Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 27 lipca


Jak przez mg?? pami?tam p?yn?c? z radia melodi? ?Mazurka" D?browskiego i podniecony g?os ojca mówi?cy co? o zwyci?stwie jakiego? Polaka. Tak zakonotowa?em swoj? pierwsz? w ?yciu olimpiad?. By? 1952 rok, gdy w Helsinkach z?oty medal wywalczy? w boksie Zygmunt Chych?a.
Kolejne igrzyska w Melbourne odby?y si? w pe?nej ?wiadomo?ci ucznia drugiej klasy szko?y podstawowej. El?bieta Krzesi?ska skoczy?a najdalej ze wszystkich rywalek, a na zdj?ciach prasowych furor? robi? jej blond warkocz frun?cy za plecami.
W 1960 roku Rzym kaza? kocha? si? m?okosowi w czarnoskórej gazeli, jak okre?lano ameryka?sk? sprinterk? Wil-m? Rudolph, i podziwia? Zdzis?awa Krzyszkowiaka, gdy wyprzedzi? Ruska w biegu na 3 kilometry z przeszkodami. Nast?pnie Tokio. Nasza ?e?ska sztafeta 4 x 100 metrów z m?odziutk? Iren? Szewi?sk? - wtedy Kirschenstein i fenomenaln? Ew? K?obukowsk? na ostatniej zmianie. Jak rakieta pomkn??a do wymarzonej mety. Daleka Japonia - to tak?e dominacja bia?o-czerwonych pi??ciarzy. Na ringu królowali Kulej, Grudzie? i Kasprzyk.
Meksyk przyniós? obawy o wydolno?? sportowców. Zawody rozgrywano wszak na wysoko?ci Kasprowego Wierchu. Tymczasem zaowocowa? kosmicznym wr?cz rezultatem w skoku w dal. 8,90 Beamona zosta?o poprawione dopiero po wielu, wielu latach.
W 1972 roku olimpiada znów zawita?a do Europy. Smutna olimpiada naznaczona terrorystycznym atakiem na izraelskich atletów i ?miertelnymi ofiarami. Gwa?t na u?wi?conej tradycji pokojowego wspó?zawodnictwa.
Montreal ogl?da?em
w Sztokholmie. Pracowa?em w hotelu i szuka?em wolnych numerów, by w??czy? telewizor i zerkn?? chocia? przez moment.
Moskw? i gest Kozakiewicza, a tak?e fenomenalny bieg Bronis?awa Malinowskiego podziwia?em ko?ysz?c wózek z male?k? Maj?.
Potem Los Angeles zdekompletowane przez bojkot pa?stw komunistycznego bloku w rewan?u za wspomnian? wy?ej stolic? ZSRR.
Barcelona 1988 roku kojarzy mi si? z pó?niejszym rejsem statkiem dooko?a Starego Kontynentu, podczas którego zwiedzi?em stolic? Katalonii i stadion, gdzie toczono boje o laury.
Seul zosta? w pami?ci g?ównie dzi?ki s?dziom, bowiem za wszelk? cen? starali si? uhonorowa? gospodarzy i przyznawali Korea?czykom kuriozalne nieraz wygrane, które w ?adnym wypadku nie mia?y miejsca.
Atlanta cztery lata pó?niej dorzuci?a do polskiego dorobku kolejne trofea, a zmagania obserwowa? Aleksander Kwa?niewski - pierwszy bodaj w historii powojennej po Gierku polityk znaj?cy jaki? obcy j?zyk.
Wreszcie Sydney, w którym to mie?cie by?em wcze?niej, pó?niej Ateny znane jak w?asna kiesze?. Do nich ruszam niebawem, by w kolebce igrzysk entuzjazmowa? si? Pekinem - moj? pi?tnast? olimpiad?. Do kraju i na ?amy powróc? w po?owie wrze?nia.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki