Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 1 listopada, Wszystkich ?wi?tych


Leje ca?ym niebem i smutno, i szaro, i ponuro. P?omienie ?wiate? zapalanych na cmentarzach skwiercz? i przygasaj?, chocia? chcemy, by trwa?y jak najd?u?ej, bo wydaje nam si?, ?e wtedy d?u?ej pami?tamy. Rzucam par? groszy do puszki trzymanej przez Olka Kobyli?skiego (popularny "Makino"), zamieniam z nim par? s?ów i potem dokonuj? rytualnego obchodu. Tej marszrucie z ka?dym rokiem przybywa przystanków, wci?? bardziej skomplikowana jest moja w?drówka, bo groby bliskich i znajomych rozrzucone tu i ówdzie, do niektórych wr?cz nie umiem trafi?. Ale poddaj? si? staremu obyczajowi z coraz mocniejszym postanowieniem, ?e sam ka?? si? spali?, i nadziej?, ?e moja rodzina b?dzie mog?a te popio?y rozrzuci? ko?o domu i wspomina? mnie bez obowi?zku deptania w cmentarnym b?ocie.

Czytam nekrologi w gazetach i nie pojmuj? nagminnego w nich b??du. Dotyczy braku odmiany nazwiska w komunikatach i zawiadomieniach o zgonie, tak?e w kondolencjach. Wygl?da to tak: Panu Janowi Iksi?ski zamiast Iksi?skiemu serdeczne wyrazy wspó?czucia... lub... Po?egnali?my Mari? Ypsylo?ski miast Ypsylo?sk?. Czy to maniera wstr?tna, czy jaki? urz?dowy wymóg? Nie wiem.

Czytam tak?e "Leksykon ?mierci wielkich ludzi". Napisany przez Isabelle Bricard podaje w anegdotycznej formie opisy ko?ca ?ycia s?ynnych w?adców, artystów, polityków. My?licie, ?e ponura to lektura? Nic podobnego. Arcyciekawa i zabawna, nieraz pe?na dowcipnych stwierdze? wypowiadanych cz?sto ostatnim tchnieniem. Czy wiecie, co powiedzia? do swych lekarzy król pruski Fryderyk III? Otó? medycy k?ócili si? zawzi?cie, nie mog?c ustali? przebiegu kuracji. W?adca kilka dni przed ?mierci? zapyta?: "D?ugo jeszcze b?dziecie panowie walczy?? Powiedz?, ?e zmar?em w wyniku pojedynku!". I jeszcze jeden cytat z omawianej ksi??ki: "Ajschylos wygrzewa? si? w wiosce Gela (Sycylia), wystawiaj?c do s?o?ca nieos?oni?t? niczym g?ow?. Przelatuj?cy orze? wzi?? jego nag? czaszk? za kamie?. Pu?ci? wi?c na ni? ?wie?o upolowanego ?ó?wia, ?eby roz?upa? go przed zjedzeniem. ?ó?w spad? na g?ow? filozofa, który zgin?? na miejscu". Dzia?o si? to w 456 r. p.n.e. Ilu? wielkich i malutkich po?egna?o si? z tym ?wiatem od tamtego czasu? Koniec ka?dego ludzkiego ?ywota obrasta anegdot?, czasem ?mieszn?.

A wczoraj wieczorem dzwonienie do drzwi - to grupa dzieciaków z s?siedztwa poprzebieranych zgodnie ze zwyczajem panuj?cym w Stanach Zjednoczonych, zwyczajem celtyckim, który ka?e straszy? bli?nich, a nazywa si? Halloween. To wigilia Wszystkich ?wi?tych obchodzona za oceanem rado?nie i rozrywkowo - producenci gad?etów przeró?nych zarabiaj? z tej okazji wielkie pieni?dze, bo przecie? lubimy si? bawi?, a ba? jeszcze bardziej. Pami?tam ten dzie? 11 lat temu. By?em zaproszony z grup? znajomych na party w polskim domu w Houston w dalekim Teksasie. Mimo pory roku ciep?o by?o, bo to przecie? nad Zatok? Meksyka?sk?. Kupi?em na t? okazj? k?pielówki - gospodarze zapowiadali dodatkowe atrakcje na basenie k?pielowym.

Przybyli?my doborow? ekip? pod wodz? Seweryna Krajewskiego. Zaproszono nas do baru, w którym pó?ki ugina?y si? od butelek z najró?niejszymi trunkami. Gdy zachodzili?my w g?ow? nad strategi? picia i wyborem gatunku, pojawi? si? miejscowy rodak z plastikowym kanisterkiem pe?nym "ksi??ycówki0 w?asnej roboty. Spróbowali?my i wykwintne alkohole w tym samym momencie posz?y w odstawk?. Bimber smakowa? swojsko i robi? swoje. Rozp?ta?a si? balanga trwaj?ca do bia?ego rana, czyli do odlotu naszego samolotu do Los Angeles. Nie wiem, jak do niego trafi?em, wiem tylko, ?e w pop?ochu zak?ada?em ubranie - party odbywa?o si? przede wszystkim we wspomnianym basenie i ?e do Polski przyjecha?em bez wspomnianych tak?e k?pielówek. Wróci?y kilka lat pó?niej via Chicago drog? d?ug? i pogmatwan?, dowodz?c, ?e ?wiat jest ma?y, a znajomych mamy wsz?dzie.

A teraz polskie dzieciaki przypominaj?, ?e ten ?wiat - czytaj Ameryka - pcha si? do nas i tylko patrze?, jak obok walentynek i Halloween zaczniemy obchodzi? ?wi?to Dzi?kczynienia, jak na nasze sto?y wjad? dwudziestokilowe indyki i kilkumetrowe torty. Bo przecie? ju? jemy steki, hamburgery, ca?y ten plastikowy zestaw sprzedawany w sieciach punktów ?ywieniowych na ca?ym ?wiecie.

Dobrze wi?c, ?e pierwszego listopada jest dniem zadumanym bez fajerwerków, tylko ze ?wiecami, których ?uny nad cmentarzami mówi? o naszej historii dumnej i haniebnej, naszych losach wznios?ych i tragicznych, naszym ?yciu smaganym pó?nojesiennymi deszczami, trudnym nieraz, a tak drogim.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki