Andrzej Sikorowski

Pasjans dla dwóch

Jak powiedzia? pan, panie Grzegorzu podczas wyst?pu w POSK ? u pasjanse uk?ada si? przewa?nie w pojedynk?. Pasjans na dwóch to do?? niekonwencjonalne i ryzykowne przedsi?wzi?cie. Panom udaje si? on jednak wyj?tkowo. Czy od dawna graj? panowie wspólne koncerty?

GT: Andrzej na polskiej scenie muzycznej istnieje ju? od trzydziestu lat, a ja zawsze mu si? przygl?da?em. Po raz pierwszy us?ysza?em go w telewizji w 1979 roku, kiedy ?piewa? piosenk? ?Kap, kap, p?yn? ?zy?. Spotkali?my si? po pi?tnastu latach i za?piewali?my ?Pasjans 1990?. Pomys? na to, ?eby zacz?? wyst?powa? razem narodzi? si? nie dlatego, ?e w jaki? sposób pogubili?my swoje drogi indywidualne. Prawda jest taka, ?e by? to owoc naszej prywatnej za?y?o?ci i ch?ci sp?dzania ze sob? czasu.

AS: Tak, Grzesiek jest bardziej towarzyski, a mniej, powiedzia?bym, artystyczny. Ale powa?nie... Dla mnie ?piewanie z kim? na estradzie jest zwi?zane nie tylko z ciekawo?ci?, jak zabrzmi? ze sob? zestawione g?osy, ale równie?, a mo?e nawet przede wszystkim, z g??bokim przekonaniem, ?e tacy wykonawcy maj? razem co? do przekazania.

GT: Ja od dawna zna?em i ?piewa?em wiele piosenek Andrzeja. Pomy?la?em wi?c, ?e mo?e warto by zagra? taki koncert, w którym nie by?oby ?adnych dodatkowych akompaniamentów, w którym nie by?o ?adnych go?ci, w którym wszystko dzia?oby si? mi?dzy fortepianem i gitar?. Czyli krótko mówi?c ? mi?dzy nami.

Co mo?e ??czy? dwóch m??czyzn, mi?dzy którymi jest 18 lat ró?nicy?

GT: Ja zawsze ci??y?em w kierunku ludzi starszych od siebie, bo mog?em si? od nich wiele nauczy?. Andrzej jest ode mnie mniej wi?cej o pokolenie starszy, ale to akurat taki dystans, który daje nam porozumienie. Dla mnie jest to równie? jakby próba zmierzenia si? z czasem opisanym przez Andrzeja, czyli czasem, który by? dla mnie niedost?pny. Dramat tych samych ulic, tych samych klimatów, tego samego Krakowa. Dla mnie jest to wi?c przygoda wstecz, a dla Andrzeja pewnie przygoda w przód.

No w?a?nie, krakowskie ulice. Jest Bracka, jest Piwna, a czy w Londynie jest jaka? ulica, o której mogliby panowie napisa? piosenk??

AS: To trudno powiedzie?. Piosenka w moim przypadku, i podejrzewam w przypadku Grzegorza równie?, nie powstaje z b?ahych powodów. To nie jest tak, ?e kto? zamówi?, ?e trzeba na pojutrze. Piosenka to jest pewna impresja. Wcale nie twierdz?, ?e nie nale?y si? piosenka o Londynie, ale nie umiem w tej chwili powiedzie? ani obieca?, ?e która? z londy?skich ulic wywo?a we mnie taki b?ysk i tak? ilo?? skojarze?, ?e b?d? mia? ochot? umie?ci? je w piosence. To si? oczywi?cie dzieje gdzie? jakby poza nami. Ka?dy ma swój patent na twórczo??. Mój nie jest oparty na wizytach w Londynie, ani w Ameryce czy w Australii, tylko jest oparty na pewnych prze?yciach. Mo?e wi?c si? tak zdarzy?, ?e napisz? piosenk? po wizycie w ma?o atrakcyjnej restauracji w Ma?opolsce, a nie napisz? piosenki o Nowym Jorku. A mo?e te? by? odwrotnie.

Wydaje si? jednak, ?e Kraków jest takim miastem, które wywo?uje najwi?cej skojarze? i szczególnie pobudza panów wyobra?ni?. Ma co? w sobie niepowtarzalnego czy wi?cej jest w nim mitu?

AS: Z pewno?ci? jest co? w Krakowie z mitu. Dla mnie mitem jest na przyk?ad niech?? warszawsko-krakowska. Ale ona jest raczej niech?ci? encyklopedyczn?. Niech?? dotyczy ca?ego ?wiata: w Marsylii nie lubi? ludzi z Pary?a, w Salonikach nie lubi? tych z Aten, w Liverpoolu nie lubi? londy?czyków, i tak dalej. Wi?c to jest niew?tpliwie mit. Nie polega to przecie? na tym, ?e my ludzi z Warszawy staramy si? od razu udusi? na dworcu szalikiem klubowym. Zw?aszcza, ?e mamy w?ród warszawiaków mnóstwo znajomych, i musz? doda? dobrych znajomych. Chyba nie staramy si? z Grzegorzem uprawia? mitologii. Staramy si? raczej opisywa? ?wiat takim, jakim jest dzisiaj.

A takie miejsca jak Piwnica, Spatif, wieczory sp?dzane w krakowskich kawiarenkach... Czy to by? jaki? sposób na ?ycie, mo?e nawet filozofia?

GT: Ja si? wychowa?em w Piwnicy pod Baranami, do której trafi?em kiedy mia?em 17 lat. By?o to wówczas w 80. latach jedyne miejsce poza Spatifem, czy dancing barem Kaprys, gdzie mo?na by?o spotka? si? wieczorem przy drinku i porozmawia?. Inne kawiarnie zamyka?y si? du?o wcze?niej. Kraków by? mroczny, nie mia? w?a?ciwie zbyt szerokiej oferty dla zagubionych samotników, dla ludzi poszukuj?cych ukojenia, niekoniecznie w ramionach alkoholu, ale raczej w kameralnych sytuacjach towarzyskich. I dlatego wychowany w takiej, a nie innej scenerii musia?em to w jaki? sposób przenie?? na to co w ?yciu robi?. Dla mnie wa?niejsze jest nie du?e miasto, które mnie otacza. Wa?niejszy jest ten cz?owiek, z którym siedz?, z którym rozmawiam. W tym sensie nadal Kraków stwarza takie mo?liwo?ci. Nie b?d? jednak k?ama? i buja?, ?e jestem nadal bywalcem krakowskich piwnic. Od wielu lat robi? to co robi?, du?o podró?uj?, wi?c ka?d? woln? chwil? staram si? sp?dzi? po prostu w domu. Nie b?d? dalej uprawia? mitologii, ?e jestem takim krakusem, który co noc wa??sa si? po miejscowych piwnicach i pubach. Jestem raczej domatorem.

AS: Jest jednak co? takiego, co si? bardzo przykleja do Krakowa. Kto?, kto si? tam urodzi? i próbuje prezentowa? gdzie? na estradzie, to co umie, czyli gra, ?piewa, recytuje, ta?czy, to nie jest kto?, komu koniecznie z?ota tr?bka wystaje gdzie? z kieszeni, a czapeczka z pawim piórkiem niemal?e ju? pojawia si? na g?owie. To jest mit w?a?nie, próbuj? nas tak troszk? sportretowa?. Ale jest w Krakowie jedna bardzo mi?a rzecz, ?e kiedy zapowiadaj? mnie na estradzie gdzie? w Polsce, w Bia?ymstoku na przyk?ad, wychodzi pani konferansjerka i mówi: ? A teraz wyst?pi przed pa?stwem pan Andrzej Sikorowski z Krakowa?. I ja j? czasami pytam, ju? za kulisami, dlaczego nigdy si? nie mówi, ?e wyst?pi pani Maryla Rodowicz z Warszawy? Jest jaka? identyfikacja z tym miastem i to jest dla mnie powód do dumy. Ja chc? by? Sikorowski z Krakowa.

GT: I to Ci si? uda?o. Bo Rodowicz to Ty nie b?dziesz nigdy...

Czy Grzegorz Turnau i Andrzej Sikorowski to bardziej cz?onkowie krakowskiego ?rodowiska artystycznego, czy indywiduali?ci, krocz?cy w?asnymi ?cie?kami?

AS: Czy uto?samiamy si? z jakimi? ?rodowiskami? Ja s?dz?, ?e to jest bardzo osobiste. To jest pewna sk?onno?? do bywania. Ludzie, którzy wchodz? w ?rodowiska, to s? ludzie, którzy maj? bardzo okre?lon? potrzeb? bycia w?ród t?umu. Ja jej nie mam.

GT: Z wiekiem ta potrzeba po prostu si? redukuje.

AS: Troszk? si? redukuje, ale ja nigdy nie by?em typem bywalca. Bo bycie bywalcem to jest pewna ch?? jakiej? reprezentatywno?ci: ubierania si?, bycia na otwarciach, przecinania wst?g.
Lepiej si? czuj? w domu, kiedy puszczam psa do ogrodu.

Podczas koncertu pad?o zdanie, ?e pasjans to czekanie.

GT: Tak czekanie, cierpliwo??.

Na co w ?yciu panowie jeszcze czekaj??

GT: Ca?e ?ycie cz?owiek czeka na wyja?nienie tej tajemniczej, zupe?nie absurdalnej zagadki, któr? nam los sp?ata?, poprzez to, ?e istniejemy. Strasznie mnie fascynuje to, co zdarzy si? w przysz?o?ci.

AS: A ja musz? si? przyzna?, ?e jestem bardziej zainteresowany przesz?o?ci? i gdybym móg?, gdyby kto? potrafi? mi uruchomi? taki wy?wietlacz, to wraca?bym do niej nieustannie. Zupe?nie nie interesuje mnie to, co b?dzie na przyk?ad za 50 lat. A zobaczy? Kraków sprzed stu lat chcia?bym w sposób obsesyjny. Ale to ju? jest taka moja sk?onno??...

Dzi?kuj? panom bardzo za rozmow?.

Rozmawia?a Martyna Porzezinska

2005-10-01 - Goniec Polski - Pasjans dla dwóch

  w górę