Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 3 grudnia


Andrzejki, odk?d pami?tam, rozpoczynaj? ka?dego roku seri? mi?ych wydarze?, trwaj?c? a? do sylwestra. W rodzinnym domu ?wi?towali?my bowiem moje imieniny, potem solenizantk? by?a siostra Barbara, dwa dni pó?niej prezenty przynosi? ?wi?ty Miko?aj i w takim uroczystym nastroju czekali?my na ?wi?ta.

Lubi? swoje imi?. Nosi? je tak?e mój dziadek, a w okresie, gdy ujrza?em ?wiat?o dzienne, nadawano je dzieciakom nagminnie. Do?? powiedzie?, ?e w?ród 28 ch?opaków z maturalnej klasy "Sobka" by?o 6 Andrzejów. J?drek, J?dru? - tak zwraca si? do mnie mama i cho? daleka ta forma od greckiego pierwowzoru, to mi?a dla ucha. A w Helladzie Andras znaczy m??czyzna i st?d nale?y wywodzi? to imi?, popularne w wielu krajach ?wiata, bo przecie? u?ywaj? go Anglicy i Francuzi, Niemcy i Skandynawowie, W?osi i Hiszpanie, Rosjanie tak?e. O ile nigdy (wstyd przyzna?) nie la?em wosku i nie bra?em udzia?u w ?adnych andrzejkowych wró?bach, to z niecierpliwo?ci? czekam na barbórkowy poranek, by zerkn?? za okno i stwierdzi?, jaka pogoda. Ludowe "Barbara po wodzie, Bo?e Narodzenie po lodzie" i na odwrót, sprawdza si? z ?elazn? konsekwencj? od zawsze. Niech?e lunie wi?c na Ba?k?, by kol?dom towarzyszy? bia?y puch.

Przeczyta?em g?o?n? ksi??k? W?adys?awa Szpilmana "Pianista". Przeczyta?em jednym tchem, cho? literatury wojennej, okupacyjnej, obozowej, poch?on??em sporo i mog? odczuwa? przesyt takich wra?e?. Nie umiem powiedzie?, co tak bardzo zafascynowa?o mnie w relacji niedawno zmar?ego kompozytora. Mo?e fakt, ?e jestem teraz w Warszawie i spaceruj? po ulicach, które by?y ?wiadkami opisanej tragedii. Przecie? wczoraj szed?em Elektoraln?, by?em na ?liskiej, Twardej, Mi?ej. A mo?e to, ?e relacja powsta?a tu? po wyzwoleniu stolicy, wra?enia s? zatem jeszcze ciep?e, nie zamazane przez up?yw czasu.

Mo?e wreszcie zachowana w pami?ci posta? pana Szpilmana, którego wiele razy widywa?em w budynku ZAIKS-u, gdy przyje?d?a?em za?atwia? jakie? formalno?ci. Bywa? tu cz?sto, przecie? zasila? bud?et zwi?zku tantiemami, p?yn?cymi ze wszystkich stron, za setki piosenek nuconych do dzi?. Co za wspania?y film mo?e powsta? na bazie tej ksi??ki, zw?aszcza ?e temat holokaustu jest tak bliski Romanowi Pola?skiemu, który zamierza rzecz zekranizowa?.

A o piosenkach rozmawia?em na korytarzu radiowym z Markiem Sierockim, znanym cho?by z Teleexpressu prezenterem muzyki pop. Otó? namawia? mnie zacz??, bym któr?? z nagrywanych obecnie na p?yt? piosenek zatrzyma? do premier przysz?orocznego festiwalu opolskiego. Odpar?em, ?e nie uczestnicz? w upadaj?cych imprezach. Wyrazi? zdziwienie i spyta?, co s?dz? o ostatnim przegl?dzie. A ja konsekwentnie, ?e beznadziejny, cho? wiem, ?e mówi? do dyrektora ca?ego przedsi?wzi?cia. Odp?yn?? w g??b korytarza z min? niet?g?, wi?c nie zd??y?em doda?, ?e urz?dzanie festiwalu polskiej piosenki ma taki mniej wi?cej sens, jak pokaz rze?by z lodu na Saharze. Jak prezentowa? bowiem co?, czego nie ma?

Zapyta?em Tadzia Drozd? o miejsce, gdzie dobrze daj? je??. Jego u?miechni?te oblicze rozja?ni?o si? jeszcze bardziej, jest znawc? tematu i ?asuchem nie gorszym ni? ja. Kaza? i?? na Z?ot?. Poszed?em i spo?y?em mantu. Danie przyrz?dzaj? do?? d?ugo, ale warto czeka?. Otrzymujesz, drogi smakoszu, mich? ni to knedli, ni uszek, ni pierogów. W delikatne, ?e a? wida? ?rodek, ciasto zawini?ty farsz z mi?s i przypraw o wielu zniewalaj?cych smakach. Ca?o?? gotowana na parze, po prostu delicje. Takim oto sposobem zako?czy?em trzytygodniow? diet? wegetaria?sk?.

Dowcip przed?wi?teczny. W szatni na przyk?ad Manchesteru, po wygranym wa?nym meczu, gwar rozmów prowadzonych w ob?okach pary przerywa dzwonek telefonu. Jeden z pi?karzy odbiera po??czenie, rozmawia czule z niewiast? i wyra?a zgod? - ba, namawia na zakup bardzo drogich rzeczy. Futro, kochanie, zafunduj sobie na gwiazdk?, bi?uteri? na zabaw? sylwestrow?. Potem wy??cza urz?dzenie. Po chwili wo?a - ch?opaki, czyja ta komórka?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki