Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 1 pa?dziernika


Co za jesie?! Orgia kolorów w ogrodzie, i cho? nie lubi? tej t?sknej pory przemijania, odchodzenia, to trudno oprze? si? jej barwom. W takiej w?a?nie, z?otojesiennej aurze, przebiega? koncert towarzysz?cy obchodom 600-lecia odnowienia Akademii Krakowskiej. Odby? si? w pi?tek na dziedzi?cu Collegium Maius, gromadz?c na widowni nie tylko wybitnych uczonych z ca?ego ?wiata, równie? wychowanków s?ynnej wszechnicy. A na estradzie pojawiali si? absolwenci naszego uniwerku, by graj?c, ?piewaj?c, recytuj?c, da? wyraz szacunku dla dostojnych murów, w których sp?dzi?o si? kilka lat ?ywota. By tak?e zamanifestowa? dum? swoist? z przynale?no?ci do zacnego grona by?ych studentów.

T? dum? obnosili?my podczas marcowych wydarze? 1968 roku, zak?adaj?c bia?e czapki z przynale?nym filologom niebieskim otokiem. By?em wtedy na pierwszym roku - ?wie?o upieczony i przera?ony biega?em na wyk?ady i ?wiczenia, nie opuszczaj?c niemal "Go??bnika", czyli budynku zajmowanego przez polonistyk?. W wolnych chwilach licznymi grupami ci?gn?li?my do "Kolorowej" lub "Mozaiki", by wypi? kaw? czy herbat?, zaci?gn?? si? sportem (koniecznie radomskim z opakowania 10 sztuk).

Bywa?o, ?e na taki wypad uda?o si? namówi? prowadz?cego zaj?cia - wtedy ?wiczenia mia?y mniej oficjalny charakter, nie grozi?o odpytywanie z zadanego do przestudiowania tematu. Wszak najmilszym miejscem Biblioteki Jagiello?skiej by? bufet, gdzie wiod?o si? pogwarki, z czytelni "Pod Baranami" uciekali?my do palarni, traktuj?c cz?sto zdobywani wiedzy jak niezno?ny dodatek do ?ycia towarzyskiego. W indeksie pozosta?y do dzi? podpisy najprawdziwszych m?drców - Kazimierza Wyki, Henryka Markiewicza, Wac?awa Kubackiego, Micha?a G?owi?skiego. Ostatni z wymienionych otrzyma? w?a?nie honorowy doktorat UJ, co uradowa?o mnie, tym bardziej ?e kiedy? postawi? mi czwórk? z teorii literatury.

Wspomniany koncert zdominowali zreszt? poloni?ci, w osobach prowadz?cych Bronis?awa Maja i Marka Pacu?y, ?piewaj?cych - Leszka D?ugosza czy ni?ej podpisanego, mówi?cych swe wiersze - Stanis?awa Stabry, Juliana Kornhausera, Leszka Aleksandra Moczulskiego. Nie wiem, jakie sza?ce b?d? okopy porzuci?a szalej?ca reporterka Marysia Wiernikowska, by przyby? pod Wawel i przypomnie? ?piewane podczas studiów pie?ni.

I mo?e to jesie? sprawi?a, ?e zat?skni?em za tamtymi czasami, kiedy do przodu par?o si? z trudem, ale równocze?nie z wiar? i nadziej?, tymi odwiecznymi atrybutami m?odo?ci. Zat?skni?em za beztrosko p?dzonym czasem, gdy doros?? przysz?o?? spowija?a zas?ona g?stej mg?y, gdy wa?ne by?o dzi? i jutro, pojutrze ju? niekoniecznie. Za te pi?? pi?knych lat dzi?kuj? mojej uczelni z ca?ego serca.

Z ?alem opu?ci?em miejsce przed telewizorem. Z ?alem rozstawa?em si? z olimpiad?. Tym niezwyk?ym ?wi?tem m?odo?ci, rado?ci, urody. Ono by?o przez 2 tygodnie najwa?niejszym wydarzeniem na ?wiecie, daj?c dowód, ?e ludzie potrafi? jeszcze czasem jedna? si? w szlachetnym wspó?zawodnictwie, pokonywa? bariery j?zykowe, kulturowe, prze?amywa? uprzedzenia rasowe, tworzy? wielobarwn? wie?? Babel. Igrzyska pozwoli?y zapomnie? o k?ótniach i przepychankach, oddali?y ten ca?y prza?ny ba?agan na margines. Szkoda ?e kolejne dopiero za 4 lata. Ateny - ju? na to czekam!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki