Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 29 listopada


Jutro Andrzejki, czyli balanga, czyli go?cie, czyli starania ?onine, by jad?o i napoje przypad?y do gustu. Przepraszam - imieniny ??czymy zespo?owo, bo przecie? gitarzysta basowy te? J?drek i jego po?owica tak?e do?o?y stara? wszelkich. Z góry wi?c dzi?kuj? Frani S. i Ma?gosi ?.

W czwartek pojecha?em wind? wysoko, bo do "Panoramy", czyli kawiarni hotelu Forum. Kiedy? na tym miejscu sta? przepi?kny stylowy stadion Garbarni z drewnianymi trybunami i pi?karskim boiskiem bez bie?ni, czyli z widowni? na wyci?gni?cie r?ki. Wtedy nie rzucano no?ami w sportowców, a w atmosferze gor?cego dopingu dru?yna Karpiela, Jasiówki, Kwiatkowskiego potrafi?a dokopa? najlepszym, i to w jakim stylu! A teraz w hotelowej kawiarni pod niebem feta z okazji premiery ksi??ki Mieczys?awa Czumy i Leszka Mazana "Austriackie gadanie". Ca?o?? pomy?lan? jako rodzaj galicyjskiego s?ownika, który has?owo obja?nia wszystko to, co zwi?zane z by?? prowincj? habsburskiego cesarstwa, wydano starannie i pi?knie zilustrowano (chwa?a Andrzejowi Kowalczykowi, wci?? ma?o, moim zdaniem, docenianemu genialnemu rysownikowi).

Transmitowan? przez telewizj? uroczysto?? zaszczycili sw? obecno?ci? w?adcy królewskiego grodu, wytworne towarzystwo karmiono bulionem, pasztetem zaj?czym i tortem Sachera. Ten ostatni przysmak nie przestaje by? jednym z moich najwi?kszych kulinarnych rozczarowa?. Jad?em go pierwszy raz w Wiedniu w jaskini lwa, w miejscu narodzin tego wypieku i... nic. Jad?em pó?niej jeszcze w kilku miejscach i na wspomnianej fecie tak?e i... nic. Ale legenda robi swoje. Wi?c zanurzyli?my si? w legendzie i owin?li tradycj? i by?o swojsko i wzruszaj?co, gdy s?dziwy hrabia Wojciech Dzieduszycki raczy? nas rodzinnymi anegdotami.

Encyklopedi? za? przejrza?em w domu, ob?mia?em si? w wielu miejscach, dowiedzia?em sporo, ale ?e cesarski poddany ze mnie rzetelny, to musz? wytkn?? autorom na gor?co to, czego brak napr?dce rzuci? mi si? w oczy. Drodzy koledzy - jak mogli?cie pomin?? milczeniem emaus?! Zw?aszcza ?e piszecie o r?kawce, czyli innym znanym odpu?cie tego miasta. Przecie? to ?wi?to obchodzone na Salwatorze w lany poniedzia?ek ma unikatow? tradycj?, wa?n? tak samo jak Lajkonik! Nie zgadzam si? równie? ze stwierdzeniem, ?e "krachla" to zamykana porcelanowym korkiem butelka na piwo lub oran?ad?. To raczej sama w?a?nie oran?ada. Czy nie zastanowi?o was, ?e gdy prosi?o si? w sklepie o krachl?, to nigdy nie podawano nam piwa? Wi?c nie butelki to miano, ale napoju. Tak czy siak, powia?o monarchi?.

Nazajutrz przy ul. Skawi?skiej przed budynkiem Kliniki Akademii Medycznej ods?oni?to pomnik. Przedstawia posta? m??czyzny, na ramionach którego stoi niewiasta z r?kami strzelaj?cymi a? do nieba. M??czyzna trzyma w lewej d?oni dzwonek. Tych dwoje smuk?ych, nierealnie leciutkich b?dzie przypomina? nam, ?e tu sp?dzi? ostatnie dni swego ?ycia piwniczny mag Piotr Skrzynecki. Tu? przed ods?oni?ciem rze?by Karola G?sienicy Szostaka profesor Andrzej Szczeklik - szef wspomnianego szpitala, wielki artysta lekarz, porówna? sztuk? lekarsk? ze sztukami pi?knymi. ?wi?ta to prawda. Zawsze zazdro?ci?em tym, których wiedza i powo?anie przywracaj? nam zdrowie. Przecie? to wi?cej ni? granie, ?piewanie, malowanie, pisanie razem wzi?te. Gdy jeszcze w odpowiednim wydaniu... Tote? najlepsi w tej dziedzinie spotkali si? wieczorem Pod Baranami, by wznosi? toasty za zdrowie Profesora, którego inicja?y imienia i nazwiska przypadkowo tak?e nosz?.

Sobotni wieczór sp?dzi?em w kasynie. Nie milicyjnym, cho? takie pami?tam z dzieci?stwa sp?dzonego na ulicy Siemiradzkiego. Pisz? "na ulicy", bo by?a drugim domem. Gra?o si? na niej w pi?k?, "zo?k?", wystawa?o na rogach, zawiera?o przyja?nie, pali?o pierwsze papierosy, gada?o o dziewczynach. We wspomnianej milicyjnej kantynie kupowali?my reglamentowane mas?o, bo sprzedawczynie zna?y dzieciaków z okolicy i pozwala?y naby? czasem co? tym nieuprawnionym. A mój dzisiejszy kontakt z kasynem to co? z Dostojewskiego, chocia? hazardzista ze mnie ?aden. Po prostu poproszono nas o andrzejkowy koncert dla go?ci Cassinos Poland i taki wykonali?my w hotelu "Continental", bior?c przy okazji udzia? w pota?cówce, ale przede wszystkim w szale?stwie zielonego sukna, numerków, rulety, jednor?kich bandytów, Black Jacków itp.

Jak wspomnia?em, nie mam ?y?ki gracza, tote? przewa?nie co? tam wygrywam. Brzmi paradoksalnie, ale jest prawd?. Po prostu po kilku minutach zmaga? z maszyn? do takiego na przyk?ad pokera, gdy tylko jestem "do przodu", z zimn? krwi? zabieram premi? i odchodz?. Inni wci?gni?ci powodzeniem czekaj? na dalsze zyski i w konsekwencji wychodz? sp?ukani. Ja przep?uka?em jedynie gard?o paroma imieninowymi toastami, zostawiaj?c kieszenie w ?wi?tym spokoju.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki