Andrzej Sikorowski

ANDRZEJ SIKOROWSKI - bard z Grupy "Pod Bud?", pisze piosenki od 30 lat. Ma na swoim koncie ponad 3000 koncertów w Polsce i zagranica (dla rodaków), kilka p?yt analogowych i kilkana?cie kompaktowych (w tym dwie platynowe, a cztery z?ote). Obecnie jest te? sta?ym felietonista krakowskiego "Dziennika Polskiego". Krakowianin, jeden z g?ównych oponentów przenoszenia stolicy do Krakowa.


Ma?gorzata Mrowiec: -Pana piosenki ?atwo wpadaj? w ucho, nuci si? je potem stale i nie mo?na si? od nich uwolni?. Wiele z nich staje si? przebojami. Jak Pan to robi?

Andrzej Sikorowski: - Nie ma recepty na to, jak stworzy? przebój. To siedzi w cz?owieku: pewna sk?onno?? do pisania melodii czy te? szlagwortów. To nawet nie jest kwestia stara?, lecz mojego gustu muzycznego - lubi? w?a?nie gdy co? jest melodyjne, ?piewne. I przek?adam to upodobanie na piosenk?, któr? w danym momencie konstruuj?.

Kiedy Pan pisze?

Rano wstaj?, robi? sobie herbat?, ogl?dam telewizj?, co? tam pisz?, co? kombinuj?...

Przy telewizji???

A tak. Wszystko, co w ?yciu napisa?em, urodzi?o si? przy w??czonym telewizorze, przy ?onie, która sprz?ta?a albo gotowa?a, i przy córce rozmawiaj?cej przez telefon. Dla mnie zapisywanie piosenki w formie wierszowanej jest drugim etapem, i to bardzo ?atwym. Najtrudniejsze jest wykombinowanie, o czym b?dzie piosenka, do jakiego b?dzie zmierza?a wniosku, wymy?lenie puenty. Powiedzmy sobie szczerze: ?wiat ju? opowiedzia? wszystkie historie, tu si? ju? nic nie zmieni; my ca?y czas opowiadamy o mi?o?ci, o partnerstwie, o nienawi?ci , o smutku... Próbujemy opowiedzie? histori?, która ju? dawno zosta?a wyartyku?owana. Wa?ne jest, jaki klucz do tej opowie?ci znajdziemy, jakiego u?yjemy chwytu, ?eby znany ju? temat jeszcze raz uczyni? atrakcyjnym. Dlatego najwi?cej czasu zajmuje mi wymy?lanie piosenki. Ale to si? dzieje poza biurkiem, poza sto?em, poza d?ugopisem, poza kartk? papieru; to si? dzieje wtedy, kiedy bior? prysznic, robi? zakupy, chodz? z psem na spacer - to si? dzieje ca?y czas w mojej g?owie. Kiedy ju? wiem, o czym b?dzie piosenka i jak j? spuentuj?, zapisuj? to w wersy. Dla faceta, który ze s?owem jest oswojony, zapisywanie w formie rymów jest do?? ?atw? rzecz?.

W wielu piosenkach przechodzi Pan od zwyk?ego, codziennego przedmiotu do refleksji nad natur? rzeczy. Jest piosenka o walizce, o fili?ance...

Motyw fili?anki dobrze to ilustruje. "Piosenka o fili?ance" zosta?a napisana jeszcze w NRD. W Lipsku, podczas d?ugiej nocy po koncercie, kto? zada? mi pytanie, jak przychodz? mi skojarzenia piosenkowe, jakie s? natchnienia. Odpowiedzia?em, ?e na dobr? spraw? to nie jest istotne, bo mo?na napisa? piosenk? o wszystkim: cho?by o fili?ance - pokaza?em na fili?ank?, która akurat by?a pod r?k?. Pytaj?cy nie uwierzy?. Stan?? zak?ad i pisa?em t? piosenk? na czas, 10 czy 15 minut. Potem j? oczywi?cie cyzelowa?em, bo pierwsza wersja by?a bardziej prza?na. Ale napisa?em piosenk?. Jest tylko kwestia, jakiego u?y? sposobu, ?eby przedmiot odkurzy?; ?eby nie powiedzie?, ?e fili?anka to jest co? z porcelany, co ma uszko - bo to bana?. Ale wykombinowa?, ?e to uszko mo?e s?ucha?, to jest ju? pewien sposób. Najlepsz? recenzj? mojego pisania da? kiedy? pijany menel, który przyszed? do mnie po koncercie i powiedzia?: - Panie Andrzejku, ja to dok?adnie tak my?l? jak pan, tylko ja tego nie umiem tak. zapisa?. - Nie próbuj? w piosenkach odkrywa? tajemnicy wszech?wiata, poniewa? si? na wszech?wiecie nie znam i nie jestem, na mi?y Bóg, ani astronomem, ani kosmonaut?, ani misjonarzem, natomiast ja si? ?wietnie znam na kubku, na stole, na piciu wódki, na ludziach... Na tym si? znam, ho tego ca?y czas dotykam i inni chc? tego s?ucha?, ho to jest ich ?wiat.

Z wykszta?cenia jest Pan filologiem polskim. A jakie ma Pan przygotowanie do zawodu, który Pan wykonuje, uczy? si? Pan kiedy? komponowania?

Nie. W dzieci?stwie rodzice pos?ali mnie na lekcje muzyki, poniewa? bardzo chcia?em gra? na gitarze. Ale by?em ch?opakiem o?mioletnim i pan od muzyki powiedzia?, ?e gitara nie wchodzi w rachub?, ho jeszcze mam bardzo ma?e ?apy i mia?bym k?opot z obejmowaniem gryfu. Zacz??em si? uczy? muzyki i grania na mandolinie. Wtedy nauczy?em si? czyta? nuty - czyta? i przek?ada? na j?zyk palców.

A szkoli? Pan g?os?

Nie, nigdy (?e wibruj?cy? - taki jest, nie dorobi?em si? go). Do dzisiaj nie umiem ?piewa? fachowo, tzn. nie umiem pos?ugiwa? si? przepon?, ?piewam z gard?a, co w przypadku wszelkich chorób, typu grypa, przezi?bienie, angina, czy te? prozaiczne przepicie, powoduje, ?e gard?o mi szwankuje. Ale te? wypracowa?em sposób, który pozwala na radzenie sobie z tymi trudno?ciami: umiem ju? oszukiwa?. To okropnie brzmi, ale po prostu, je?eli mam trudno?ci, potrafi? pos?ugiwa? si? pó??rodkami g?osowymi. To jest umiej?tno?? u?ywania po?owy g?osu, po?owy si?y g?osu. Wiem, ?e je?li w momencie, kiedy struny g?osowe s? zm?czone w?o?? potrzebn? ilo?? powietrza w jaki? d?wi?k - ten d?wi?k zostanie przesterowany, zabrzmi fa?szywie. Je?eli u?yj? tego powietrza mniej, ?piewam jakby "na pó? gwizdka" - wtedy wprawdzie wykonanie nie ma pe?nego waloru, ale równocze?nie d?wi?k nie jest "brudny".

Je?li chrypa ju? jest, umie Pan sobie radzi?. A nie dba Pan o profilaktyk??

O nie, nie! Ja jestem entuzjast? ?ycia, nigdy nie stosowa?em ?adnej profilaktyki. Jestem facetem, który idzie na ca?o??: lepiej krótko i intensywnie ni? d?ugo i z profilaktyk?. Chc? mie? pe?ni? dozna?.

Nigdy nie zem?ci?o si? to na Pana zdrowiu, na Pana gardle?

Raz tylko. Grali?my wtedy prawie ca?y miesi?c, a jedna z ostatnich imprez wypada?a w Piwnicy pod Baranami. Zjawi?em si? tam ju? po za?piewaniu dwóch innych koncertów. I tu jednego nie przewidzia?em: tego straszliwego tumanu dymu papierosowego w Piwnicy. W nim prawie odj??o mi mow?. Do?piewa?em jako? do ko?ca, tak na jednej nodze. Potem poszed?em do laryngologa, który zaaplikowa? mi co trzeba, bo nast?pnego dnia musia?em te? ?piewa? - i ?piewa?em.

Wyst?py na scenie to ha?as, huk bardzo g?o?nej muzyki...

Tak, ale do tego mo?na si? przyzwyczai?. Wszystko to, co jest zwi?zane z moim zawodem, obrasta rodzajem rutyny. I je?eli czego? si? boj? i przed czym? tak naprawd? bardzo broni?, to przed innym zagro?eniem: przed tym, ?eby nie zrutynizowa? ?piewania, nie wyst?powa? byle jak - skoro to ju? trzytysi?czny koncert, który w ?yciu ?piewam. Bo wsz?dzie ju? ?piewa?em. I na pytanie: czy na dachu, we mgle, mrozie i pod nawa?nic? potrafi?bym za?piewa? koncert - odpowied? brzmi: tak, pewnie bym potrafi?. Ale szukam jeszcze sensu w ?piewaniu, koncertowaniu. Granic? dla mnie nieprzekraczaln? jest moment, kiedy uzna?bym, ?e moje ?piewanie jest tylko po to, by zarobi? pieni?dze, ?e nikomu nic nie daje, nic nie wnosi, niczemu nie s?u?y. Wtedy zrezygnuj?.

Czemu Pana zdaniem ma s?u?y? ?piewanie?

Pos?uguj? si? tutaj my?l?, stwierdzeniem Gustawa Holoubka (którego niezwykle szanuj?). - Je?eli na sali - gadaj?cej, pij?cej wódk?, tej sali, która ci? ignoruje- jest jeden facet, który przyszed? ci? pos?ucha?, to masz to zrobi? dla tego jednego faceta. I ja si? t? zasad? kieruj? od lat.

Kobiety, wino i ?piew - jak Pan radzi sobie z takimi pokusami?

W tej chwili ju? bez trudu, bo jestem na estradzie bardzo d?ugo. Okres szale?stwa mam za sob? - ono pojawia si? na pocz?tku ?ycia estradowego. Poza tym uwa?am, ?e troszk? demonizuje si? podszewk? artystycznego bytu.

Ale przyzna Pan, ?e jest wi?cej okazji...

Oczywi?cie, ?e jest wi?cej okazji, w zasadzie to jest jedna nieustaj?ca okazja. Ale ludzie chc? to tak widzie?: ?e estradowcy to naród, który bardzo du?o zarabia, a kiedy ju? zako?czy uk?ony i odbierze owacje, wtedy przechodzi do totalnie rozpustnego ?ycia. A my najcz??ciej spotykamy si? w bardzo w?skim gronie: tych ludzi, którzy s? razem na estradzie. Albo w pokoju hotelowym, albo w knajpie jemy pó?n? kolacj?, pijemy wódeczk? i zm?czeni idziemy spa?. Ju? nie w g?owie nam szale?stwo. Pobudka przewa?nie jest o szóstej rano, trzeba wsi??? w samochód i jecha? dalej - cz?sto np. 700 km. Kontrahent, który jest uprzejmy p?aci? - a przecie? my z tego ?yjemy nie wybiera: dzisiaj Przemy?l, jutro mam Szczecin, pojutrze Bia?ystok. Tarzanie si? w rozpu?cie jest bardzo mi?e, ale my przede wszystkim mamy co? do zrobienia.

Koncertowanie oznacza mieszkanie w hotelach, prac? wtedy, gdy inni odpoczywaj? albo ?pi?. A Pan przy tym ma rodzin?, normalny dom.

Zawsze mia?em ?wiadomo?? tego, ?e troch? zaniedbuj? swój dom. Ci?gle wydawa?o mi si?, ?e o jeden spacer z córk?, o jedn? rozmow? za ma?o; ?e ma?o jej przekaza?em, ma?o z ni? by?em. Ale równocze?nie próbowa?em przez ca?e swoje ?ycie artystyczne i ?ycie ojca, ma??onka, to zaniedbanie rekompensowa?, odrabia?. I do dzisiaj, gdy jestem w Krakowie, bez wzgl?du na por?, o której wróc? do domu, o siódmej wstaj? i odwo?? moj? córk? Majk? do szko?y, teraz ju? na uczelni?. Nawet kiedy jestem w trasie, w hotelu, budz? si? o siódmej rano. To funkcjonuje mój wewn?trzny budzik, a ja mu sporo zawdzi?czam.

Ma pan czas na za?ywanie ruchu?

Kiedy jestem w domu, chodz? na spacery z Fig? - roczn? bokserk?. W zwi?zku z tym, ?e w ogóle jestem natur? sportow?, kiedy? nawet trenowa?em sport wyczynowo (p?ywanie), te nasze spacery to nie jest 15 minut - ale oko?o dwie godziny. Przebywam z Fig? ok. 10 km dziennie, z czego po?ow? biegn?. Id?, odpoczywam, zrywam si? do biegu, ona biegnie za mn?, potem znowu przechodz? w marsz. Kocham to, mam ?wira na punkcie sportu. Telewizor, o którym wspomnia?em, ma w??czony przede wszystkim kana? sportowy. Je?d?? te? na ?y?wach i ?y?worolkach, co wywo?uje czasami dziwne, za?enowane spojrzenia.

To pewnie pozwala Panu utrzyma? form?. Uwa?a Pan, ?e jako osoba pokazuj?ca si? na estradzie musi dobrze wygl?da??

Nie, cho? bardzo precyzyjnie okre?lam byt estradowca. Uwa?am, ?e bycie na estradzie zale?y od biologii. I mnie ?yciorys Mieczys?awa Fogga nie interesuje. Nie chc? dostawa? braw za to, ?e potrafi? wysta? dwie godziny. Facet na scenie musi by? zadowolony, sprawny, pozbawiony problemów. Ludzie nie chc? ogl?da? skrzecz?cego, zgarbionego staruszka, który ledwie trzyma si? na nogach.

Jak sp?dza pan czas wolny, kiedy ju? go ma?

Bardzo cz?sto odwiedzaj? nas znajomi, bo prowadzimy rodzaj domu otwartego: nie trzeba si? zapowiada?. Od momentu, kiedy zainstalowali?my si? w ?adnym miejscu, to jest to, co normalnie ludzie robi?: grill, party w ogrodzie itp. Czas wolny jest wype?niony. Urozmaicaj? go te? zaproszenia na premiery filmowe i teatralne... Tutaj musz? i??, ci nas zaprosili, to mam zrobi? - i nagle si? okazuje, ?e ja wcale nie mam czasu!
Z prac? tak czasem bywa, ?e si? nie chce...

Je?li Pan ma takie momenty, jak si? wtedy mobilizuje?

Mobilizuje mnie przede wszystkim rodzaj kindersztuby, który wynios?em z domu. To moje wychowanie dyktuje mi dzisiaj, ?e je?eli s? jacy? ludzie, którzy s? od mojego chcenia albo niechcenia zale?ni, to musz? chcie?. Nie mog? zrobi? ?wi?stwa moim kolegom. Jad? z nimi od wielu lat na jednym wózku i je?eli nie napisz? kolejnych piosenek, to ten nasz wózek "Pod Bud?" si? zatrzyma.

Czy macie menad?era? Teraz ka?dy ma...

Moim menad?erem jest mój prywatny telefon i tylko z tego telefonu mam te 100 koncertów rocznie. Dzwoni? ludzie i mówi? - Panie Andrzeju, bo my by?my chcieli wesz koncert zrobi?. Menad?erem jest moja ?ona, która wysy?a umowy albo rulon z plakatami, ?eby kto? rozlepi? przed koncertem w mie?cie X. Nie wyst?pujemy w roli petentów, tylko w roli tych, którzy dyktuj? warunki - Chcecie nas, bardzo si? cieszymy, to kosztuje tyle a tyle...

Co trzeba zrobi?, ?eby przez tyle lat wytrzyma? z tymi samymi lud?mi w zespole, jaka jest recepta na dobr? wspó?prac??

My?my dobrali si? towarzysko przede wszystkim. "Buda" jest pewn? konsekwencj? wspólnego, podobnego ogl?du ?wiata, pogl?du na muzyk?, podobnego spojrzenia na ludzi. Uprawiamy muzyk? dlatego, ?e jeste?my ze sob?, a nie odwrotnie. Je?eli przestaniemy gra?, b?dziemy nadal razem biesiadowa?, siedzie? przed telewizorem, chocia? b?dziemy ju? starymi zgredami, no i b?dziemy wspomina?, jak to kiedy? by?o.

Kto rz?dzi w zespole?

W naszym zespole jest demokracja. Utar?o si?, ?e je?eli trzeba podj?? jak?? wa?n? decyzj?, to koledzy traktuj? mnie jako szefa. Ale równocze?nie ja nigdy nie podejmuj? decyzji bez konsultowania si? z nimi. Zespó? to jest wspólny byt pi?ciu osób (4 + akustyk).

Czy stres, trema dopada pana jeszcze?

Nie i nigdy jej nie mia?em. Wynika to z mojego przekonania, ?e je?eli kto? kupuje bilet i przychodzi na koncert, to chce mnie tam, akceptuje, wi?c dlaczego mam si? ba?, tremowa?. Sam wiem ile umiem, wiem, jaki jest stopie? mojej nieporadno?ci, ale to co umiem potrafi? sprzeda?.

Jest Pan jednocze?nie felietonist?, pie?niarzem, poet? - czy te zaj?cia nie mieszaj? si? Panu, wp?ywaj? jeden na drugi?

Prowadz? je równolegle z pewn? premedytacj?. Kiedy nie b?d? ju? móg? ?piewa?, to wtedy b?d? pisa?. Felietonistyka - któr? zajmuj? si? od prawie trzech lat - jest przygod?: raz w tygodniu spisuj? swoje refleksje. Ale ja napisz? ksi??k?, o sobie: o facecie, który urodzi? si? w Krakowie, prze?y? ponad 50 lat w tym mie?cie, zna? tu prawie wszystkich, du?o je?dzi? i mia? bardzo ciekawe ?ycie. A s?dz?, ?e do?? zajmuj?co potrafi? opisa? nawet swoj? rodzinn? ulic?.

Jak Pan traktuje wszelakie nowinki: muzyczne i techniczne? Czy komponuje Pan na komputerze?

Na p?ycie, która teraz nadchodzi, jest nawet piosenka o tym. W niej wyznaj?, ?e "na staro?? dziwne mam pomys?y, lecz chc?, by ziemsk? m? godzin? zegar odmierza? zwyk?y, co w sercu ma spr??yn?". Mam taki zegarek przy ?ó?ku, który codziennie nakr?cam; jest du?y, wi?c nie mog? go ze sob? nosi? - ale kocham go. Nie interesuje mnie komputer. Nale?? do innej epoki: epoki fiakrów i doro?ek. Podobnie w muzyce. Dla mnie techno czy rap jest strat? czasu. To jest dla mnie za ?atwe - muzyki nie mo?e robi? maszyna. Pianista ma gra?, gitarzysta ma gra?.

Jak d?ugo próbujecie jeden utwór?

Czasami bywa tak, ?e utwór rodzi si? w studio. Gdy przychodz?, jeszcze nie mam w ogóle piosenki, mówi?: koledzy to b?dzie tak - i gram im co? na pocz?tek. Robi si? rytmiczny szkielet piosenki - nagrywa go perkusista i przewa?nie gitarzysta basowy. Nagrywaj? ram?, w której wszystko musi si? zmie?ci?: potem nak?ada si? gitar? akustyczn?, gitar? elektryczn?, na ko?cu wokal. Je?eli ja zaproponuj? jak?? fraz? muzyczn?, wiem, jaki kszta?t ma mie? piosenka, to mo?na czasami nagra? utwór, który jeszcze nie ma sko?czonego tekstu - ten tekst potem wpisz? i za?piewa si? to na ko?cu. Bywa nieraz, ?e piosenka nie jest prze?wiczona i te? mo?na j? nagra?, natomiast staramy si?, ?eby materia?, który mamy nagra?, by? par? razy powtórzony. Musimy uzgodni? np.: zaczynamy tak, wst?p - tyle taktów, potem b?dzie jaki? break (przerwa) w ?rodku - tyle taktów, potem jakie? zako?czenie - albo idziemy do wyciszenia, albo ko?czymy "na raz"...

Mo?na wy?y? i utrzyma? rodzin? z piosenki?

Tak - przy czym mówi? o pozycji cz?owieka, który ma firm? wieloletni?, bo "Pod Bud?" to ponad 20-letni szyld. Po pierwsze du?o gramy koncertów, a po drugie ju? sporo pieni?dzy zarabiam z tantiem, bo jestem autorem w zasadzie wszystkich tekstów piosenek i wi?kszo?ci muzyki do nich.

A jak Mistrz radzi sobie z popularno?ci??

Korzysta z niej nie p?ac?c mandatów, które normalny cz?owiek by zap?aci?. W Polsce natomiast nie funkcjonuje popularno?? ameryka?ska - tzn. agresywna. Gwiazda ameryka?ska musi mie? bodygardów i siedmiometrowy mur, bo inaczej paparazzi wejd? mu do basenu. Ja nie mam takiego muru, ?yj? normalnie. Je?eli spotykam si? ze znamionami popularno?ci to tylko takimi, ?e kto? si? do mnie u?miecha, albo pokazuje mi - kciukiem c?o góry - ?e jest dobrze. I to jest mi?e; natomiast nie jest m?cz?ce, bo ze mnie nikt nie zrywa odzie?y, nastolatki nie szarpi? na mnie marynarki.

Ma?gorzata Mrowiec

2000-11-01 - Atest - Wywiad z Andrzejem Sikorowskim

  w górę