Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 22 listopada


Rzadko odwiedzam gmach przy ul. Wielopole, w którym mie?ci si? redakcja "Dziennika Polskiego", tote? sporadycznie tak?e odbieram korespondencj?. Dzi?kuj? wszystkim, którzy do mnie pisz? - tym chwal?cym i tym wytykaj?cym b??dy, potkni?cia, przeinaczenia. Dzi?kuj? zatem Antkowi Mleczce, który prostuje podan? przeze mnie informacj? dotycz?c? Zbigniewa Raja. Ten, wedle moich s?ów, za?o?y? zespó? Tropicale Thaiti Granda Banda. Otó? formacja ta by?a dzie?em wspomnianego Antoniego Mleczki i jego m?odszego kolegi ze studiów muzycznych Józefa Romka. Powinienem o tym pami?ta?, bo dzia?o si? to wszystko niemal na moich oczach.

Zainteresowanych przepraszam, Antka pozdrawiam serdecznie i przypominam, ?e jego zas?ugi dla ?ycia kulturalnego s? niema?e. Prócz stworzenia popularnej estradowej kapeli, ma na koncie m.in. wieloletni? prac? w Polskim Radio Kraków (by? autorem s?uchanych ch?tnie audycji), wieloletni? wspó?prac? z radiowymi i telewizyjnymi "Spotkaniami z ballad?" (kompozytor, kierownik muzyczny), wspó?prac? z teatrami (autor muzyki). Jego melodie ozdobi?y mnóstwo filmów rysunkowych. A z Tropicale Thaiti je?dzi?em na pocz?tku lat 70. w tras? i zdawa?em nawet z tego prasowe relacje. Pomy?la?em zatem, ?e teraz, po latach, jakby dla porównania zrelacjonuj? taki w?a?nie objazd, zako?czony dzisiaj w Toruniu.

Zacz??o si? we wtorek podró?? do Wroc?awia. Impreza odby?a si? w tutejszym Teatrze Muzycznym. Bardzo zmieni?o si? to miasto, i to na plus, trwaj? prace przy odnowie centrum, trudno porusza? si? ze wzgl?du na wszechobecne wykopy, ale efekty tych robót powoduj?, ?e nadodrza?ska stolica Dolnego ?l?ska pi?knieje. Wra?enie zepsu? troch? hotel, tkwi?cy jeszcze w minionym okresie. Znajduje si? przy stadionie pi?karskim i nazywa "Sportowy". Odg?osy balangi dobiegaj?ce zza drzwi poszczególnych pokoi dawa?y zna?, ?e odbywaj? si? tu zawody w podnoszeniu... kieliszków, koledzy zastali w swoim "numerze" garderob? innych lokatorów, co nie zmiesza?o recepcjonistki - po prostu da?a inny klucz i uzna?a, ?e po k?opocie.

Noc min??a spokojnie i na drugi dzie? bez przeszkód dotarli?my do Cz?stochowy. Powita?a nas niemi?osiern? ?lizgawic?, ledwo doturlali?my si? do budynku filharmonii. Publiczno?? tutejsza jest wyborna i wierna, niech ?wiadczy o tym nast?puj?ca anegdotka. Pojawia si? niewiasta w moim mniej wi?cej wieku w towarzystwie pi?knej nastolatki. Podaje mi kartk? papieru i prosi, bym przeczyta?. D?biej? widz?c w?asne pismo, którym 19 lat temu pozdrawia?em t? pani? i ?yczy?em udanego potomka. Okazuje si?, ?e przed laty by? na naszym recitalu m?? owej pani (ona wtedy w?a?nie rodzi?a) i poprosi? o kilka s?ów dla ?ony. Napisa?em wi?c, a dzi? stoi przede mn? bohaterka opowie?ci z córk?, któr? wtedy powi?a. Nie kry?em wzruszenia.

Pó?nym wieczorem kwaterujemy si? w hotelu "Grand" w ?odzi. Ma swoj? ponad 100-letni? histori? i atmosfer? nie wywietrza?ej do ko?ca ?wietno?ci. Obszerne pokoje i wielkie ?azienki, drewniane boazerie, s? rodem z secesji. Telewizory i treningowe rowerki do suchej zaprawy to znamiona nowoczesno?ci. Za oknami zima i Piotrkowska ze ?wi?tecznie udekorowanymi sklepami wygl?da wcale, wcale. Spaceruj? wi?c i odwiedzam znajome k?ty. Niestety, ponuro prezentuj? si? s?ynne "Siódemki" - dawniej ?rodowiskowy klub studencki, teraz tuzinkowy pub. Ale przecie? to samo przydarzy?o si? naszym "Jaszczurom". ?wiatowy blask bije za to od trotuaru przed hotelem, s? w nim wmurowane gwiazdy i nazwiska najwi?kszych twórców naszego kina. Wieczorem, po pracy l?dujemy w prywatnej restauracji "Raz na wozie". To dziwne po??czenie knajpy regionalnej - rustykalny wystrój wn?trza, jakie? op?otki, ?awy, uprz??e ko?skie, gliniane naczynia - gdzie w karcie króluj? swojskie potrawy (golonka, ?eberka w kapu?cie, bigos, bia?a kie?basa), z klubem muzycznym. W?a?nie na estradzie zespó? jazzrockowy z doskona?ym saksofonist?. Na sali du?o m?odzie?y, miejsce niedawno udost?pnione klientom robi pono? w ?odzi karier?. Mnie dra?ni jednym - patriotycznym podej?ciem do napitków. Serwuj? tylko polsk? wódk?, która - moim zdaniem - ju? dawno nie nadaje si? do picia. Powrót do hotelu w ?nie?nej zadymce.

Nast?pny dzie? to wizyta w P?ocku. Gramy w zaprzyja?nionym Teatrze Dramatycznym, gdzie dyrektor Marek Mokrowiecki ma dla nas zawsze ciep?e s?owo, ciep?? herbat? i co? zimnego tak?e. Korzystam z okazji, by w sobot? (dzie? wolny) obejrze? miejscowy spektakl. Wystawili "Pana Tadeusza". Wystawili skromnie, bez pretensji, normalnie, z dba?o?ci? o zachowanie wa?nych w?tków tego arcydzie?a. Jasne, ?e utwór narodowego wieszcza wymaga w wersji scenicznej skrótów, bo przekazanie ca?ego tekstu zaj??oby kilkana?cie godzin, i re?yser przedstawienia tych skre?le? dokona?. Zrobi? to m?drze, zadba? o to, by przepi?kny j?zyk Mickiewicza zabrzmia? we wszystkich tonacjach i kaza? jeszcze raz zaduma? si? nad jego bogactwem i mo?liwo?ciami. Ponadto aktorzy prowincjonalnej b?d? co b?d? trupy graj? z werw?, lecz bez szar?y, podaj? tekst z dojrza?o?ci? godn? uwagi.

Tak pokrzepiony na duchu stan??em przed publik? po raz ostatni podczas opisywanej tury. Rzecz dzia?a si? w auli toru?skiego uniwersytetu. Jeszcze mia?em w oczach niezwyk?? panoram? starówki, wy?aniaj?c? si? z zimowej mg?y nad brzegiem Wis?y i pomy?la?em, ?e to moje nieustanne w?drowanie pozwala stwierdzi? jedno - ?yjemy na pi?knej ziemi.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki