Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 25 listopada


Czy chodzi? pan do przedszkola? Takie pytanie zada? mi maluch podczas zaimprowizowanego napr?dce zbiorowego wywiadu. Pewnie, ?e chodzi?em. Pami?tam dzie?, gdy rodzice zaprowadzili mnie i moj? m?odsz? o rok siostr? na ul. ?u?awskiego, gdzie mie?ci?a si? owa instytucja. Pami?tam, ?e z bólem ?egna?em beztroskie chwile sp?dzane w domu, ze strachem wkracza?em w obce pomieszczenia, gdzie czeka?y pierwsze zorganizowane obowi?zki, a obok imienia pojawi? si? pierwszy identyfikator, czyli jaki? grzybek albo wisienka oznaczaj?ce w?a?ciw? pó?k? lub przegródk? na rzeczy. Pami?tam tak?e pierwsze fascynacje towarzyskie zwi?zane z Bo?enk? albo Teresk?, Danusi? czy Ew?. Przecie? wtedy nikt nie s?ysza? o Dominikach, Karolinach, Patrycjach, Klaudiach i Sarach.

Pami?tam te? okropn? zup? kminkow?, któr? tam cz?sto podawano. Wodnisty roso?ek z grzankami, zaprawiony smakiem znienawidzonego po wsze czasy, zdrapywanego do dzi? pieczo?owicie z chleba pó?ksi??ycowatego nasionka. Na spacery prowadzono nas do starych fortów przy Nowym Kleparzu. Z zabawkami by?o krucho - nic dziwnego - wczesne lata 50. nie rozpieszcza?y. I pami?tam tak?e zabaw? w "kaszk? maszk?", podczas której wyro?ni?ty kole? tak rozkr?ci? m? siostrzyczk?, ?e straci?a kontakt z parkietem, a gdy to nast?pi?o, pu?ci? j? wolno. Na rozwalon? brod? panie opiekunki przylepi?y Ba?ce kawa?ek papieru toaletowego i tak opatrzon? odebra?a j? mama.

Opisane wydarzenie po?o?y?o kres naszej najwcze?niejszej edukacji. A miniwywiad, o którym wspomnia?em, odby? si? w Przedszkolu nr 57 w Podgórzu. Ma profil artystyczny, wi?c jego szefowa i wychowawczynie robi? wszystko, by dziatwie zaczarowany ?wiat sztuki przybli?y?. Wierzcie - wzruszy?em si?, widz?c szatni? z ma?ymi ubrankami i t?um rezolutnych, zadbanych, radosnych milusi?skich. Wys?ucha?em specjalnie na t? okazj? przygotowanego programu, zachwyci?em si? muzykalno?ci? i aktorskimi umiej?tno?ciami solistów, sam wreszcie co? z nimi za?piewa?em. By?y jeszcze pami?tkowe zdj?cia i przedszkolny obiad bez kminkowej zupy. K?aniam si? nisko wszystkim Paniom za to, ?e z prawdziw? pasj? prowadz? t? czered? przez dzieci?stwo, w którym wi?cej wprawdzie zabawek, ale przysz?o?? tak samo mglista jak nasza pó? wieku temu.

W?a?nie wróci?em z ??gu, gdzie rejestrowano kolejny odcinek programu "Ananasy z mojej klasy". Tym razem rywalizowali ze sob?: operowa diwa Ma?gorzata Walewska i Jacek Wójcicki. Lubi? ten program nie ze wzgl?du na ów pojedynek o przys?owiow? pietruszk? z konkurencjami rodem jakby z harcerskiego obozu. Lubi? go za ca?y aspekt wspominkowy, za powrót do starych, szkolnych czasów, niespodziewane spotkania z kumplami i nauczycielami. Wszystko tutaj obj?te jest pe?n? tajemnic?. Bohaterowie tak pilnowani przez umy?lnych z krótkofalówkami, by nie napatoczyli si? na nikogo, kto ma by? pó?niejsz? niespodziank?. Pilnowano zatem i nas, wi???c d?ugo w garderobie, wypuszczaj?c pod eskort? do bufetu, strofuj?c, by nie za g?o?no itd... Mieli?my przecie? stanowi? muzyczny prezencik dla walcz?cych gwiazd, pe?ne zaskoczenie dla wszystkich.

I co? I nie upilnowano. Nie nas - jeste?my bowiem zdyscyplinowani i przyjmujemy z powag? regu?y gry, zw?aszcza gdy jeszcze za to p?ac?. Nie upilnowali Jacusia W., który w pewnym momencie, by zmieni? strój, zszed? z planu nie t?, co powinien drog?. Wprost w obj?cia oczekuj?cej na swoj? kolej "Budy". I tak misternie strze?on? tajemnic? trafi? szlag. Jakie to nasze, jakie polskie.

A ulubion? kapel? przedszkolaków, z którymi spotkanie stre?ci?em, jest "Ich Troje". Bo?e, co z nich wyro?nie?!



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki