Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 16 czerwca


Podobno kobietom nie liczy si? lat. I s?usznie. Robi to jednak nieub?agany, nie zwa?aj?cy na konwenanse kalendarz. Wed?ug niego za? stukn??o Andzi pó? wieku. Mowa o Annie Treter, obok której stoj? na estradzie, obok której mieszkam (dzieli nas jedynie ?ywop?ot), obok której przesiedzia?em setki, je?li nie tysi?ce godzin w ró?nych ?rodkach lokomocji, z któr? przemierzy?em pó? ?wiata i z któr? wci?? jest mi po drodze, mimo nieuniknionych sporów czy odmiennych zda?.

Wyprawi?a zatem jubilatka nielich? balang?, a ?e kocha ?piewa? ponad wszystko, wi?c i tym razem popisy wokalne i instrumentalne znalaz?y si? w programie wieczoru. Powsta? koncert dla bliskich i znajomych - jedyny w swoim rodzaju, bo nap?dzany sympati? do bohaterki wydarzenia. Repertuar podpowiada?o serce i podobny gust muzyczny, palce biega?y po gryfach i klawiaturach z entuzjazmem podsycanym przez dobre jad?o i napitki. Bawili?my si? do bia?ego rana, a gromkie "sto lat" rozbrzmiewa?o wiele razy. Wi?c jeszcze raz je powtórz?: "Sto lat Andziu - ?piewaj d?ugo, bo to rado?? dla wielu!".

A potem pogna?em do Szwecji. Córka naszych polskich przyjació? osiad?ych w Skandynawii wychodzi?a bowiem za m??. Los zwi?za?a z potomkiem wikingów Kristianem - popularnym dyskd?okejem, ale przede wszystkim sympatycznym i wra?liwym facetem. Pierwszy raz obserwowa?em ceremoni? za?lubin w protestanckim ko?ciele. Widzia?em wiele takich uroczysto?ci w ?wi?tyniach katolickich, sam dla odmiany pojmowa?em sw? ma??onk? w cerkwi. Ale ?adna z nich nie mia?a w sobie tyle rado?ci, normalno?ci, skromno?ci. Urzeczony wys?ucha?em psalmów ?piewanych w obcym zupe?nie j?zyku, patrzy?em na pastora, który przypomina? bardziej starszego koleg? nowo?e?ców ni? egzekutora boskich wyroków.

W pewnej chwili zabrzmia?a piosenka Briana Adamsa "Wszystko, co robi?, robi? tylko dla ciebie", po niej jeszcze ?yczenia od duchownego i wyszli?my na sk?pany w s?o?cu malutki, wiejski cmentarzyk. Wesele mia?o polsko-szwedzki charakter. My?my wo?ali "gorzko!", oni stukali sztu?cami w szk?o, by wywo?a? ten sam ca?usowy efekt. To mnie troch? zdziwi?o, bo w Polsce dzwonienie w kieliszki ma raczej na celu uciszenie towarzystwa przed wzniesieniem toastu. Nie zna?em tak?e innego obyczaju. Otó? oblubienic? druhny wyprowadzaj? na jaki? czas z sali i wtedy wszystkie zgromadzone panie mog? do woli wyca?owa? pana m?odego. Pó?niej on opuszcza lokal, daj?c m??czyznom smakowit? okazj?. Ruszyli?my hurmem, bo Magda jest naprawd? pi?kn? kobiet?.

I jeszcze cudowny dzie? w Kopenhadze. Najpierw z ma??onk? za r?czki jak dzieci przechadzali?my si? po Tivoli. Lunapark zachwyca g?ównie dziatw? - nam natomiast przypad?a do gustu niezwyk?a ro?linno??, fontanny, sadzawki oraz piwo. A potem rejs ?odzi? motorow? po kana?ach tego miasta, pod mostami niskimi, ?e g?owy musisz pochyla?, w?ród niezliczonej ilo?ci jachtów, barek, kryp i wszelkiego p?ywaj?cego sprz?tu przymucowanego do nadbrze?y.

Zarówno Du?czycy, jak i Szwedzi po?egnali si? z mundialem i przeszli nad tym do porz?dku dziennego bez zb?dnych tragedii i darcia szat. Mnie natomiast coraz bardziej dra?ni fatalne s?dziowanie turnieju, wypaczaj?ce zupe?nie jego przebieg. Nie pogodz? si? nigdy z karaniem za nie zaistnia?e przewinienia, bo tytu? najlepszych na ?wiecie nie mo?e przypa?? w udziale z powodu pomy?ki. I jeszcze jedna uwaga. Kiedy sam goni?em po podwórku za pi?k?, wiedzia?em jedno - szarpanie przeciwnika za majtki lub koszulk? to zwyk?e szmaciarstwo. Dzi? sta?o si? norm? i dowodem najwy?szego zaanga?owania. Wstr?tne.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki