Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 18 stycznia


Przeprasza? ze zwieszon? g?ow?, pokornie, ?ciszonym g?osem, jakby rzeczywi?cie czu? si? winny. Kogo przeprasza?? Przeprasza? nad?tych, zakompleksionych, pozbawionych dystansu ciemniaków, którzy mieni? si? nies?usznie Europejczykami. Pono? urazi? ich dum?, cho? naprawd? udowodni?, ?e poczucia humoru maj? tyle, co kot nap?aka?. Mówi? o czeskim plastyku, autorze nieszcz?snej wystawy w Brukseli, na której przedstawi? kraje naszego kontynentu wedle swojej wizji, bazuj?c na najprostszych, mo?e nie zawsze wyszukanych czy finezyjnych skojarzeniach. Bo je?li Szwecja, to Ikea (mog?a by? jeszcze ABBA), je?li W?ochy, to pi?ka no?na (zapomnia? o pizzy), Francja, to strajk (czemu nie seks?), Niemcy, to autostrady i przemys? samochodowy itd. W przypadku Holandii symbolika jest ju? bardziej skomplikowana - wprawdzie kraj przykrywa morze, które tamtejszym depresyjnym terenom zagra?a od dawna, ale z fal wy?aniaj? si? minarety meczetów, a to ju? wyra?na aluzja do liberalnej polityki imigracyjnej zamieniaj?cej Amsterdam w Kair, Damaszek czy Bagdad. Dosta?o si? Bu?garom, ale kto?, kto tam bywa?, wie ?e stan sanitariatów lokuje ów kraj daleko poza Europ?. Bracia Polacy podnie?li wrzask z powodu kartofliska, jakim wedle artysty znad We?tawy, jeste?my, ale przede wszystkim gejowskiej flagi d?wiganej przez grup? duchownych p?ci obojga. To ju? cios w samo serce, potwarz haniebna, obraza nie do wybaczenia. A dlaczegó? to pytam, sympatyczny pepik mia?by darzy? w?a?nie nas wyj?tkow? niech?ci?, nam z premedytacj? chcia? dokopa?, przedstawi? w z?ym ?wietle. Czemu oburzamy si? ?wi?tym oburzeniem, wrzemy gniewem zawzi?tym, zamiast zastanowi? si?, jaki jest powód takich w?a?nie, a nie innych asocjacji przeci?tnego m?odego cz?owieka ?yj?cego za miedz?. Je?li cywilizowany ?wiat widzi nas bli?ej kruchty ni? elektrowni atomowej, to spróbujmy mo?e zmieni? orientacj?.
Migawki ze wspomnianej wystawy pokazywa?y zwiedzaj?cych z rozpromienionymi twarzami, u?miechni?tych, zadowolonych, traktuj?cych ca?e wydarzenie z przymru?eniem oka, bo przecie? nie ma ono wymiaru uniwersalnego i od paru lepszych b?d? gorszych dowcipów nie zale?? nasze losy. Naprawd? silni nie boj? si? ?atek, przytyków, aluzji - zbywaj? je ?artem lub wzruszeniem ramion. My, niestety, do nich nie nale?ymy. Dawno temu wy?wietlano w kinach film, którego tytu? doskonale oddaje nasz? kondycj?. Brzmia?: ?Mysz, która rykn??a".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki