana Paw?a II, pokonanie obyczajowych oporów, by w najstarszym zawodzie ?wiata uzyska? kas? na lepszy ciuch, wyjazd zagraniczny, balang?, jest tak trudne jak spluni?cie.
Trzymam kciuki za nowe, w?a?nie wybrane w?adze. I gor?co im ?ycz?, by ten ponury stan umys?ów i dusz poprawi?y równie skutecznie jak stan dróg, finansów, szkó? i szpitali.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki