Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 4 maja


Zadzwoni? do mnie re?yser. Nazwisko nie-istotne - wszak nie pisz? do tabloidu - znamy si? ca?e lata i ceni? je-go talent, chocia? to, co tworzy, nie pretenduje do presti?owych nagród i na Oscara szanse ma zerowe. Chodzi bowiem g?ównie 0 popularne telewizyj-ne seriale, których zreszt? nie ?ledz?, a które pozwalaj? ?y? t?umom artystów wszelkiej ma?ci, bo dajq tak zwan? ?twarz". Nie darmo mówi? ze mozesz byc geniuszem sceny, mie? w malym palcu ca?y szekspirowski repertuar - jak nie zagrasz w odcinkowej noweli, jak nie poka?esz si? rodakom kilka razy w tygodniu na ma?ym ekranie, to ci? po prostu nie ma. Okropne, ale prawdziwe. Ale wracam do telefonu. Padla propozycja napisanla ty-tulowej piosenki do nowego se-rialu, która przypad?a mi natychmiast do gustu z jednego
przynajmniej powodu. Otóz rzecz (kieje si? w ?odowlsku weterynarzy, zatem kr?zy wokó? zwierzaków, których wielbicielem jestem od dziecka i bez których nasze zycie uwazam za puste, pozbawione koloru. Zabralem si? ?wawo do roboty 1 po dwóch dniach zameldowa?em gotowo??. Ekspresowe tempo wynika?o z atencji do temalii - zadzi^a-\a znana zasada, ze sympatia dodaje skrzydet. Ale te skrzydla wnet mi opad?y, gdy pojawila si?; bezduszna telewizyjna codziennosc. Ona ma za nie literackie wysi?ki, jakis logiczny wywód, konsekwencj^
w zmierzaniu do puenty, for-me muzyczníi. Ona wyznacza bezUtosne ramki czasowe, w które taki jak ja, ma si§ bez gadania wtíoczyc, nawet za cen? utraty sensu. Czolówka 29 sekund i ani ulamka dhizej, tytówka, czyh tak zwana lista p?ac - minutka z ogonkiem. Koniec, kropka.
Wspomnian? piosenk? mam potraktowac jak zestaw klocków lego - wyjqc cos ze ?rodka i daé na pocz?tek, pierwsze canto potraktowac jako morál - pdna dowolno??, byie si? zmie?ci?o. Nikogo nie obchodzi takie barbarzy?stwo i totalna ignorancja wobecn przyszlych widzów. Oni maj?( lykn?? kazd? kluch?, a klucha ma byc tak ugnieciona, by z jej konsumpcj? zd??yc przed reklam?. Jakze nie t?sknid do dawnych lat, kiedy kr?cono ?Czterdziestolatka", ?Czterech pancemych", ?Wojn? domow?", w których wybitnym kr?agom aktorsklm towarzyszyly prawdziwe, ?piewane po dziá dzieri, przeboje. I to ca-le, nie preparowane, nie podle-gajqce dyktaturze jakiejkolwiek ramówki czy obowi^ko-wego formatu, napisane w ojczystym j?zyku, którego z wolna przestajemy uzywac. Alez g?upie czasy.
TELEWIZJA MA ZA NIC LITERACKIE WYSILKI, JAKIS
LOGICZNY WYWÓD, KONSEKWENCJE;
W ZMIERZANIU DO PUENTY, FORME] MUZYCZNA
ONA WYZNACZA BEZLITOSNE RAMKI CZASOWE.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki