Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 17 stycznia


Przyje?d?amy po córk? do szko?y. Id? przodem, mijam dwie dzierlatki, których rozmow? s?yszy pod??aj?ca za mn? ma??onka. - Wiesz, kto to jest? - Nie. - To jest bardzo znany piosenkarz z czasów naszych tatów. Doczeka?em si?! Jestem zabytkiem - przynajmniej dla pewnej cz??ci populacji. Czy mnie to dziwi? Nic a nic. Przypomina jedynie o tym, ?e starzejemy si? razem z tym, co robimy. A czasami - coraz cz??ciej - kto? z nas odchodzi. W?a?nie zrobi? to Kazimierz Grze?kowiak.

Zaczyna? typowo, jak przysta?o na czasy "tatów". Zdoby? laury podczas festiwalu studenckiego w Krakowie i... ruszy? w Polsk?. Zobaczy?em go po raz pierwszy w "Klubie Pod Gruszk?" i polubi?em, bo chudziutki jegomo?? z gitar?, ?piewaj?cy o polskiej wsi, wzbudza? sympati?. To nie by?y wynurzenia inteligenta próbuj?cego dokopa? ciemnemu chamowi. Kazek sam mia? bowiem aparycj? ch?opka-roztropka, prawdziw? prowincjonaln? nutk? w g?osie i tym g?osem ?piewa? (du?o powiedziane) o sprawach oczywistych, dot?d nie ruszanych. W powojennej Polsce nie tyka?o si? przecie? uczestnika sztandarowego sojuszu. Ale przecie? jego piosenki nie straci?y na aktualno?ci, ma?o - "rycerska bitno?? Piastów" wysz?a ze wsi i dzi? pleni si? wsz?dzie.

W "Leksykonie polskiej muzyki rozrywkowej" nie ma has?a Grze?kowiak. Skandal! Jest za to tuzin innych, niewa?nych autorów lub kompozytorów. A przecie? wspominany artysta by? jeszcze udzia?owcem (z Tadeuszem Chy??, Jackiem Nie?ychowskim i Krzysztofem Litwinem) "Silnej Grupy Pod Wezwaniem", nagrywa? p?yty, zdobywa? nagrody. Sformu?owania jego ?piewanek wesz?y na sta?e do naszej potocznej mowy. "Ch?op ?ywemu nie przepu?ci" znaczy wiele wi?cej ni? znaczy. Osiad? wi?c Kazio w Lublinie i tam dzia?a?. Gdy spotykali?my si? w "Hadesie", opowiada? o tym, co robi. By? felietonist? miejscowej prasy, dawa? od czasu do czasu recitale. Gotowa?! W menu wspomnianego lokalu znajdowa?a si? golonka `a la Grze?kowiak. Próbowa?em - ?wietna! Odnosi?em wra?enie, ?e traktuj? go tam jak maskotk?, ale daj Bo?e wszystkim takie talizmany!

W czwartek wyst?pili?my w krakowskiej filharmonii. By?o pi?knie i nastrojowo, gard?o samo wydawa?o d?wi?ki. Wbrew rozs?dkowi, który mówi? - uwa?aj, grypa za progiem, oszcz?dzaj si?y, jeszcze tyle razy w styczniu za?piewasz. A po wszystkim, kiedy podpisywali?my p?yty, us?ysza?em dziarskie i stanowcze: "Wyspia?ska jestem". Nogi mi si? ugi??y, bo tak reaguj? prawdziwe krakusy na d?wi?k magicznego nazwiska. I sta?a przede mn?, wypisz wymaluj, synowa wieszcza, z któr? mia?em przyjemno?? pogaw?dzi? nieco. Znalezienie wspólnych znajomych zaj??o nam kilka minut - taki jest urok naszego cudownego grajdo?ka. Kiedy u?wiadamiam sobie, ?e t? kruch? niewiast? trzyma? w ramionach znany z pastelowego portretu ojca, malutki ?pi?cy Sta?, co? we mnie d?wi?czy, bo przecie? pami?tam tak?e wnuczk? wielkiego m?odopolanina, Dorot?, gdy chodzi?a do "X", znanego liceum ?e?skiego. Nasz m?ski "Sobek" zaprasza? te pannice na pota?cówki.

Z tego "Sobka" wypadali?my podczas przerw do sklepiku vis-`a-vis. Interes, do którego wiod?y schodki w dó?, prowadzi? przez ca?e lata, nomen omen, pan Stanis?aw Piek?o. By?em w tej samej klasie, co jego syn Andrzej, wi?c korzysta?em z ?askawego oka szefa. Smaku kiszonego ogórka z beczki, zagryzanego bu?k? wodn? (nie jakim? tam francuskim wypiekiem) nie zapomn? nigdy. Nie zapomn? te? naszego profesora rysunków (termin obowi?zkowy!) Jana Ksi??ka, który podczas lekcji posy?a? Andrzeja, by przyniós? od ojca ulubione kanoldy. Dla m?odzie?y wyja?nienie - to cukierki waszych "tatów".

W pi?tek impreza w auli PWST. Nie wiedzia?em (wstyd!), ?e w centrum naszego miasta jest taka pi?kna, z doskona?ymi warunkami akustycznymi, kameralna sala. Oprócz tego, ?e jest ?wietnie wyposa?ona, ma dusz?!

W sobot? grali?my w pa?acyku my?liwskim w Promnicach. Z autostrady mi?dzy Katowicami i Pszczyn? trzeba skr?ci? za Tychami w prawo i po paru kilometrach jazdy przez Puszcz? Pszczy?sk? traficie na to cudo. Dom zbudowany w 1861 roku, w stylu neogotyku angielskiego, przez Olivera Pawelta, jest cackiem. To cacko ulokowano w s?siedztwie Jeziora Paprota?skiego, by s?u?y?o cesarskiej rodzinie. I pewnie s?u?y?o, a dzi? podejmuje go?ci b?d?c hotelem, restauracj?, posiadaj?c sal? balow? jak ze snu, z kominkiem, w którym p?on? polana wysoko?ci m??czyzny. Okolica za? zaprasza do kuligów, konnych przeja?d?ek, spacerów, nie mówi? polowa? - bo nie lubi?. Cudo! I to wszystko o godzin? jazdy od Krakowa.

D?u?ej trzeba jecha? do Bia?o??ki, bo to gmina warszawska. Ale warto - kochaj? tam nasze piosenki, a na dodatek, jakby dla potwierdzenia tezy, ?e ?wiat jest ma?y, spotykamy serdecznych znajomych. Wi?c l?dujemy ju? po wszystkim w domu Andrzeja Kleszczewskiego. Ten ?wietny muzyk gra? kiedy? w klasycznym duecie gitarowym "Completorium", potem przez lata towarzyszy? Maryli Rodowicz, dzisiaj akompaniuje Krzysiowi Daukszewiczowi. Podejmuje nas jad?em i napojem, przy wtórze dwóch jamników. Syn J?drusia Maciek przekroczy? w wieku 18 lat dwa metry i wyobra?cie sobie, ?e na dodatek s?ucha muzyki swoich "tatów".



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki