Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 19 pa?dziernika


"Jest opó?niony o 50 minut, opó?nienie mo?e si? zwi?kszy?", s?ysz? na stacji w Bydgoszczy. Wczoraj to samo spotka?o mnie w Krakowie, mimo ?e sk?ad podstawiano na miejscu. Za oknem pogodna jesie?, zatem nie zaspy na torach, lub zamarzni?te zwrotnice. Podró?owanie kolej? to niezmienna od lat - o?mielam si? stwierdzi? od wojny - gehenna. I kto?, kto nawet cz?sto przemierza kraj wagonami Intercity na kilku w miar? cywilizowanych trasach, nie wie nic o ponurej rzeczywisto?ci spod znaku permanentnie opuszczonego semafora. A owa rzeczywisto?? to brud, smród, odra?aj?ce poczekalnie i bufety, toalety nie maj?ce nic wspólnego ze swoj? nazw?, to rewia opó?nie?, to bieganina z baga?ami, bo nigdy nie wiadomo, na który peron oczekiwany wehiku? przyjedzie. To wreszcie umiej?tno?? przetrwania o g?odzie i ch?odzie mimo biletu, czyli gwarancji rzetelnej us?ugi w kieszeni. Po?pieszny spod Wawelu nad morze jedzie ponad 12 godzin bez ?adnego bufetu, o restauracyjnym nie wspomn?. Nie we?miesz bracie wa?ówki i picia - po tobie. W gablocie na G?ównym mojego miasta ujrza?em p?czki przecenione o 50 procent! Przy kasach molestuj? ci? pijani bezdomni. Kilometry stromych schodów bez ?ladu p?aszczyzny dla dzieci?cego wózka czy walizy na kó?kach, wymagaj? kondycji Pudzianowskiego, by dotrze? do sanatorium w Kudowie czy Ciechocinku. Na starych wojennych filmach przera?aj?ce sceny ewakuacji, przesiedle?, ucieczek nie straci?y na aktualno?ci. Wtedy tylko pewnie bilet by? ta?szy, a po??cze? wi?cej, bo obecnie likwiduje si? kolejne, podnosz?c jednocze?nie op?aty. Trwa horror, a my?l o nadci?gaj?cej zimie ulgi nijakiej nie przynosi. Pisz? te gorzkie s?owa, bo przewa?nie przemieszczam si? zespo?owym autem w wygodnym fotelu, gwarz?c z kolegami, czytaj?c ksi??k? lub ogl?daj?c jaki? film. Ostatnio jednak musia?em samotnie dosta? si? w kilka miejsc, po?o?onych z dala od utartych szlaków i na w?asnej skórze odczu?em to, co dla milionów rodaków jest chlebem powszednim. Kiedy kln?, z?orzecz?, protestuj?, patrz? na mnie jak na kosmit?. Jedni poma?u kontaktuj?, ?e to ja mam racj?, a ich kto? bezczelnie robi w konia, inni pewnie my?l?: czegó? ten dziwol?g z gitar? domaga si? w naszym szarym ?wiecie? Czemu nie lata prywatnym samolotem je?li mu ?le? W wielu obszarach naszego ?ycia przetrwa?o komunistyczne rozumowanie w stylu: z nimi jeszcze przecie? nikt nie wygra?. Obserwowa?em zgi?tego w pó?, przed okienkiem z napisem informacja, starszego pana. Pokora w tonie g?osu, przymilny u?miech mia? wp?yn?? na panienk?, by wyda?a naj?askawszy werdykt, to znaczy znalaz?a mo?liwie najlepsze po??czenie, z jak najmniejsz? ilo?ci? przesiadek. I królowa naszych peregrynacji, cesarzowa przewozów regionalnych by?a naprawd? ?askawa. Bo staruszek i tak posiedzi w cuchn?cych poczekalniach i przekona si? na w?asnej skórze, ?e podró?e kszta?c?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki