Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 30 sierpnia


W pi?tek wróci?em z raju. Bo nie mog? znale?? lepszego okre?lenia dla miejsca w?ród koralowych raf z piaskiem jak mielone z?oto, wod? pe?n? ryb kolorowych i ro?linno?ci? szalon?. Ale po kolei. Najpierw z 12-osobow? grup? sympatycznych ludzi polecia?em na Sri Lank?. Dowodzi?a nami Ela Lisowska, znana z "Dziennikowych" ?amów, bo redaguje ze swym m??em, a moim imiennikiem, wtorkowy magazyn dla obie?y?wiatów. Nazwa?em j? z góralska i angielska (guide-przewodnik) gajdzina i tak zosta?o.

Zatem przybyli?my do Colombo - stolicy wyspy, miasta du?ego i gwarnego, ale te? brudnego okrutnie. Brud i ba?agan tutejszy to niekoniecznie dowód biedy, chocia? m?odej republice daleko do zamo?no?ci. To przede wszystkim znami? Azji, obcej nam mentalnie i obyczajowo, gdzie ludzie ?yj? zupe?nie inaczej i my?l? ca?kiem odmiennie. Rzut okiem na star? dzielnic? miasta, wygl?daj?c? jak jeden gigantyczny zbiór gara?y blaszaków, w których kwitnie handel, w których si? je, pracuje, mieszka. Upa? straszliwy, jazgot i zgie?k, ruch uliczny zdominowany przez 3-ko?owe motorynki zwane tuk-tukami, b?d?ce uniwersalnym ?rodkiem komunikacji.

Rzucaj? si? na nas t?umy ciemnoskórych m??czyzn, maj?cych do zaoferowania przeró?ne towary - wytrwa?ych w nagabywaniu i skutecznych. Decydujemy si? na rambutany - owoce w skorupie podobnej do naszego kasztana, tylko czerwonawej z d?u?szymi, mi?kkimi kolcami. ?rodek jest pestk? obleczon? przezroczystobia?ym mi??szem, bardzo smacznym. Potem skosztujemy jeszcze przesmacznych ma?ych bananów, tanich jak barszcz, soczystych i lekko kwaskowych, tak?e mangustynek, z wn?trzem jak g?ówka czosnku o aromacie ananasowo-mandarynkowym. Niektórzy zachwycaj? si? wielkim zielonym durianem, ?mierdz?cym w ?rodku jak tona zgni?ej cebuli, podobno smacznym.

Zwiedzamy miejsca kultowe - ?wi?tyni? buddyjsk? i hindusk?, zagl?damy do meczetu. Religie Sri Lanki tak uk?adaj? si? liczebnie. Najwi?cej, bo ok. 60 proc. jest wyznawców nauki Buddy, dalej 15 proc. stanowi? czciciele Sziwy, mniej od nich o po?ow? jest zwolenników Mahometa. Ludzie s? tutaj przyja?ni i u?miechni?ci, chocia? cz?sto m?cz? natr?tn? ch?ci? wyd?bienia paru chocia? rupi. Na ka?dym kroku "zarabiaj?". Jedni trzymaj? przy drodze je?ozwierza na smyczy - zdj?cie z nim kosztuje, inni wabi? z rzeki ogromn? jaszczurk?, by podesz?a do autobusu, gdzie zaciekawieni tury?ci szykuj? kamery i aparaty. W ogrodzie botanicznym - absolutne cudo - facet pokazuje wysok? palm? i mówi, ?e za kilka groszy mo?e wspi?? si? na ni?.

Ta wielka wyspa to kraj górzysty, pokryty tropikalnym lasem. Ro?nie tu wszystko, co tylko mo?na sobie wyobrazi?. Kakao, kawa, cynamon, go?dziki, wanilia, pieprz. Ogl?damy ?wie?e i nie sproszkowane. Wy?ej plantacje herbaty - jak pi?kny dywan w ró?nych kolorach zieleni. Przypomina dobrze utrzymany ?ywop?ot, a jej zbiór to obrywanie przyrostów tego ?ywop?otu. Uwijaj? si? po?ród krzewów drobne kobiety - tylko one zajmuj? si? t? prac?. Do worków umieszczonych na plecach, ale umocowanych do g?owy, wk?adaj? zerwane listki. Pos?uguj? si? lekkim kijkiem, który k?ad? na g?stej ro?linie. Wszystko to, co wystaje ponad patyk, obrywaj?, by wróci? tu za tydzie?, 10 dni i powtórzy? operacj?. Gdyby herbaty nie obrywa?, wyros?aby jako kilkumetrowe drzewo. Te niewiasty zarabiaj? równowarto?? 3 dolarów za uzbieranie kilku worków dziennie. Prosz? sobie wyobrazi? kilkadziesi?t kilogramów listków!

W naszej podró?y zwiedzamy zabytki, g?ównie ?wi?tynie, ale mnie bardziej interesuj? ludzie, zwierz?ta, urzekaj?ca ro?linno?? i krajobrazy. Nie zapomn? wi?c wizyty w sieroci?cu s?oni, gdzie asystowali?my przy k?pieli i karmieniu tych kolosów, nie zapomn? ma?ej wytwórni masek i rze?b, gdzie z hebanu, mahoniu, palisandru, balsy powstaj? cuda przeró?ne, nie zapomn? pokazu ta?ców kandyjskich (Kandy to stara stolica Cejlonu), hipnotycznych rytmów i barwnych strojów tancerzy, nie zapomn? smaku piekielnie ostrych przypraw miejscowej kuchni i ?agodnego owocu jackfruit.

Wra?eniami z dalekiej wyprawy b?d? si? dzieli? jeszcze w nast?pnych dzienniczkach, wyt?umacz? tak?e, o jaki raj chodzi?o mi w pierwszym zdaniu. Bo po Sri Lance by?y jeszcze Malediwy. O nich pó?niej.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki