Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 20 lipca


Co ja tutaj robi??" - chcia?oby si? wykrzykn?? za liderem Elektrycznych Gitar, Kub? Sienkiewiczem. Wszak od lat lipiec oznacza? dla mnie greckie pla?e, tamtejsze, trudne nieraz do zniesienia upa?y ch?odzone ?ywicznym bia?ym winem. Ano pracuj?, je?d??c po kraju, i przy okazji obserwuj?c Polaków urlopowe poczynania. Z uwag? ?ledzi?em przep?ywaj?c? przez publikatory fal? lamentów i utyskiwa? dotycz?cych gwa?townego spadku (nawet o 30 procent) zainteresowania rodaków w?asn? krain?. ?e mniej ch?tnych na Wybrze?u, w górach, na Mazurach, ?e przegrywamy batali? o klienta, o klimat taki, a nie inny, a si?a z?otówki pozwala czu? si? coraz swobodniej, tak?e za granic?. Wszystko to prawda. Ba?tyk, co sprawdzi?em na w?asnej skórze, niemi?osiernie zimny i floletowo-zielone zdr?twia?e, szcz?kaj?ce z?bami, ambitne dzieciaki, nie s? dowodem, ?e k?piel w tym akwenie to przyjemno??. ?eglowanie po jeziorach stanowi niew?tpliw? frajd? pod warunkiem, ?e wybrane z roku 2 tygodnie przynios? s?o?ce, a nie szarug?. Podobnie rzecz ma si? z wyprawami na Rysy, Giewont, Babi? Gór? czy ?nie?k?. Grecja, Turcja, Egipt gwarantuj? wysokie temperatury, cieplutk? wod? i upragnion? opalenizn?. Ale jest powa?niejszy powód odwrotu od rodzimych uciech i atrakcji. To wci?? poziom us?ug niemaj?cy nic wspólnego z Europ?, do której przyst?pili?my. To wci?? brudna i ?mierdz?ca toaleta z legendarnym ju? kluczem w recepcji b?d? kasie, to wci?? problem ze zjedzeniem g?upiego twaro?ku o porannej porze, to byle jaki wystrój noclegowych wn?trz, pachn?cych nierzadko st?chlizn?, z przypadkowo skompletowan? po?ciel? czy lampkami do czytania z ró?nych parafii. Niedawno po?o?ono nas w o?rodku domków letniskowych w pi?knej miejscowo?ci Jantar nad Zatok? Gda?sk?. Jakie? by?o zdziwienie gospodarzy obiektu, ?e nie mamy r?czników - przecie? wszyscy przywo?? je ze sob?. Gor?ca woda w kranie to równie? w XXI wieku nie oczywisto??. Natomiast ceny za ow? by?ej a-ko?? kosmiczne. Cuchn?cy kibel - 2 z?ote zatem dolara, godzina postoju w centrum miasta - 3 dolary, piwo na sopockim molo - 4 ?zielone". Nawet imbecyl zada sobie pytanie: po co t? kas? wyrzuca? w b?oto, skoro za identyczne pieni?dze mo?na s?czy? chmielowy napój pod egzotycznym drzewem, zagryzaj?c o?miorniczk? b?d? rybk?, jaka tutaj nie p?ywa. Boli i przera?a arogancja, z któr? winduje si? ceny nie daj?c nic w zamian, w g??bokim przekonaniu, ?e oni i tak przyjad?. Okazuje si?, ?e oni przejrzeli na oczy i je?li w ofercie nic si? nie zmieni, to nasze kultowe wakacyjne miejscowo?ci, nie tylko one, opustoszej?. O czym donosz? z zat?oczonego wci?? jeszcze Zakopanego.

PS
Na Krupówkach zaczepia mnie niewiasta i pyta, czy nazywam si? Andrzej Sikorowski. Gdy odpowiadam twierdz?co, ona z ?alem: cholera przegra?am zak?ad o piwo. Poczu?em si? g?upio, nie do??, ?e wci?? leje jak z cebra, to jeszcze wzros?y kobiecinie i tak ju? du?e koszty utrzymania.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki