Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 24 stycznia


Tydzie? zacz?li?my mocno dwoma koncertami w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Bilety rozesz?y si? b?yskawicznie w wolnej sprzeda?y, co daje satysfakcj? niema??. Fetowa?a nas elegancka jak na ?l?sk przysta?o publiczno??. Tradycja chodzenia na imprezy artystyczne jest w tych stronach mocno rozwini?ta i ?miem lansowa? tez?, ?e bez "hanysów" (epitetu tego u?ywam z najgor?tsz? sympati?) nasze ?ycie estradowe wygl?da?oby mizernie. Wystarczy nadmieni?, ?e je?li w ci?gu roku wyst?pujemy w tych okolicach kilkadziesi?t razy, to we wschodniej Polsce (Bia?ystok, Lublin, Zamo??, Rzeszów) potrafimy nie pojawi? si? w ogóle. I niech nikt nie próbuje u?ywa? argumentów ekonomicznych, t?umacz?c t? ró?nic? zasobno?ci? portfela jednych i drugich. Czasy prosperity przemys?owej ?l?ska min??y dawno, kopalnie padaj? jedna po drugiej, ludzie wiej? st?d jak z ton?cego statku. Czy wiecie, ?e w Jastrz?biu Zdroju (go?ci?a nas wczoraj kopalnia Borynia) mieszkanie M6 mo?na kupi? za 40 tys. z?otych? Ale artystów kochaj? tu i do sal koncertowych przychodz? t?umnie. Uwielbiam rozmawia? z tymi charakternymi lud?mi, wiernymi swojej starej tradycji, u?ywaj?cymi przepi?knej gwary, gdy na stole piwo, rolada, kluski i "modro kapusta". Mam do ?l?ska sentyment ogromny, chocia? dla nich jestem tylko "gorolem". A podarowany przez dyrektora wspomnianej kopalni kieszonkowy zegarek (w takie czasomierze wyposa?ono tzw. nadzór) b?d? nosi? z dum? i pietyzmem.

Sp?dzi?em tak?e dwa dni w Wysowej. Pi?kna uzdrowiskowa miejscowo?? w Beskidzie Niskim nie ma popularno?ci znanych kurortów, cho? warta jest uwagi. Posiada mikroklimat, który powoduje, ?e ?nieg le?y tu do maja. Sam trafi?em na pe?n? zim? i nie mog?em si? nadziwi?, ?e nikt nie buduje tu wyci?gów i nie chce zarobi? pieni?dzy, które nap?yn??yby niechybnie wraz z amatorami bia?ego szale?stwa. Co mo?na wi?c jeszcze robi? prócz picia bogatej w minera?y "Wysowianki"? Mo?na latem korzysta? z dobrodziejstw le??cego tu? obok zalewu, który powsta? w Klimkówce, gdy rzek? Rop? zagrodzono tam?. Ryb pono? pe?no, widzia?em wielu w?dkarzy ?owi?cych spod lodu. Jest te? stadnina huculskich koników. Uroda tych stron prosi o uwiecznienie, tote? arty?ci malarze czyni? to z upodobaniem. Dostaj? akwarel? (zimowy widoczek okolic Magury) od pana Stanis?awa Hübnera, który na odwrocie swej pracy pisze mi?? dedykacj?, a sam przedstawia si? tak: "dziadek s?ynnego Kuby, medalisty olimpijskiego z Nagano". Pan Staszek jest dumny z wnuka i rozumiem go doskonale. M?ody ch?opak otrzyma? olimpijski laur, bo wybrano go spo?ród tysi?cy, którzy wys?ali swe plastyczne dzie?a do dalekiej Japonii. Zachwyci? prawdziwym talentem i powiedzmy sobie, os?odzi? nieco nam kibicom gorycz permanentnych niepowodze?, jakie trapi? polski zimowy sport.

Moje nieustanne podró?owanie sprawia, ?e z gazet dowiaduj? si? o tym, co dzieje si? w Krakowie. W?a?nie przeczyta?em o wizycie Hanki Bielickiej i jej triumfie w klubie "Rotunda". Do pochwalnej recenzji dodam tylko, ?e wspó?twórc? sukcesów popularnej aktorki by? przez ca?e lata nie?yj?cy ju? krakowski satyryk Bogdan Brzezi?ski. ?wietnie pami?tam jego drobn? posta?, gdy zasiada? w klubie "Pod Gruszk?" przy legendarnym stoliku. Pan Bogdan stworzy? przecie? Dziuni? Pietrusi?sk?, pyskat?, ale sympatyczn? i dowcipn? przekup?, w któr? Bielicka wcieli?a si? perfekcyjnie. Uprawia? te? felietonistyk?, a z ksi??eczki, któr? znalaz?em w domu rodziców, przytocz? jego wiecznie aktualn? fraszk?:

"?eby z?e wra?enie zatrze?

Przychyln? opini? wtr?c?

?e film polski jest jak s?o?ce

(Bo na s?o?ce trudno patrze?)".

Wioz? z Rz?ski m?odego ?o?nierza (s?u?y w jednostce desantowej). Z rozmowy wynika, ?e skoczkowie mówi? na odznak? spadochronow? "gapa". Bójcie si? Boga, wojacy. Przecie? gapa to pogardliwa nazwa znienawidzonego hitlerowskiego or?a. Je?li tej wiedzy nie nabyli?cie z filmów, ksi??ek, opowiada? dziadków, to ?le. Nie l?yjcie w?asnych gode?!

A tymczasem karnawa? w pe?ni i wci?? nowe zaproszenia na bale. Nie korzystam, nie przepadam za publicznymi pota?cówkami, wol? spotkania w w?skim gronie najbli?szych znajomych. A najbardziej lubi? co?, co zawsze b?dzie najs?odszym tego karnawa?u symbolem. To chrust mojej mamy. Mówi? na? tak?e faworki. Ma?o wa?ne. Wa?ne jest, ?e ten cymes ma tak? urod?, ?e trudno podnie?? kawa?ek z?apany za koniuszek, by nie u?ama? si? natychmiast pod w?asnym ci??arem. Ale jak si? ju? do ust doniesie...

Ko?cz?, bo w?a?nie le?y przede mn? na spodeczku.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki