Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 6 grudnia


Pierwszy grudniowy dzienniczek notuj? w dzie? ?w. Miko?aja. W Poznaniu tego sympatycznego jegomo?cia z bia?? brod? w czerwonym p?aszczu nazywaj? "Gwiazdorem", co we mnie wywo?uje niezmiennie skojarzenia filmowe. O starym zwyczaju wr?czania miko?ajowych prezentów rozmawiamy w sobot? przed mikrofonem Radia Kraków i stwierdzamy jednog?o?nie, ?e wszyscy kochamy t? tradycj?, cho? nie wszyscy piszemy listy do dalekiej Finlandii z pro?b? o to i tamto.

Zima wokó? pi?kna, Barbara przynios?a mróz, co wedle ludowych przepowiedni oznacza mokre ?wi?ta. Zobaczymy. Pogoda jest nieobliczalna i zawsze lubi?a kpi? z meteorologów i ich prognoz. Utwierdzam si? w tym przekonaniu, czytaj?c diariusz Marii D?browskiej. By?a bowiem wielka pisarka osob? wra?liw? na aur? i cz?sto komentowa?a jej psikusy. Okazuje si?, ?e niespodziewane ch?ody w maju, gwa?towne ocieplenia w lutym zdarza?y si? 80 lat temu, tylko wtedy nikt nie t?umaczy? tych zjawisk efektem cieplarnianym, przesuni?ciem stref klimatycznych itp.

Aktualno?ci nie straci?y tak?e inne sprawy. Oto wyj?tek z uwag skre?lonych 21 kwietnia 1917 roku: "Ciekawe do?wiadczenie p. Berenta i jego opowiadanie o tym, jak to dobre ludzie w Warszawie nie chc? i?? do pracy. S?u??ca, która nie ma z czego ?y?, za nic nie chcia?a przyj?? s?u?by za 15 rubli miesi?cznie"... I dalej: "Robotnicy, którym ofiarowywano po 1,50 rubla dziennie, wol? swoje 15 kopiejek zapomogi fabrycznej i zup? dobroczynn? ni? ten zarobek. Strasznie zdemoralizowa?a nas ta dobroczynno??". Sk?d my to znamy?

W przeddzie? wspomnianej ?w. Barbary konkurs szopek w Rynku. By?em ma?ym ch?opakiem, gdy ojciec gnany dziennikarskim obowi?zkiem wiód? mnie pod pomnik Mickiewicza, dok?d znoszono ze wszystkich stron te cacka wielkie i ma?e. Pozna?em wtedy doktora Jerzego Dobrzyckiego - ?wietnego znawc? Krakowa i inicjatora ca?ego przedsi?wzi?cia. Od niego dowiadywa?em si?, na czym polega owa krakowsko?? zakl?ta w budowlach, które powstaj?, by da? schronienie nowo narodzonemu i Jego rodzicom. Ca?e klany z pokolenia na pokolenie przekazywa?y sobie sztuk? owego majsterkowania, a jego efekt jest jednym z najpi?kniejszych ho?dów religijnych, ale te? pok?onów dla tego miasta. K?aniam si? wi?c i ja, Dudzikom, Malikom, Paczy?skim i Moszewom i ich pociechom kultywuj?cym rodzinn? tradycj?. Prace dzieciaków s? notabene najbardziej wzruszaj?ce. Sw? misterno?ci? cz?sto dorównuj? dzie?om doros?ych, maj? na dodatek jak?? naiwn? lekko?? wynikaj?c? pewnie ze ?wie?o?ci spojrzenia. I jest ich wiele. Serce ro?nie.

Zabi?o mi tak?e ?ywiej na wystawie Teodora Axentowicza w Muzeum Narodowym. Wielki ten malarz szczególnie upodoba? sobie sztuk? portretu, a ten szczególnie lubi? robi? pastelami. I jeszcze jedn? mia? s?abo?? - malowa? przede wszystkim kobiety. Damy Axentowicza s? pi?kne, dystyngowane, niedzisiejsze, wszystkie patrz? na nas ogromnymi zniewalaj?cymi oczami, wszystkie maj? w twarzach tajemnic? jak??, obietnic? jak??, wyzwanie kusz?ce i czu?e. Wiele tych obrazów przedstawia konkretne osoby, ale wi?kszo?? modeli jest sekretem twórcy. Portretów m?skich (tak?e ?wietnych) jest znacznie mniej, niewiele te? autoportretów.

Osobn? dziedzin? malarskich wysi?ków artysty s? sceny rodzajowe, bogate ?ród?o wiedzy o folklorze huculskim. A mnie uj?? drobiazg taki oto. W jednej z gablot, gdzie wystawiono drobne pami?tki, jest list pisany przez ma?ego Teodora (ucznia szko?y powszechnej) do swojego ojca. A w li?cie takie kwiatki: "wdowud, d?ógi". Ile uroku i prawdy ma dzisiaj taka korespondencja.

A propos prawdy. S?ucham otrzymanej w imieninowym prezencie p?yty nagranej trzy miesi?ce przed ?mierci? Zbigniewa Herberta, na której wielki poeta czyta swoje wiersze. I jest w tym czytaniu jaka? rutyna, jaka? monotonia dra?ni?ca, wynikaj?ca pewnie z faktu, ?e wypowiadane strofy s? dla ich autora czym? oczywistym, nie wymagaj?cym dodatkowej interpretacyjnej pomocy. Lecz na koniec Herbert zapowiada trzy ulubione wiersze innych poetów. I gdy przejmuj?cym chrapliwym szeptem deklamuje (tak w?a?nie deklamuje!) Tadeusza Gajcego "Przed snem", rzuca mnie na kolana. Nie znam aktora, który potrafi?by nada? tym rymom wi?cej wyrazu i wi?cej wspomnianej prawdy w?a?nie.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki