Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 28 marca


Rozdano Oscary. Barwne widowisko transmitowa?a telewizja, wi?c mogli?my zobaczy? ?zy wzruszenia, us?ysze? standardowe formu?y dzi?kczynne, w których najcz??ciej wyra?a si? wdzi?czno?? rodzinie i Stwórcy. Jest w tym sporo wyre?yserowanej szmiry, dlatego ?ywio?ow? nieudawan? naturalno?ci? uj?? wszystkich Roberto Benigni - laureat dwóch statuetek. Jego film otrzyma? jeszcze jedn? figurk? za muzyk? i w ten sposób W?osi triumfowali w jaskini lwa. Nie oby?o si? bez polskiego akcentu - Janusz Kami?ski dosta? Oscara za osza?amiaj?ce zdj?cia do "Szeregowca Ryana". Udzieli? te? telewizyjnego wywiadu naszemu dziennikarzowi. S?ucha?em go w os?upieniu.

Dlaczego? Bo mia?em trudno?ci ze zrozumieniem tego, co mówi?. Siostra mego ojca prze?y?a z dala od kraju 60 lat, nie mia?a prawie ?adnego kontaktu z rodakami. Lecz do ?mierci pos?ugiwa?a si? pi?kn? literack? polszczyzn?. Nienagannie mówi j?zykiem Mickiewicza ameryka?ski polityk pochodz?cy znad Wis?y Zbigniew Brzezi?ski, nie zapomnia? mowy ojczystej Jan Nowak Jeziora?ski. Nie wiem, doprawdy nie wiem, z jakiego powodu facet, który wyjecha? st?d w wieku 20 lat, czyli jako doros?y cz?owiek, duka i be?kocze, m?czy si? niemi?osiernie, by co? skleci? "po naszemu". Znam dobrze zjawisko zapominania s?ów rodzimych, charakterystyczne dla wielu, którzy sprz?tali pó? roku w Chicago. Ale ono dotyczy prostaków i snobów, a o prostactwo lub snobizm wybitnego operatora filmowego nie ?miem pos?dza?.

Sta?o si?. Gro?by NATO wobec Belgradu wydawa?y si? ma?o realne. I nagle polecia?y pociski, zacz??a si? wojna. Jeden z komentatorów nazwa? j? "wojn? w obronie praw cz?owieka", ale jak?e paradoksalnie to brzmi i ile w?tpliwo?ci budzi. Mnie napawa ?alem, ?e tam, dok?d kiedy? tyle razy je?dzi?em, padaj? bomby. W latach 80. mkn??em przez spalon? s?o?cem Jugos?awi?, mkn??em popularnym "maluchem" wy?adowanym po brzegi, bo wakacje w Grecji by?y do ud?wigni?cia tylko wtedy, gdy mia?o si? co? do sprzedania i w?asny prowiant. Tras? t? pozna?em jak swoj? kiesze? - od le??cej przy granicy z W?grami Suboticy kierowali?my si? na Nowy Sad, potem mijali?my pi?kn? stolic? nad Dunajem, potem Nisz, Skopje.

A teraz tam walcz? i gin?. Kto wie, czy s? w?ród nich ci, którzy na przydro?nych bazarach kupowali od nas jakie? drobiazgi, ci, z którymi targowali?my si? na stacjach benzynowych, bo za tankowanie chcieli prócz pieni?dzy paczk? papierosów, ci u?miechni?ci przyja?nie i oboj?tnie nad?sani. Dzi? boj? si? o swe domy i rodziny, tak jak boj? si? Alba?czycy z Kosowa, tak jak wcze?niej bali si? Bo?niacy. Pi?kna to ziemia, ale nieszcz??liwa tak?e. Mo?e atak sprzymierzonych si? Paktu przyniesie opami?tanie miejscowych w?adz? Osobi?cie w?tpi?.

W ?rod? wype?niona po brzegi sala Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy zgotowa?a nam owacj? na stoj?co. Wieczorem tego dnia wyl?dowali?my w go?cinnych progach domu Marka Sobczaka. Spotykamy si? czasem na trasie - Marek wraz z Antonim Szpakiem tworz? popularny kabaret Klika. Dwóch rozgadanych jegomo?ciów: pan Red. i pan Doc. od lat komentuj? nasz? rzeczywisto??. Siedzimy wi?c za sto?em i gwarzymy o realiach, robi?c wszystko, by odnale?? w nich ja?niejsze i ?mieszniejsze momenty, gdy doko?a coraz mniej weso?o.

Nazajutrz gramy w Koninie podczas jubileuszu miejscowego radia. Du?o znajomych twarzy. Potem przenosimy si? do Katowic. Okoliczno?ciowy koncert w Teatrze Wyspia?skiego jest kolejn? okazj? do sentymentów. Ewa Le?niak gra na wspomnianej scenie. Odnosi tam sukcesy i jest dzi?ki miejscowej telewizji bardzo popularna. Sko?czy?a krakowsk? Szko?? Teatraln?, kiedy? w studenckich czasach ?piewa?a w duecie z Romanem Franklem. Ten za? zrobi? wielk? karier? aktora rewiowego w Austrii i Niemczech. A talent odziedziczy? pewnie po mamie, czyli Marii Koterbskiej. Znów padaj? dziesi?tki nazwisk, które zanotowa?a pami??. Ich w?a?ciciele odnie?li zawodowe sukcesy, ale bywa?o, ?e porwani przez nurt losu uton?li w jego m?tnych pokusach.

Mecz z Angli? obejrza?em z ta?my, znaj?c wynik. Nie rozdzieram szat. Nasi grali przyzwoicie, maj?c przeciw sobie ?wietny zespó?, ale tak?e arbitra i szowinistyczn? publik?. W kolejnych spotkaniach wykorzystaj? pewnie szans?, by wyj?? z grupy. Troch? wi?cej wiary we w?asne si?y.

Br?zowy medal pary ?y?wiarskiej b?dzie ju? teraz procentowa?. Bo gdy stetryczali jurorzy tej dyscypliny wreszcie kogo? dostrzeg?, to ju? b?d? go premiowa? do ko?ca kariery. Swojej oczywi?cie, a ta zdaje si? nie mie? ko?ca. No, ale lód konserwuje.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki