Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 27 sierpnia


Li?cie zaczynaj? spada? z drzew. Poranki coraz ch?odniejsze - znak, ?e jesie? za pasem. A jeszcze par? dni temu pra?y?em si? w upa?ach, wylegiwa?em na pi?knej pla?y. Ostatnie przed wakacjami zapiski zako?czy?em obietnic? opisu twórczych zmaga?. Wszak planowa?em pisanie piosenek na kolejn? p?yt?. Wróci?em z tarcz?, odnosz?c zwyci?stwo nad lenistwem. Nie by?o druzgoc?ce, nie mog? pochwali? si? kompletem materia?u, ale i tak naskroba?o si? to i owo, cho? pokus wszelakich, by tego nie robi?, nie brakowa?o.

Do jednego z tekstów zainspirowa?o mnie ogl?danie pla?owiczek - ?ci?le mówi?c ich tatua?y. Ta moda zatacza coraz szersze kr?gi, cia?a pokrywaj? si? coraz bardziej wymy?lnymi wzorami, z coraz wi?kszym rozmachem. Bywa, ?e na plecach, ramionach czy ?ydkach nie znajdziesz wolnego miejsca. Furor? robi? rysunki henn?, wykonywane na wolnym powietrzu przez w?drownych artystów. Znikaj? po trzech tygodniach, wi?c s? na lato jak znalaz? dla wszystkich dzierlatek.

Wioska, w której od lat sp?dzam czas, takich ulicznych atrakcji nie posiada. Nie ma w niej dyskoteki (na ca?e szcz??cie), malownicze centrum zamkni?to dla ruchu, brak zatem spalin i ryku silników. Piecz? nad tym wszystkim roztacza m.in. tutejszy so?tys - ?wietny notabene rze?biarz. Jego kamienne cuda pokazywano w miejscowej galerii i tylko ci??ar poszczególnych dzie? uchroni? mnie przed taszczeniem ich do Polski. Wszak samolotowe limity s? bezlitosne.

A propos samolotu. W Salonikach okaza?o si? nagle, ?e nie ma mnie na li?cie pasa?erów. Jakie? przeoczenie, które w skutkach mog?o okaza? si? fatalne. W czarterze bowiem by? komplet, a odrzutowiec to nie autobus, w którym mo?na delikwenta zabra? na dosiadk?. Moje losy znalaz?y si? w r?kach kapitana. Poczciwy Serb (kampanie lotnicze wynajmuj? pilotów ró?nych narodowo?ci) wyrazi? zgod? na dodatkow? obecno?? w swojej kabinie. Przyklejony za jego plecami na male?kim sto?eczku obserwowa?em ceremoni? startu z zapartym oddechem. By?a noc, roz?wietlona lampkami setek przyrz?dów pok?adowych, cisz? przerywa?y krótkie angielskie komendy i potwierdzenia, gdy?my poszli w gór?. Potem pojawi?a si? stewardesa z przeprosinami, ?e nie dostan? je??, bo jestem nadprogramowy, a liczba porcji taka, jak liczba podró?nych. Trudno, powiedzia?em - poprosi?em jedynie o piwo i s?cz?c z puszki zimny napój zacz??em gwarzy? z drugim po Bogu - sympatycznym Grekiem.

Zd??y? spyta? sk?d? Gdzie? Kto? Pozna? stan rodzinny i stan posiadania, tak?e zawód i przebieg kariery, s?owem sprawi?, ?e jeszcze na par? chwil wróci?em do miejsca wypoczynku. Bo w Grecji ?yje si? innym rytmem, wyznaczanym od wieków przez po?udniowy temperament. To, co w naszych stronach wzi?to by za nachalno?? czy brak dobrych manier, tam jest oczywiste i normalne. Tam krzycz? i gestykuluj?, zagl?daj? sobie do okien i garnków. Oto typowy obrazek - dwie niewiasty prowadz? rozmow? z balkonów, które dzieli odleg?o?? szerokiej zat?oczonej jezdni. Podaj? sobie przepis na jaki? przysmak, ale by si? s?ysze?, krzycz? na ca?e gard?o. Brzmi to tak, jakby kto? wrzeszcza? fragment ksi??ki kucharskiej.

Pusta pla?a. Rozk?adam parasol i le?ak. Po chwili grecka rodzina lokuje si? w najbli?szym s?siedztwie, cho? wokó? szmat wolnej przestrzeni. Ale oni nie szukaj? spokoju w naszym rozumieniu tego s?owa. Oni pragn? rozmowy, zgie?ku dzieciaków, ostatnio tak?e koncertu telefonów komórkowych. Mówi si? o 3 milionach tych urz?dze? w 9-milionowym kraju! To tylko potwierdza tez? o gadatliwo?ci obywateli Hellady. Natomiast w ich t?umie cz?owiek czuje si? bezpiecznie, bo to t?um u?miechni?ty, przyjazny, pomocny. Nie s?ysza?em nigdy o zadymach na stadionach pi?karskich czy imprezach estradowych. U nas kolejna afera, tym razem w Krakowie. Kto wykombinowa? koncert wiele kilometrów od miasta, bez zorganizowania wcze?niej w?a?ciwego dojazdu dla setek tysi?cy ludzi? W Niemczech manifestacja neofaszystowska. 200 manifestantów obstawia kilka razy wi?kszy t?um policji. Do pilnowania pó?milionowej rzeszy wielbicieli zespo?u Scorpions rzucono 500 funkcjonariuszy! A potem dzielne Radio RMF, wspó?organizator skandalu, wyra?a ubolewanie. Przykre, ?e jesie?, która pojawi?a si? za oknem, dotyczy tak?e obyczajów. Tylko ?e ta pierwsza niebawem zniknie, o tej drugiej strach my?le?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki