Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 28 wrze?nia


Rytro od dzieci?stwa kojarzy?o mi si? z ksi??k? ?Roga? z doliny Roztoki". Dosta?em j? w prezencie i z dedykacj? profesora krakowskiej Akademii Sztuk Pi?knych Witolda Chomicza - nie?yj?cego ju? niestety artysty grafika. Banalna historyjka jelonka wychowanego przez dzieciaki z le?niczówki zapad?a w pami?? dzi?ki kolorowym ilustracjom wspomnianego twórcy, ucz?c przy okazji co to Poprad, Piwniczna, zielone pagórki s?deckiego Beskidu. Zwyczajne obrazki, jakich pró?no dzi? szuka? w wydawnictwach dla maluchów, strasz?cych nagminnie ?wiatem kolorów nieistniej?cych w naturze. Dlaczego wspó?czesne s?onie, ma?py, ?yrafy musz? by? fioletowe lub seledynowe, a kszta?tami przypomina? kosmitów? Nie mam poj?cia - wida? moda na deformacj? dotyczy wszystkich dziedzin ?ycia. Ale wracam do Rytra. Pojawi?em si? tam tu? przed stanem wojennym z male?k? córk?, wykupiwszy uprzednio regularne wczasy w pensjonacie ?Per?a Po?udnia". Czas up?ywa? na spacerach, grzybobraniu, wieczornych barowych posia-dach z koleg? z zespo?u, który te? piastowa? jedynaczk?. Ot, tatusiowie z dzie?mi na urlopie. Pami?tam taki le?ny epizod. Mam zwyczaj sprawdzania grzybów, których przydatno?ci nie jestem pewien na sto procent, nadgryzaj?c je, by ustali?, czy s? gorzkie. Je?li tak, wypluwam niechciany k?s i po krzyku. Tak te? czyni?em do momentu, gdy Karolina - latoro?l kole?ki - czteroletni berbe? nie posz?a za moim przyk?adem
i w okamgnieniu nie poch?on??a dorodnego borowika. Pó?niej we wspomnianym kurorcie, który rozbudowa? si? i obrós? komfortowymi us?ugami, wielokrotnie zarabia?em pieni?dze umilaj?c czas rozmaitym firmom wynajmuj?cym lokal na okoliczno?ciowe uroczysto?ci. Czy pó?toraroczna Maja wycieraj?ca hotelowe korytarze mog?a przewidzie?, ?e po latach w tym samym miejscu za?piewa? Czy amatorka surowych grzybów uwierzy?aby wró?ce gdyby ta przepowiedzia?a jej przysz?o?? specjalisty prawa mi?dzynarodowego, rezyduj?cego dzi? w Helsinkach?
A teraz o roz?piewanej szkole podstawowej na osiedlu Kalinowym w Nowej Hucie. To jedno z nielicznych miejsc w naszym mie?cie, gdzie ceni? krakowskich artystów. Ceni? do te-
go stopnia, ?e ich piosenki opracowuj? grupowo, inscenizuj?, organizuj? interpretacyjne zawody, bawi?c si? przede wszystkim wy?mienicie. Pedagodzy i rodzice wspólnymi silami pokazuj? dziatwie, ?e z nut i s?ów mo?na skleci? co? wi?cej ni? to, co okupuje radiowe i telewizyjne anteny, ?e Grechuta, Skaldowie, Zaucha, Turnau czy ni?ej podpisany s? dla nich przynajmniej tak samo wa?ni, jak bohaterowie niezliczonych konkursów na ma?p? miesi?ca. Alternatywa dla bylejako?ci jest blisko - trzeba j? tylko dostrzec. Podstawówce numer 82 to si? uda?o. I nie mam do nich pretensji o ingerencj? w tekst jednej z moich piosenek. Zamiast ?wódk? pili" dzieciaki z werw? wykrzycza?y ?kawk? pili". Nie jestem wprawdzie piwoszem kawy, ale...



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki