Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 22 lutego


Pierwsze nauki muzyczne pobiera?em w prywatnym mieszkaniu na którym?, ju? nie pami?tam którym, pi?trze kamienicy przy Straszewskiego 24, vis a vis Collegium Novum. Lokal nale?a? do pana Tadeusza Luba?skiego - starszego ju? wtedy jegomo?cia, ubranego zawsze w ciep?? bon?urk? i popijaj?cego wci?? przegotowane mleko, by, jak mawia?, leczy? nadkwasot? w przerwach mi?dzy obja?nieniami warto?ci nut, b?d? zasadami piórkowania To ostatnie oznacza technik? dotycz?c? przede wszystkim niewielkiego, nieco zapomnianego, cho? wdzi?cznego instrumentu, jakim jest mandolina. Pocz?tki by?y mozolne i nudne dla ma?ego ch?opaka zainteresowanego bardziej pi?k? i podwórkowymi zabawami ni? rytmicznym szarpaniem pustych strun, niezno?nym te? dla otoczenia. Ale kiedy tajemnicze znaki na pi?ciolinii zacz??y materializowa? si? w formie walców wiede?skich, serenad, sonat i etiud, frajda wspólnego z panem Tadeuszem muzykowania (akompaniowa? mi bowiem na fortepianie b?d? gitarze, na któr? patrzy?em t?sknie) przynosi?a swoist? satysfakcj? dan? jedynie wtajemniczonym. Na mandolinie grywam do dzi? w wolnych chwilach i lubi? to niepozorne pude?ko z o?mioma strunami. Moi rówie?nicy i starsi od nich pami?taj? pewnie radiowe koncerty nadawane chyba z ?odzi w wykonaniu orkiestry mandolinistów pod dyrekcj? Edwarda Ciukszy. Uchowa?a si? podobna w Zgorzelcu, nagra?em z ni? kiedy? par? piosenek. Ale wracam do pocz?tku opowiastki. Na ?cianach, po krakowsku zagraconej, wype?nionej przeró?nymi bibelotami, siedziby mojego mentora wisia?y kolorowe obrazki, które kojarzy?em z pocztówkami i nazwiskiem Zofii Stryje?skiej. W?a?nie sko?czy?em czyta? jej fascynuj?ce pami?tniki. Wspania?a artystka zmaga?a si? z nie?atwym losem, a ten nie szcz?dzi? jej razów. Programowo oddana sztuce, maj?ca w pogardzie polityk? i ?wiatopogl?dy, zosta?a, o ironio, ikon? PRL-u, bo jej s?owia?sko?? ?atwo mo?na by?o opatrzy? ludowym szyldem spod znaku ko?a gospody? wiejskich, czy remizy stra?ackiej. I czegó? ja si? jeszcze z owych memuarów dowiaduj?? Ano, ?e by?a ?wietna malarka z domu Luba?ska i mia?a brata Tadeusza. I nagle wszystko w tej uk?adance znalaz?o w?a?ciwe miejsce. Brat Stryje?skiej moim pierwszym przewodnikiem po zaczarowanej krainie sztuk pi?knych! Jakie? to krakowskie i jakie kochane przez anegdot?, która czai si? za ka?dym rogiem. Jakie dalekie od aury kryzysowych strachów, którymi karmi? nas od rana do nocy. Zatem zagram dzi? na mandolinie - niestety, ju? sam. A maestro Tadeusz ze szklank? mleka w d?oni powie do siostry: - Zocha, maluj.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki