Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 26 pa?dziernika


Kiedy dawno, dawno temu pcha?em wózek z male?k? Maj? po ulicach Aten albo powiatowego miasteczka w pobli?u rodzinnej wioski mojej ?ony, kiedy wi?c robi?em to, co prawdziwy Grek uwa?a za babsk? powinno??, gdy os?ania?em blond ?epetyn? przed pal?cym s?o?cem, bywa?o, spluwano za mn?. Ale nie na znak dezaprobaty, bro? Bo?e, chodzi?o o to, by nie rzuci? uroku na dziecko, które w tamtym rejonie ze swoj? jasn? karnacj? robi?o prawdziw? furor?. Jaka ona ?liczna tfu, tfu.
Kiedy dzisiaj patrz? na boiska pi?karskie i biegaj?cych po trawie zawodników, zadaj? sobie pytanie o powód ich nieustannego charkania. Bo przecie? nie chodzi o wysi?ek fizyczny. Takiemu samemu podlegaj? tenisi?ci, którzy nie pluj?, siatkarze lub koszykarze. Czy wyobra?acie sobie parkiety sportowych hal, gdyby na nie wpu?ci? dzielnych futbolistów? To? nie nad??onoby z usuwaniem hektolitrów ?liny. A wszystkiemu temu przygl?daj? si? trenerzy zakuci w garnitury od Armaniego, z drogimi zegarkami na przegubach. Pomy?la?em wi?c, ?e uprawiaj?cy najpopularniejsz? bodaj dyscyplin? sportow? na ?wiecie, wyra?aj? w ten sposób protest przeciw temu, co z ich wysi?kiem uczyniono. Mo?e pluj? z pogard? na te wszystkie FIFY, UEFY, PZPN-y, na bezkarn? band? krawaciarzy, którzy okopali si?, przytwierdzili do sto?ków pod?apuj?c najlepsz? fuch?, jaka mo?e si? przydarzy?, bo niewymagaj?c? ?adnych kompetencji, którzy dziel? gigantyczn? kas?, je?d?? po ?wiecie, bankietuj?, ustawiaj?c ca?y ten interes wbrew jakimkolwiek zasadom. Je?eli handlowa? meczami X i Y, a równocze?nie od lat pi? wódk? z innymi, zasiadaj?c z nimi w komisjach, zarz?dach, piastuj?c wa?ne funkcje, to ci inni nie maj? nic na swoj? obron?, a ju? na sto procent nie mog? t?umaczy? si? niewiedz?. I ?adne zdobyte tytu?y, puchary, medale ich nie t?umacz?. Splendory sportowe, zaufanie, ba, uwielbienie kibiców zaprowadzi?y tych facetów do parlamentu, pozwoli?y reprezentowa? obywatelskie interesy. Kiedy o tym my?l?, z trudem ogl?dam telewizyjne transmisje, bo cie? podejrzenia, ?e zaciskam kciuki bezcelowo, gdy? wynik ju? ustalono, zabija wszelkie emocje. Nie chc? my?le? o przesz?o?ci, która dostarczy?a tylu wzrusze?. Za iloma z nich sta? przekr?t? O jakim zje?dzie teraz plot?, jakich wyborach? Przecie? nie ma kogo wybiera?. Kanciarze ró?ni? si? tylko fryzurami i kolorami krawatów. Wyra?aj?cy powy?szy pogl?d, krzycz?cy wniebog?osy Janek Tomaszewski (ta poufa?o?? wynika z faktu, ?e jeste?my na ty) robi za nawiedzonego ?wira, a przecie? wali w oczy przera?aj?c? prawd?. I nie chc? s?ucha? sugestii, ?e kolejne aresztowania s? elementem gry politycznej, poniewa? ka?da gra w dniu dzisiejszym jest lepsza ni? ta, jaka odbywa si? na zielonych murawach naszego kraju. Pojutrze lec? do Pekinu - dam g?os za trzy tygodnie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki