Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 23 marca


W?a?nie przed momentem wróci?em z Pary?a, w którym wiosna zakwit?a forsycjami, migda?owcami, magnoliami. Te ostatnie obserwujemy na dachu wielkiego apartamentowca po drugiej stronie ulicy, przy której mieszkamy. Go?ciny udzieli? nam Instytut Polski, po?o?ony niemal w sercu francuskiej stolicy w pobli?u wie?y Eiffla, w bardzo eleganckiej notabene dzielnicy.

Kilka kroków st?d dokona?a ?ywota Marlena Dietrich, nieopodal uwi? sobie gniazdko Roman Pola?ski. Numery paryskich dzielnic to nie tylko przynale?no?? do okre?lonej administracyjnej jednostki. To przede wszystkim informacja o twojej pozycji towarzyskiej, stanie konta itd. Elity przebywaj? w okre?lonych miejscach, ubodzy - g?ównie kolorowi - gromadz? si? gdzie indziej.

Pi?kna pogoda sprzyja zwiedzaniu, które zaczynamy od wyjazdu na s?ynn? wie??. Zatem najpierw drobiazgowa kontrola, podobna do tej na lotniskach - obszukiwanie, prze?wietlanie - wyczuwa si? spowodowany wojn? w Iraku stan podwy?szonej gotowo?ci. Za to z góry panorama miasta zachwycaj?ca. Kiedy próbuj? za pomoc? umieszczonych na tarasie widokowym zdj?? identyfikowa? poszczególne budynki, dochodz? do wniosku, ?e wszystko tu kojarzy si? z czym? wa?nym dla nas, Europejczyków, wszystko znajome z kart literatury, historii powszechnej, z reprodukcji albumowych.

Pary? jest nafaszerowany monumentami przesz?o?ci i tylko ?al, ?e par? dni, które mam, ledwie starcz? na powierzchowne dotkni?cie cz?stki tego wszystkiego. Spacer Polami Elizejskimi, których chodniki zaj??y kawiarniane stoliki, pozwala obserwowa? gwarny t?um, a w nim parki tul?ce si? do siebie bez wstydu i ?enady, bo przecie? pora roku, w jakiej si? znajdujemy, daje mi?o?ci legitymacj? najlepsz?.

Czwartkowy ranek to wystawa Marca Chagalla w Grand Palais, tu? za rogiem. Znów drobiazgowa rewizja, deponowanie aparatów fotograficznych i w ko?cu spotkanie z niezwyk?ym ?wiatem genialnego artysty. Nie przeszkadza? mi t?um zwiedzaj?cych i konieczno?? przepychania si?, by zobaczy? kolejne obrazy. ?azi?em urzeczony po kilkunastu salach, zape?nionych wczesnymi pracami, gdy ich autor szefowa? szkole sztuk pi?knych w Witebsku i pó?niejszymi, gdy osiad? we Francji. Wszystkie bez wyj?tku urzekaj? wyobra?ni?, dowcipem, kolorami i ka?? zastanowi? si? nad tym, jak daleko geniusz potrafi wyprzedzi? epok?, spowodowa?, ?e pokolenia innych b?d? ju? tylko na?ladowa? mniej lub bardziej skutecznie co?, co zosta?o zrobione.

A potem wzd?u? Luwru, którego pojemno?ci boj? si? jak ognia (sp?dzi?em w nim kiedy? wiele dni, a to ponad si?y zwyk?ego ?miertelnika), na wysp? b?d?c? najstarsz? cz??ci? miasta nad Sekwan?. Tu Rzymianie za?o?yli pó? wieku przed nasz? er? osad?, która da?a pocz?tek wielkiej metropolii. Po obowi?zkowym zdj?ciu z katedr? Notre Dame w tle maszerujemy do Dzielnicy ?aci?skiej, mijamy Sorbon? i wchodzimy do Ogrodów Luksemburskich.

Odpoczywamy na ?aweczce pij?c piwo, lecz to zaostrza apetyt, tote? kierujemy si? w stron? s?ynnej ulicy Mouffetarde. Jej s?aw? powi?kszy? jeszcze niedawno grany wsz?dzie film "Amelia". Jemy w jednej z rozlicznych knajpek i zbieramy si?y przed wspinaczk? na góruj?c? nad Montmartrem bazylik? Sacre Coeur. Pl?tanina malowniczych uliczek wiedzie nas do pi?knego miejsca widokowego, a wyobra?nia ka?e widzie? w tych kafejkach i bistrach postaci Picassa, Modiglianiego, Miro.

Gramy w niewielkim teatrze obok parku Georgesa Brassensa - wielkiego francuskiego barda. Mo?e to jego duch dodaje si?, bo widownia funduje "Budzie" owacj? na stoj?co. A nazajutrz jeszcze cudna wycieczka do Chartres, dok?d zawozi nas wicekonsul Andrzej Tarnawski - zreszt? krakus. Tamtejsza katedra wprawia w podziw i os?upienie, jest bowiem znacznie bardziej imponuj?ca ni? ta, w której egzystowa? pokraczny dzwonnik. I urocze miasteczko u jej stóp, gdzie wino pite pod go?ym niebem smakuje wybornie. I jeszcze ukradkiem wrzucona do sadzawki moneta, ?eby tu wróci?.



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki