Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 18 maja


Tu? po sukcesie opolskim piosenki nazywanej przez mojego koleg? z estrady Grzesia Turnaua przepowiedni? meteorologiczn? - zatem tu? po tym, jak Polska zanuci?a ?Kap kap p?yn? Izy", wzi?ty tek?ciarz - autor wielu do dzi? popularnych przebojów, zaprosi? mnie na obiad do warszawskiej restauracji Szanghaj. W dobie prza?nej kulinarnie komuny by?o to miejsce ekskluzywne, mimo ?e z prawdziw? chi?szczy-zn? nie mia?o nic wspólnego. Zasiedli?my wi?c do sto?u przy Marsza?kowskiej, opodal placu Konstytucji* gaw?dz?c o bran?y, podjadaj?c egzotyczne przysmaki. Na koniec mój dobrodziej wr?czy? mi kopert? z kilkunastoma rymowankami i nie?mia?o zaproponowa?, bym na nie spojrza? ?askawie, mo?e opatrzy? melodi?, mo?e w??czy? do repertuaru. Poj??em natychmiast cel jego zamierze? - szuka? po prostu zbytu na twórczo??, a ?wie?o wykreowana kapela, czyli Pod Bud? dawa?a szans? powodzenia. Odmówi?em, bo wykonuj? wy??cznie w?asne produkcie. Niezra?ony odpraw? towarzysz biesiady zasugerowa?, bym si? zastanowi?, a sugesti? popar? jeszcze jedn? kopert?. My?licie pewnie, ?e zawiera?a argumenty finansowe. Otó? nie. T?u?ciutki pakuneczek by? czym?, co ofiarodawca nazwa? ?wie?ym, prosto z Indii przywiezionym, rarytasem, Schowa?em w kiesze? i otworzy?em dopiero w domu. Tak po raz pierwszy zetkn??em si? z marihuan?. Próbowa?em j? pali? parokrotnie - bez skutku. Po prostu na mnie nie dzia?a. Nie mog?em nigdy poj?? euforycznej weso?o?ci innych palaczy, irytowa?a mnie ich rado?? z byle powodu i zniech?cony oporno?ci? organizmu, cisn??em zielsko precz bezpowrotnie. Kilka lat temu krzaki konopi indyjskich ros?y pod moim balkonem w Afryce, gdzie wyl?dowa?em z ma??onk? i nie przysz?o mi do g?owy skorzysta?.
Czemu to wszystko pisz?? Bowiem szum wokó? wypalonego przez szefa gabinetu skr?ta, a mo?e kilku skr?tów, bawi mnie setnie. A ju? sugestia, ?e przyzna? si? bez bicia, bo mogli mu to kiedy? wyci?gn??, powala na ?opatki. Kto niby mia?by to zrobi?, jak udowodni? przewinienia sprzed lat, po co wreszcie? Czy zajaranie ?marychy" dyskwalifikuje czyje? kwalifikacje, zdolno?? podejmowania decyzji, morale? Czy jest czym? gorszym od wszechobecnej bani u?ywanej przez polityków, wojskowych, lekarzy, ksi??y, czyli grupy spo?eczne, na których odpowiedzialno?? liczymy szczególnie?
Trawk? palili i pal?, tak jak wód? pili i pij? najwybitniejsi przedstawiciele ludzkiego gatunku, b?d?cy cz?sto fachowcami najwy?szej próby, wiernymi m??ami, doskona?ymi ojcami. Nie s?d?cie, ?e problem lekcewa??, ?e do narkotyków namawiam. Ale, dalibóg, wol? premiera z ?mary?k?" w ?yciorysie od trze?wego jak gwizdek i zdrowego jak rydz prezydenta.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki