Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 25 listopada


Zatem zagramy o Puchar Europy w pi?ce no?nej. Sukces niew?tpliwy - zupe?nie oczywisty kawa? dobrej roboty ?iolenderskiego trenera - równocze?nie woda na m?yn wszystkich, którzy od dawna chcie?i se?ekcjonera z zewn?trz, spoza uk?adów, jakimi nasz sport i nie tylko on jest opanowany. Mam wiele sympatii dla siwow?osego d?entelmena, jego sposobu pracy, relacji z zawodnikami, spokoju w momentach krytycznych. Z zadowoleniem, jako kibic, witam inicjatyw? przed?u?enia kontraktu Beenhakkera, gwarantuj?cego opiek? nad narodowym teamem podczas kolejnego mundialu. W?a?nie rozlosowano grupy eliminacyjne owej imprezy: I natychmiast pojawi?a si? stara ?piewka, której nie mog? pu?ci? mimo uszu, bowiem godzi w istot? sportu, a lansowana przy ka?dej podobnej okazji spowszednia?a i sta?a si? niemal obowi?zuj?ca. Chodzi o uprawiane przez wszystkich zainteresowanych wstr?tne, niemaj?ce nic wspólnego z rzeteln? rywalizacj?
kunktatorstwo. Nie istnieje dobór przeciwników, który uznano by za szcz??liwy i fortunny. Rozumuj?c jak wi?kszo?? ?fachowców" nale?a?oby uzna?, ?e nasi powinni w przedbiegach zmierzy? si? z Luksemburgiem, Malt?, San Marino, Liechtensteinem i Andor?, i wtedy zapanowa?aby atmosfera powszechnego zadowolenia. Za? ju? podczas rozgrywek najlepszych z wymienionych dru?yn powinny zmóc choroby, nieszcz??cia, niepowodzenia rodzinne, uniemo?liwiaj?ce im w konsekwencji wy?cie na boisko. Sk?d ta inklinacja do my?lenia o sukcesie w kategoriach przypadku, ?utu szcz??cia, fuksa jakiego?? Sk?d daleka od ducha zmaga? filozofia osi?gania szczytnego celu psim sw?dem, miast po wygranym, daj?cym prawdziw? satysfakcj? ci??kim boju? I znów ?adnie znajduje si? trener mówi?c sensownie i wcale nie do?uj?ce, mimo i? pochodzi z kraju depresji. Chcemy by? mistrzami - grajmy jak mistrzowie, pokonajmy najlepszych.
Oprócz spekulacji na temat zrz?dze? losu jeszcze jeden temat sp?dza sen z powiek naszych dziennikarzy. To rezygnacja Rados?awa Sobolewskiego z kadry. Jak?e to ugry??, jakie znale?? wyt?umaczenie, skoro sam zainteresowany nie pomaga, bo do kontaktów z mediami nieskory? Obserwuj? pomocnika krakowskiej Wis?y od lat. Darz? szacunkiem za futbolowe wysi?ki -jest bowiem graczem od czarnej roboty. To nie gwiazdor, ?owca bramek, autor efektownych rajdów, wyka?czanych kosmicznymi uderzeniami w ?okienko". To kto? haruj?cy w pocie czo?a na ca?ej d?ugo?ci zielonej murawy. Kto?, kogo znój przynosi cz?sto efekty, ale
na kogo równocze?nie splendor owych efektów wcale nie spada. Nie chc? u?ywa? zbyt ?mia?ych porówna?, ale przypomina mi ?Sobol" W?ocha Gattuso. Nie gada z dziennikarzami to znaczy, ?e ma olej w g?owie i szacunek do samego siebie. Unika bowiem setek banalnych, niczemu nie s?u??cych pyta?, którymi futboH-stów zarzucaj? bez ustanku. Mo?e nie chce tworzy? teorii na temat konieczno?ci strza?u lew? a nie praw? nog?, gdy by? on przypadkowy i ?adnej premedytacji nie podlega?. Mo?e nie ma ochoty odkrywa? Ameryki i wyznawa?, ?e jest zadowolony z powodu zdobytych trzech punktów. Zawodowiec tej profesji musi w kilka lat zarobi? na ca?? reszt? ?ycia. Umiej?tnie pokierowa? karier?, roz?o?y? si?y, przewidzie? konsekwencje zawieranych kontraktów, wszystko
pod ostrza?em fleszy i ??dnych sensacji kibiców. Ale majak ka?dy ?miertelnik niezbywalne prawo do prywatno?ci. To prawo pozwala milcze? w kwestiach istotnych. Rozbrat z reprezentacj? mo?e oznacza? wiele i nic. Mo?e by? dowodem spadku formy, ch?ci po?wi?cenia reszty stadionowego czasu macierzystemu klubowi, obaw? przed kontuzj?, której prawdopodobie?stwo ro?nie wraz z rang? imprezy. A mo?e to zwyk?a ludzka potrzeba powiedzenia sobie do??, godna uwagi i szacunku, bo coraz rzadsza w niena?artym ?wiecie.
Niech puent? powy?szych zapisków, b?dzie wypowied? mojej s?siadki Ani Dymnej, udzielona popularnemu miesi?cznikowi: ?Nie mamy czasu, ?eby si? zastanowi?, jak wiele ju? mamy i jacy jeste?my szcz??liwi". Mo?e Sobolewski ten czas znalaz??



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki