Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Nidziela, 20 stycznia


Stany Zjednoczone - wielki narodowo?ciowy tygiel. Tu mieszaj? si? rasy, j?zyki, wyznania, obyczaje, by tworzy? najbardziej pono? demokratyczny i obywatelski porz?dek. Tutaj, ze wszystkich ?wiata stron, ci?gn? t?umy marz?ce o lepszym losie, godniej szej egzystencji. Wtapiaj? si? w barwn? mozaik? jedynego w swym rodzaju spo?ecze?stwa, którego przedstawiciele gotowi s? gin?? w obronie gwia?dzistego sztandaru - symbolu wspólnego domu.
Pami?tam zabawn? przygod? w Nowym Jorku. Sko?no-oki taksówkarz za nic nie móg? trafi? pod wskazany adres, ale to jeszcze pól biedy. On prawie w ogóle nie mówi? po angielsku, wi?c obowi?zek pytania o drog? spad? na nas - pasa?erów. Znajomi wyja?nili pó?niej przyczyn? zjawiska. Jest zapewne pociotkiem w?a?ciwego, uprawnionego tary-fiarza, przyby?ym niedawno z kraju przodków. Korzysta z koncesji kuzyna, brata czy szwagra i z faktu, ?e ich po prostu od siebie nie odró?niamy.
Albo anegdota zwi?zana z przekraczaniem granicy. Ka?dorazowa wizyta tutaj polega?a na wmawianiu urz?dnikom w?a?ciwych s?u?b, ?e gitara pod pach? b?dzie potrzebna podczas jakiej? zamkni?tej imprezy charytatywnej na weselu, imieninach lub innym jublu. Tak w?a?nie t?umaczy? si? nasz akustyk na lotnisku w Chicago. I stan?? jak wryty, gdy mundurowy jegomo?? najczystsz? ojczyst? mow? oznajmi?: ?Przecie? wasze plakaty wisz? w ca?ej polskiej dzielnicy". Kiedy indziej, w okresie ?wi?t wielkanocnych, moja ma??onka odbieraj?c grecki paszport, us?ysza?a ?yczenia z?o?one w rodzimym j?zyku.
Imigration. Nazwa budz?ca respekt. Pilnie strze?ona furtka do raju. Czujne spojrzenia wytrawnych tropicieli, z którymi pró?ne dyskusje, daremne t?umaczenia. Wbita do podró?nego dokumentu wiza wcale nie oznacza, ?e opu?cimy budynek terminalu, wcale nie daje gwarancji upragnionego pobytu. W?a?nie dowiaduj? si? o niezwyk?ej, przykrej i upokarzaj?cej przygodzie, jaka spotka?a naszego rodaka, w dodatku dobrego znajomego. Towarzyszy? swojej dziewczynie stu-
diuj?cej w Nowym Jorku sztuki plastyczne. Wracali z Krakowa, z ferii ?wi?tecznych, na?adowani rodzinnym ciep?em, pe?ni optymizmu po dotychczasowych ameryka?skich do?wiadczeniach. Ona, ?wietna w swoim fachu, utalentowana, stawiana za wzór przez miejscowych pedagogów. On, wspó?czesny cz?owiek biznesu, zawiaduj?cy krajowymi sprawami na odleg?o??. Oboje biegle w?adaj?cy angielskim i nie tylko. Wspomniani funkcjonariusze w niebieskic?i mundurach postanowili nagle pokaza? Polakowi miejsce w szeregu. Za nic nie chcieh uwierzy?, ?e nie pracuje na czarno, ?e posiada wystarczaj?ce ?rodki by utrzyma? si? w Stanach, ?e nie powi?ksza szarej masy roboli mieszkaj?cych gromad? w jednym pomieszczeniu, ?e swoj? obecno?ci? i aktywno?ci? nie przynosi ujmy dolarowej krainie. Gdy zorientowali si?, ?e ich ofiara, ?wietnie rozumie wszystko o czym gaworz?, przeszli na hiszpa?ski. Wreszcie po d?ugich debatach pozwolili przej?? na drug? stron?, pod warunkiem... powrotu do ojczyzny po dwóch tygodniach! I jeszcze na koniec uwaga, ?e tego terminu dopilnuj?. Zatrz?s?em si? z w?ciek?o?ci. Gdyby facet mia? na imi? Osama, na g?owie zawój, a w kieszeni lask? dynamitu, takie traktowanie by?oby zasadne. Opisany przypadek to najzwyklejsze szykany dowodz?ce, niestety, prawdy ponurej. Ogarni?te kryzysem ?wiatowe mocarstwo broni si? wszelkimi sposobami przed cz?sto wyimaginowanymi zagro?eniami. Nie oszukujmy si?. To nie kwestia tarczy rakietowej -jej zainstalowania czy braku. To nie kwestia umiej?tno?ci dyplomatycznych, a wi?c negocjacyjnych tego czy innego gabinetu. Zniesienie wiz dla obywateli RP oznacza nowy k?opot, a tych Waszyngtonowi nie brakuje. Poczekamy jeszcze zatem, najemy si? nieraz wstydu, prze?kniemy kolejn? gorzk? pigu?k? upokorzenia. Partnerzy w salonowych debatach - obcy, gdy przyjdzie ?y? obok.
PS Poinformowany o incydencie polski konsul w Nowym Jorku nie kryl wzburzenia i wyzna?, ?e to nowe do?wiadczenie. Czy ostatnie?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki