Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 14 wrze?nia


Wczarownej scenerii renesansowego rynku w Zamo?ciu, przy sprzyjaj?cej plenerom upalnej aurze odby? si? tydzie? temu II Festiwal im. Marka Grechuty. Zgromadzi? prawdziwe t?umy na widowni, które oklaskiwa?y nagrodzonych w konkursie m?odych wielbicieli twórczo?ci artysty, urodzonego w tym mie?cie, ale tak?e uznanych profesjonalistów, nale??cych do grona mi?o?ników piosenki literackiej, b?d?cej niestety w pogardzie i ignorowanej przez media. Mia?em niebywa?? osobist? frajd? ?piewaj?c legendarny ju? ?Korowód" z akompaniamentem ?Nocnej Zmiany Bluesa"
i miejscowej Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namys?owskiego. W pa?dzierniku w Krakowie odb?dzie si? pierwsza edycja imprezy po?wi?conej nie?yj?cemu pie?niarzowi. Ka?dej takiej inicjatywie przyklasn? z zapa?em, bo je?li o mnie chodzi, to mo?e ich powsta? w Polsce cho?by i kilkana?cie. Rozs?dnego ?piewania nigdy nie za wiele. Pod jednym wszak warunkiem, ?e wszystkie te przegl?dy i festiwale nie b?d? ze sob? rywalizowa? o monopol na szyld, tytu?, o sponsorów, o media, ?e nie b?d? wchodzi? sobie w drog? i robi? na z?o??. W Zamo?ciu prowadz?ca koncert prezenterka telewizji Polonia przeprasza?a wykonawców, ?e nie wymieni przed kamerami nazwy wydarzenia, bo takie s? naciski z centrali, która pragnie patronowa? konkurencyjnemu przedsi?wzi?ciu. Wszystko to k?adzie si? brzydkim cieniem na bliskich sercu utworach, b?d?cych przedmiotem jakiej? jarmarcznej szarpaniny. Kiedy zaproponowano mi wyst?p na kresach, jedyn? rekomendacj? by?o imi? i nazwisko bohatera imprezy, a nie to, kto j? transmituje, kto pe?ni funkcj? dyrektora i z kim si? nie lubi. U nas nic nie mo?e by? po prostu. Jak si? w?ciekn?, to w przysz?ym roku urz?dz? festiwal Grechuty w moim ogrodzie w Rz?sce. Otwarty dla wszystkich, bez sz.efa. dyplomów, statuetek. Opleciony dzikim winem.
Kartkuj? z najwi?ksz? przyjemno?ci? album fotograficzny ?Kraków i my". Wydawa?o mi si?, ?e rodzinne miasto po sze??dziesi?ciu prawie latach ?ycia w nim znam jak w?asn? kiesze?. Tymczasem Henryk Tomasz Kaiser, autor tego wydawnictwa, udowodni?, ?e tak nie jest. Niezwyk?a pozycja w gronie tzw. cracovia-nów. Pi?kne, ale przede wszystkim niecodzienne, nietuzinkowe, pozbawione folde-rowej sztampy zdj?cia z nut? osobistej refleksji na temat urody murów, parków, ludzi. Obowi?zkowy tom w bibliotece ka?dego fana podwawelskich klimatów



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki