Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 11 listopada


Dawno temu nagra?em autorsk? p?yt? ?Moje piosenki". P?yta jak p?yta, ani pierwsza, ani ostatnia i pewnie bym o niej nie wspomina?, gdyby nie okoliczno?ci, w jakich powstawa?a. Rzecz odby?a si? w studiu d?wi?kowym, zainstalowanym w krakowskim Teatrze KTO przy ulicy Gzymsików. Za konsolet? zasiada? Jacek Mastykarz. Firma uznana i sprawdzona. Wszystko trwa?o dwa dni. Pierwszego zarejestrowa?em ca?y materia? na tak zwan? ?setk?", czyli ?piew i akompaniament równocze?nie, drugiego dokona?em niezb?dnych poprawek oraz zgrania, czyli ustawienia w?a?ciwych proporcji. Ale najwi?kszym problemem podczas pracy by? przeprowadzany wtedy remont dachu wspomnianego przybytku sztuki. Go?cie na górze t?ukli si? niemi?osiernie co? przybijaj?c, szlifuj?c, pi?uj?c. Nasza kolaboracja z fachowcami wygl?da?a zatem tak: Panowie
- pó? godziny przerwy - pykniemy ze dwie piosenki, a potem znów czas dla was. D?wi?ki gitar przeplata?y si? w ten sposób z budowlanym ?omotem, a wydany w efekcie tych stara? kr??ek niektórzy ceni? za autentyzm, jakiego by? mo?e nie utraci?em przez powtarzanie, cyzelowanie, dopieszczanie tak oczywiste w normalnych, nieekspresowych warunkach. Pó?niej w KTO bywa?em jeszcze nieraz, by utrwali? jakie? pie?ni, ale przede wszystkim jako widz i admirator talentu dyrektora placówki Jerzego Zonia.
Nie mam zamiaru sporz?dza? listy dokona? artysty - zajmuj? si? tym fachowcy - ale chc? wyrazi? zupe?nie prywatn? opini? na jego temat. Uwa?am, ?e to jeden z najwybitniejszych polskich twórców, kto? z w?asn? wizj? i stylem, osobnym rozpoznawalnym j?zykiem bez wzgl?du na to, czy zagospodarowuje przestrzenie sceniczne zamkni?te czterema ?cianami, czy konstruuje zdarzenia plenerowe ograniczone jedynie niebem i horyzontem ulic. Zo? dostarcza wzrusze? nie kokietuj?c hochsztaplerskim nowatorstwem czy odwo?uj?c si? do zmursza?ej klasyki. Niestety, o paradoksie, cz??ciej doceniaj? to w Korei czy Ameryce Po?udniowej ni? tu, pod Wawelem. Eksmitowany z kwaterunkowego mieszkania poprosi? w?adze naszego miasta o wsparcie. I co? Ano radny Pawe? By-strowski zareagowa? z przenikliwo?ci? przypisan? do swojego nazwiska. Pono? ?zdumiony i zaszokowany" powiedzia?: ?Dla mnie to niebywa?a bezczelno??, ?e osoba maj?ca dochody i w pe?ni zdrowa domaga si? pomocy mieszkaniowej. Przecie? taka osoba mog?aby wzi?? kredyt...". Nic doda?, nic uj??. Kolejny raz pora?a mnie ?wietnie znana, obrzydliwa i, mam nadziej?, znienawidzona przez wszystkich my?l?cych ludzi populistyczna retoryka. Sugestia typu: Ty wstr?tny krezusie
- tu wokó? t?umy bezdomnych, a tobie jeszcze darmowych apartamentów si? zachciewa, dzia?a na wyobra?ni? wielu przekonanych
o niebotycznych zarobkach ludzi nale??cych do tak zwanego establishmentu, wykonuj?cych wolny zawód, zatem wysypiaj?cych si? do woli, je?d??cych za granic? - Panie to za nasze pieni?dze! Bystremu rajcy przypomn? jedynie, ?e dzi?ki takim jak Zo? zasiada on w Radzie Miasta o ugruntowanej renomie, ogl?da t?umy przybyszów na ulicach i z dum? mo?e powiedzie? o sobie ?krakowianin". Wszyscy, którzy grzejecie si? ciep?em Zonia i wielu, wielu jemu podobnych, zadbajcie o to, by mieli godny k?t do egzystencji. Za komuny Warszawa zabiera?a nam artystów, daj?c mieszkania, etaty, zatem lepsze perspektywy ?yciowe. Lista skaperowanych jest d?uga i wstydliwa. Czy?by w nowej rzeczywisto?ci mia?a nast?pi? powtórka z rozrywki?
Ostatni spacer wywiód? mnie w szczere pola poro?ni?te wysokimi trawami. Nagle Figa podnios?a okropny rwetes, mimo ?e szczeka rzadko. Pomy?la?em: sarny. I nagle w odleg?o?ci paru zaledwie metrów pojawi?a si? wataha dzików - kilkana?cie dorodnych sztuk. Pierwszy raz zobaczy?em te zwierzaki tak blisko, poza ogrodem zoologicznym. Pobieg?y w poblisk? le?n? g?stwin?. Szcz??liwe - bez lokalowych problemów.
www.dziennik.krakow.pl



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki