Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 8 czerwca


Czerwiec - to od lat miesi?c polskiej piosenki. Dzieje si? tak za spraw? festiwalu opolskiego. Obecnie ten festiwal zszed? na dalszy plan, nie chc? powiedzie? zszed? na psy, ale na pewno przesta? by? dla kraju roz?piewanym ?wi?tem.

W?a?nie dzwoni? Zbyszek Preisner z propozycj?, bym co? "skrobn??" dla niego do koncertu, który w tym roku przygotowuje w Opolu Magda Umer. B?dzie po?wi?cony piosenkom zmar?ej niedawno Agnieszki Osieckiej. Dobrze, ?e kto? chce przypomnie? dorobek znakomitej autorki, dorobek tak wielki zreszt?, ?e wystarczy?by na kilka, b?d? na kilkana?cie recitali. Chce wi?c Zbyszek skomponowa? i za?piewa? dla Agnieszki, potrzebuje tekstu i w tej sprawie spotykamy si?. Debat? ko?czy partyjka tenisa, która uzmys?awia mi, ?e z kondycj? s?abo i trzeba b?dzie zaj?? si? gnu?nym cia?em.

?wier? wieku temu, gdy pierwszy raz wyst?pi?em w Opolu w koncercie debiutów, ta kondycja by?a nienaganna. Sylwetka smuk?a i ch?opi?ca, w?osów burza. Z tymi zreszt? w?osami k?opot by? niema?y Pocz?tek gierkowskiej dekady to jednocze?nie wszechw?adza telewizji. A telewizja mia?a wtedy wymagania specyficzne. A wi?c takie, by arty?ci wygl?dali "schludnie i elegancko" i ?eby zaro?ni?tych troglodytów nie ogl?dali widzowie o?ciennych, krajów naszego bloku. Zatem poszed?em - pokorny, nieopierzony i durny debiutant - do fryzjera i ?ci??em pióra, zamiast trzasn?? drzwiami i wróci? do domu, albo jak moi starsi utytu?owani koledzy, poupina? w?osy spinkami lub skry? pod czapk?. Tak uczynili na przyk?ad Skaldowie.

Potem pojawi?em si? w Opolu po siedmiu latach. ?cina? w?osów nie kazali, ale patrzyli na nas (mowa o Grupie pod Bud?) jak na przybyszów z innej planety. Ubrani w d?insy i podkoszulki, strasznie odbijali?my od cekinowej mody festiwalowej. Gdy jednak amfiteatr rykn?? z nami "kap, kap, p?yn? ?zy", trzeba by?o co? z tym zrobi?. Dano wi?c wyró?nienie. W ogóle organizatorzy mieli kwa?ne miny, bo to przyjechali jacy? z Krakowa, nikt ich nie zna? i oni nikogo, a publiczno?? odebra?a entuzjastycznie. Jeszcze by?o ?miesznie z ballad? "O ciotce Matyldzie". Chcieli?my, by orkiestra Górnego zagra?a w kodzie marsz, gdy tytu?owa bohaterka piosenki idzie do nieba. Re?yser koncertu, obecnie telewizyjny boss Mariusz Walter, zabroni? gra? marsza, bo jak stwierdzi?, taki wojskowy rytm ?le mo?e kojarzy? si? w... Opolu.

Potem by?em na festiwalu wiele razy, traktowany i przyjmowany jak stary wyjadacz w bran?y. Wi?c mieszka?em w hotelu "Opole", nie w akademikach, wi?c bankietowa?em z wielkimi estradowego ?wiata, dostawa?em nagrody, ale szczerze mówi?c, zawsze czu?em si? obco w tym miejscu. Mo?e dlatego, ?e nie lubi? atmosfery oficjalnego stylu, mo?e dlatego, ?e nie lubi? aury wy?cigów i zawodów, a mo?e dlatego, ?e impreza opolska s?ab?a z roku na rok. Sentyment pozosta? we mnie wi?kszy do czasów, gdy jako m?ody ch?opak wpatrywa?em si? w telewizor i ws?uchiwa?em w piosenki, by potem jecha? z gitar? na wakacje i przez 2 miesi?ce powtarza? wszystko to, co zapami?ta?em z amfiteatru opolskiego.

A by?o co powtarza?, m.in. dzi?ki Agnieszce Osieckiej, która dostarczy?a swymi tekstami tylu wzrusze?. Pojawi si? wi?c i w tym roku powód do wzrusze?, gdy zabrzmi?: "Ma?go?ka", "Polska Madonna', "Niech ?yje bal", "Sztuczny miód", gdy wróc? wspomnienia. A dzisiaj, gdyby nie telefon Preisnera pewnie zapomnia?bym, ?e mamy czerwiec i lada moment zabrzmi festiwalowy sygna?.

Wiele lat temu pianista orkiestry popija? z koleg? ze znanego kabaretu. Gdy rozpocz?? si? koncert wspomnianym przed chwil? sygna?em, nieco podchmielony muzyk zagra? co? zupe?nie "obok". Siedz?cy na widowni koledzy od kieliszka spojrzeli na siebie i stwierdzili z dum?: "Nasza robota.".

PS. Otrzymuj? wiele zaprosze? od ró?nych instytucji na wernisa?e, przegl?dy, festiwale. Staram si? bywa? w miar? wolnego czasu. O wszystkim, co mo?e zainteresowa? Czytelników obiecuj? napisa?. Za zaproszenia za? t? drog? serdecznie dzi?kuj?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki