Andrzej Sikorowski

Ale Pan ?piewa, panie Andrzejku!

Andrzej Kozio?: Krakowianie

Malina od ponad trzydziestu lat pisze piosenki. Nazbiera?o si? ich, nazbiera?o - ca?y wór.

Wieczorem w "Masce", piwnicznej kawiarni pod Starym Teatrem, panuje t?ok. W mroku, w gwarze, w z?udnej mi?kko?ci nieprawdziwych kotar, w dymie papierosów przybysze z prowincji wy?awiaj? twarze znane z telewizora, z kinowego ekranu. Rano pachnie kaw?, jest pusto i cicho - idealne miejsce na pogaw?dk?. Andrzej Sikorowski, dla przyjació?, dla rodziny Malina, lubi o tej porze popija? herbat? z wielkiego kubka. Kubek, niezbyt pasuj?cy do "maskowej" zastawy, jest jak najbardziej prywatny, jak najbardziej sikorowski i pi? z niego mo?e tylko piosenkarz. No, chyba ?e trafi si? kto? zaprzyja?niony, komu nie odpowiadaj? ma?e, kruche fili?anki. Go?? dostaje wtedy kubek Sikorowskiego i jest z tego dumny, tak jak dumny by? Janusz Gajos, który ten niezwyk?y fawor uwieczni? w ksi?dze pami?tkowej kawiarni "Maska".
Do "Maski" Andrzej przekrada si?, bo na Jagiello?skiej, na placu Szczepa?skim zawsze czyha na niego jaki? fan, mi?o?nik mo?e mniej piosenek, bardziej monet, które pozwol? na poskromienie porannego dr?enia r?k i porannego pragnienia. Prawdziwych fanów te? nie brakuje. Kiedy? wdali?my si? z Andrzejem w d?u?sz? pogaw?dk? na jednym z targowych placów Krakowa. Z t?umu, zza straganów z rzodkiewk? i szczypiorkiem, z placowych zakamarków nagle pojawi?a si? gromadka rozanielonych ludzi. Ka?dy chcia? u?cisn?? d?o? artysty, ka?dy chcia? powiedzie? mniej wi?cej to samo: Ale pan ?piewa, panie Andrzejku, ale pan, k..., ?piewa.

- To nic - dopowiada Andrzej. - Kiedy? na estrad? w ma?ej miejscowo?ci wgramoli? si? mocno podpity facet. Ju? my?la?em, ?e b?dzie mordobicie, ale on chwyci? mikrofon i powiedzia?: "Nie lubi? takiej muzyki, ale s?ucham! S?ucham, ludzie!"

T a k i e j muzyki s?ucha si? ch?tnie. Andrzej Sikorowski, zwany Malin?, rozpoznawalny po kilku taktach melodii, po pierwszym wersie piosenki, ma rzadk? umiej?tno?? wywo?ywania skurczu serca. Czasami wbrew w?asnym intencjom...

Kto nie pami?ta "Bardzo smutnej piosenki retro"? ?piewa? j? ca?y Kraków i trzy czwarte Polski:

Lato by?o jakie? szare
i s?owikom brak?o tchu
Smutnych wierszy par?
kto? napisa? znów

Smutnych wierszy nigdy dosy?
i zranionych ci??ko serc
nieprzespanych nocy
które trawi l?k


A pó?niej by? refren, ?atwy do zapami?tania, ?atwy do za?piewania przy goleniu, wpadaj?cy w ucho:

Kap kap p?yn? ?zy
w ?ez ka?u?ach ja i ty
Wyp?akane oczy
i przekwit?e bzy

P?acze z nami deszcz
i fontanna szlocha te?
troch? zadziwiona
sk?d ma tyle ?ez


Piosenka powsta?a w Atenach. Andrzej zwiedzi? wszystko, co mo?na zwiedzi? i troch? nudzi? si? w mieszkaniu szwagra, gdzie znalaz? trzy stare polskie p?yty - wszystkie z sentymentalnymi, przedwojennymi piosenkami o mi?o?ci, smutku, t?sknocie, s?owikach i gor?cych nocach. I kiedy s?ucha? rozedrganego g?osu Ordonki, wpad? na pomys? pastiszu, parodii nieomal. By? koniec lat siedemdziesi?tych, piosenka wkrótce zawojowa?a opolsk?, festiwalow? publiczno??, ale nie tak, jak planowa? to autor, lecz jak najbardziej serio. Pastisz, który w ?cianach krakowskiego kabaretu zosta?by odczytany w?a?ciwie, na wielkiej scenie, przed wielk? publiczno?ci?, zosta? potraktowany jak najbardziej powa?nie. Publiczno?? oszala?a, klaska?a, klaska?a, klaska?a tak d?ugo, a? wyklaska?a zespo?owi "Pod Bud?" nagrod?...

Od tamtego czasu "Bardzo smutna piosenka retro" nale?y do sztandarowych, firmowych utworów Andrzeja Sikorowskiego. Podobnie jak "Ballada o ciotce Matyldzie":

Mi?dzy strychem a piwnic?
w jakiej? starej kamienicy
mieszka kto? kto rozumy wszystkie zjad?
dobrze wie co lubi? kwiaty
i pami?ta wszystkie daty
a k?opoty zna rodzinne
od stu lat

Ciotka Matylda ca?a w papilotach
ma rozpieszczonego kota
i nadziej? ?e si? jeszcze zmieni ?wiat
ciotka Matylda w podartych bamboszach
czeka wci?? na listonosza
który rent? nosi i do ?ask si? wkrad?.


Chocia? ci?gle powstaj? nowe piosenki, kiedy Andrzej rusza w tras?, kiedy koncertuje w wielkim mie?cie, w ma?ym miasteczku, gdziekolwiek - publiczno?? chce, aby w repertuarze, niczym rodzynki w smakowitym cie?cie, tkwi?y stare utwory, znane, ?piewane, nucone od lat
- "Bardzo smutna piosenka retro", "Ciotka Matylda", "Rozmowa z J?drkiem", "Ale to ju? by?o", "Kraków
- Piwna 7", z porywaj?co-optymistycznym refrenem:

Przed wami s?awa
wieczna zabawa
wszystko jak z nut
pieni?dzy w bród
wspania?e p?yty,
pi?kne kobity
zdrowie jak dzwon
wygodny tron.


A Kraków, rodzinny Kraków, w którym Sikorowscy mieszkaj? od pokole? (kram b?awatny pradziadka w Sukiennicach to nie w kij dmucha?!), chocia? ojciec Andrzeja urodzi? si? w Pradze, oczywi?cie czeskiej, na We?taw?, jako syn cesarsko-królewskiego ?o?nierza, najbardziej chyba kocha Andrzeja za piosenk? "Nie przeno?cie nam stolicy do Krakowa":

Z?ote nuty spadaj? na Rynek
I doko?a muzyki jest w bród
Po królewsku gotuje Wierzynek
A kwiaciarki czekaj? na cud
Zas?uchani w historii kawa?ek
Który matka czyta?a co wieczór
Prze?ywali?my bitwy wspania?e
Nad??aj?c jak zwykle z odsiecz?

Nie przeno?cie nam stolicy do Krakowa
Chocia? tak lubicie wraca? do symboli
Bo si? zaraz tutaj zjawi? butne miny ?wi?te s?owa
I g?upota która a? naprawd? boli
U nas chodzi si? z ksi??ycem w butonierce
U nas wiosn? wiersze rodz? si? najlepsze
I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce.


Do piosenki Sikorowskiego nawi?za? w czasie kampanii prezydenckiej Jacek Kuro?. W krakowskich tramwajach i autobusach pojawi?y si? ma?e, samoprzylepne karteczki, w m?odzie?owej gwarze zwane "vlepkami". Na ka?dej kandydat zapewnia?: "Nie przenios? wam stolicy do Krakowa".

Piosenk? t? Andrzej ?piewa? w duecie z Grzegorzem Turnauem. Piosenkarzem znakomitym, ale reprezentuj?cym nieco odmienn? poetyk?. Sk?d wi?c ta nag?a wykonawcza spó?ka? Z kilku powodów, w?ród których nie ostatnim by? dziadek Grzegorza, redaktor Turnau, w dziennikarskim ?rodowisku zwany baronem Turnauem i chyba rzeczywi?cie uprawniony do u?ywania tego tytu?u. Prawd? mówi?c, Andrzej w dzieci?stwie ba? si? Turnaua-dziadka. Kiedy ojciec prowadzi? go "Pod Gruszk?", do klubu dziennikarza, redaktor Turnau, z d?ug? brod?, o srogich oczach, podnosi? w gór? ma?ego Sikorowskiego i mówi?: - Mój ty mikroskopku. Brzmia?o to niezrozumiale, nawet przera?aj?co. Dlaczego mikroskopku? - rozpaczliwie my?la? Andrzej. - Co to takiego mikroskopek?

Z Turnauem ??czy?a go te? "Gruszka", kiedy? klub znakomity, prawdziwie ?rodowiskowy, w którym Andrzej bywa? od wczesnego dzieci?stwa po stan wojenny. Kiedy na ulice wyjecha?y czo?gi, "Gruszka" ?y?a burzliwym ?yciem. Dzi?ki formalnym wybiegom nie zosta?a zamkni?ta, przez kilka dni wype?nia? j? t?um, a pó?niej ludzie zacz?li umyka? - przede wszystkim do pobliskich "Krzysztoforów", albo do siebie, w prywatno??.

Dla Andrzeja, syna naczelnego "Echa Krakowa", pó?niej dziennikarza "Krakowskiej", "Gruszka" po trosze stanowi?a drugi dom. Bruno Miecugow, senior krakowskich dziennikarzy, mówi: - Malina? To dziecko "Gruszki". Tutaj prowadzi? go ojciec, wydaj?c na pastw? barona Turnaua, podczas gdy sam - jak dzisiaj podejrzewa Andrzej - przechyla? w towarzystwie kolegów ma?? wódeczk?. Tutaj pracowa?a matka, tutaj ca?a rodzina jada?a obiady, a przy s?siednim stoliku cz?sto zasiadali rodzice Grzegorza. Ba, obie rodziny mieszka?y nieopodal siebie - na Siemiradzkiego i na Pawlikowskiego. By?o wi?c wiele powodów do wspólnego ?piewania, chocia? jedno z pewno?ci? dzieli obu znakomitych piosenkarzy. Grzegorz uko?czy? "pi?tk?", Andrzej "sobka". Absolwenci tych dwóch liceów mog? si? nawet przyja?ni?, ale ka?dy z nich zawsze pozostaje przy swoim zdaniu, twierdz?c, ?e jego szko?a jest najlepsza w Krakowie, w Galicji, w Polsce, we wszech?wiecie...

Tak obci??ony dziedzicznie, Andrzej powinien zosta? dziennikarzem i po trosze nim jest. W pierwszym programie Polskiego Radia ma swoj? cotygodniow? audycj?. Pora zosta?a wybrana z premedytacj?, i to bardzo krakowsk?. Radio odzywa si? g?osem Maliny w niedziel?, tu? po pierwszej, w tradycyjnej porze krakowskich domowych obiadów. W?a?nie wtedy klatki schodowe kamienic wype?nia zapach roso?u, wo? sma?eniny, i pod rosó?, pod schabowego, pod ciastka od Ga?ganka, od Starowicza, mo?na pos?ucha? Sikorowskiego. A kto nie w??czy radia, mo?e po obiedzie przeczyta? "Mój Dzienniczek Polski", felieton Andrzeja w pi?tkowym magazynie "Dziennika Polskiego".

Nie daj Panie Bo?e, aby Andrzej Sikorowski w por? nie dostarczy? tekstu. Zaraz zaczynaj? si? telefony od czytelników: A co to si? sta?o? Dlaczego pan Andrzej nie napisa?? Czy aby, bro? Bo?e, nie chory? T?umaczy si? wi?c cierpliwie, ?e zdrowy, ?e wprost kwitnie, ale w?a?nie wyjecha? do Grecji, do rodziny ?ony, do córki, która na uczelni w Salonikach zg??bia tajniki greckiej filologii. Prawd? mówi?c, dzisiaj Saloniki czy Ateny le?? równie blisko Krakowa jak Sienna Rynku. Internet za?atwia wszystko - tekst napisany po?rodku Sahary lub na himalajskim szczycie w ci?gu kilku sekund dociera do Krakowa, po kilku minutach zostaje wlany na kolumn?, za godzin? mo?e zosta? wydrukowany. S?k w tym, ?e Andrzej, prawdziwie krakowski konserwatysta, unika komputerów jak diabe? ?wi?conej wody. Swoje felietony - specyficzne, m?dre, dotykaj?ce najpowa?niejszych problemów, ale zawsze dosmaczone ?rodowiskowymi ciekawostkami, tak lubianymi przez czytelników - dyktuje przez telefon. - Przy okazji pogadam sobie z maszynistk?, poplotkuj?, a czy mo?na rozmawia? z komputerem? - mówi. - Nie przepadam za nowoczesno?ci?. Popatrz, mam przy sobie komórk?, ale zawsze wy??czon?. Prawd? mówi?c, nie wiem, po co j? nosz?.

Dziennikarzem, przynajmniej etatowym, zawodowym, Andrzej nie zosta?, ale pisanie gra mu w duszy i sk?adnie idzie, a wi?c w planach, jeszcze mglistych, bo do artystycznej emerytury daleko, jest wspomnieniowa ksi??ka
- o krakowskiej m?odo?ci, o poezji, piosence, o ca?ym ?yciu.

Nie odziedziczy? dziennikarstwa po ojcu, ale muzyka nie wzi??a si? znik?d - oboje rodzice troch? grali, troch? pod?piewywali. Andrzej w dzieci?stwie zachorowa? na gitar?, ale ten instrument wydawa? si? rodzicom zbyt wielki jak na mikrego ch?opaczka, wi?c wys?ali go do pana Tadeusza Luba?skiego, który w swym mieszkaniu, pe?nym t?czowych obrazów Stryje?skiej, uczy? gry na mandolinie. Jeszcze wtedy panowa?a moda na mandolinistów, w radiu co rusz wyst?powa? zespó? pana Ciukszy, a po podwórkach, w letnim zaduchu ja?minów i ?mietników, tu i ówdzie brzmia?y mandolinowe d?wi?ki, cz?sto uk?adaj?ce si? w popularne, latynoameryka?skie melodie. Umiej?tno?? gry na tym instrumencie przyda?a si? o wiele pó?niej, kiedy Janusz Rewi?ski, s?ynny Misiek z Kabaretu Olgi Lipi?skiej i rozmówca Piaseckiego w programie "Ale plama", potrzebowa? mandolinisty na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Dzi?ki lekcjom pod obrazami Stryje?skiej Malina po raz pierwszy wyjecha? za ocean.

A propos Maliny. Sk?d si? wzi?? ten pseudonim? (?ona inaczej mnie nie nazywa, w domu zawsze jestem Malin?
- mówi Andrzej.) By?o lato 1974 roku, nad Jeziorem Ro?nowskim, na bezchmurnym niebie, zawis?o s?o?ce. I pod tym s?o?cem, po jakiej? g??bszej wódeczce, zasn?? Andrzej, jeszcze nie Malina. Kiedy si? obudzi?, wygl?da? jak ka?dy blondyn po intensywnej s?onecznej k?pieli. By? czerwony - jak pomidor, jak dobrze dojrza?e czerwone jab?uszko, jak malina. Malina - wykrzykn??a jaka? dziewczyna. I tak ju? zosta?o.

Malina od ponad trzydziestu lat pisze piosenki i ?piewa. Nazbiera?o si? piosenek, nazbiera?o - ca?y wór. Kilka p?yt analogowych, kilkana?cie kompaktowych, kilka platynowych, kilka z?otych, muzyka do ponad dwudziestu animowanych filmów dla dzieci, tysi?ce wyst?pów - w kraju, w Stanach, Australii, Kanadzie, Niemczech, Belgii, Holandii. Nagród nazbiera? si? te? pe?en wór - na festiwalach, w radiowych i telewizyjnych plebiscytach.

Najwa?niejszy jest jednak codzienny plebiscyt - pe?ne sale. Przychodz? starsi, bo pami?taj? piosenki swojej m?odo?ci, przychodz? m?odsi, bo i oni czasami maj? ju? do?? czego?, co Andrzej nazywa "cekinad?", cynfoliowego, ?wiat?owodowego blichtru, chamstwa i pozerstwa, tekstów, które nic nie znacz?, s? tylko uzupe?nieniem melodii. A Sikorowski nie tylko inaczej ?piewa, wzrusza i prowokuje do my?lenia, ale czasem w swych piosenkach staje si? publicyst?, uderza w to, co najgorsze w masowej, hamburgerowej kulturze:

Wow! Talk show
kto? przed kamer? spodnie zdj??
nie wstydzi ?adnej si? rozmowy
i jest niezwykle kontaktowy
wow! talk show
kto? przed kamer? spodnie zdj??
powiedzia? ile razy mo?e
i z kim od wczoraj dzieli ?o?e
Europejczyk a nie jaki? ko?
Wow! talk show

2003-05-31 - Dziennik Polski - Ale Pan ?piewa, panie Andrzejku!

  w górę