Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 30 wrze?nia


?piewanie w warszawskim teatrze Komedia przynosi dwa mi?e trofea. Oba maj? posta? ksi??ki - jak?e jednak ró?ni? si? od siebie te wydawnictwa. Pierwsze to malutki albumik fotograficzny, autorstwa Tomka Sikory. Niestrudzony i wci?? pe?en ?wie?ych pomys?ów artysta utrwali? kilkadziesi?t twarzy. Wszystkie zastyg?e w najdziwniejszych minach, ka?da mina dowcipnie zatytu?owana. Jest wi?c prócz doskona?ego rzemios?a szczypta humoru - malutki traktacik o plastyczno?ci cz?owieczej g?by. Pomys?owe i inteligentne, jak zawsze w przypadku Sikory, który kr??y po ?wiecie z aparatem, utrwalaj?c najprzeró?niejsze tego ?wiata przejawy.

Drugi prezent dosta?em od pani z pierwszego rz?du. Rozpakowa?em w garderobie i z rado?ci? stwierdzi?em, ?e to "Ksi?ga z San Michele" Axela Munthe. To lektura dzieci?stwa - pi?kna, m?dra, wzruszaj?ca. By?a obok "Serca" Amicisa najwa?niejszym poradnikiem, wzorem zachowa?, przewodnikiem we mgle. Uczy?a w staromodny mo?e sposób co to honor, prawo??, mi?o??, szacunek dla innych. Nie czytali tych powie?ci wspó?cze?ni politycy - to pewne, jak dwa razy dwa.

Pojecha?em na Mazury, by po?egna? kole?k?. Chodzi o W?adka Bartoszewicza, odchodz?cego prezesa Polkomtelu. Wiele razy wyci?ga? pomocn? d?o? w kierunku artystów, wi?c pami?taj? mu ten gest i odwzajemniaj? sympati?. Imprez? urz?dzono w stanicy Kietlice ko?o W?gorzewa - by?o mnóstwo znajomych, dobre jedzenie, sporo trunków i przede wszystkim jesienna aura tamtejszych jezior. Jest w owych krajobrazach t?sknota jaka? niezmierzona, a ksi??yc odbity w tafli Niegocina czaruje i urzeka.

A potem wrócili?my do domu, aby zagra? z okazji Dni Podgórza. Wi??e mnie z t? dzielnic? mnóstwo sentymentów. Tu przy Lwowskiej mieszka?a kiedy? moja mama. Ulic? mkn??y wtedy tramwaje, powoduj?c niemal ko?ysanie starej kamienicy pod numerem 17. Potem sam sp?dzi?em kilkana?cie lat przy Janowej Woli, czyli nieopodal. Koncert odbywa? si? na murawie stadionu Korony. Obiekt wie?czy jakby park Bednarskiego i ma wyj?tkowe zupe?nie usytuowanie. Ile? si? tutaj naspacerowa?em, pchaj?c wózek z malutk? Majk?. Czasem ogl?da?em mecz Garbarni w kolorowym towarzystwie miejscowych kibiców, przeró?nych orygina?ów, jakich zawsze pe?no w robotniczych enklawach miast.

Ma do dzi? Podgórze szczególny wdzi?k, który mnie poci?ga. Ile? godzin przesiedzia?em w barze u Adasia, racz?c si? piwem i plotkuj?c na ró?ne tematy. Ile? razy wpada?em na ulic? Piwn? do Halinki Jarczyk - skrzypaczki, w której domu zawsze s?ucha?o si? dobrej muzyki. Albo do warsztatu tokarskiego prowadzonego przez koleg? z dawnych lat, Jacka Dziedzica. Tam dysputy wiod?o si?, cz?sto przekrzykuj?c huk pracuj?cych maszyn. A na R?kawce pod nr 2 mieszka? d?ugo Krzysiek Piasecki - estradowy, i nie tylko, druh. Zajmowa? zreszt? bodaj to samo lokum, co Roman Pola?ski podczas okupacji.

Kiedy brat mamy wyprowadza? si? ze wspomnianej Lwowskiej, namawiali?my go, by rozbi? naro?nik jednej ze ?cian. Mia? bowiem inny kolor ni? reszta powierzchni i wydawa?o si?, ?e kto? co? tam ukry?. Dzieci?ca wyobra?nia pracowa?a na pe?nych obrotach - skarb jawi? si? poka?ny. Rzeczywisto?? kaza?a powróci? na ziemi?. Ale znajoma mojej babci zlekcewa?y?a takie namowy. Dotyczy?y nie ?ciany, ale starego pieca, który mia? zamurowany ruszt. S?dziwa dama nie u?ywa?a tego sprz?tu, a? kiedy? wezwa?a zduna, by rzecz uczyni? u?yteczn?. Rozwali? wi?c dziarski rzemiecha tajemnicze miejsce, a potem porwa? spore zawini?tko i uciek?, zostawiaj?c wszystkie narz?dzia.

Takie obrazki cisn??y si? do g?owy, gdy sko?czy?em ostatni? piosenk?, a nad Krzemionkami zapali?y si? race fajerwerków. Swoj? drog?, im bardziej przybywa lat, tym ch?tniej cz?owiek wraca my?l? do przesz?o?ci.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki