Andrzej Sikorowski

MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Niedziela, 15 czerwca


** missed drop char ** W czasie studiów polonistycznych czytali?my niema?o. Kult dla s?owa drukowanego by? czym? zupe?nie oczywistym w?ród wychowanków Wyki, Markiewicza, G?owi?skiego. Nawyk nieustaj?cego czytania pozosta? mi do dzi?. Poch?aniam ksi??ki, ale kocham tak?e wertowa? encyklopedie, s?owniki, albumy.

Nie inaczej rzecz si? ma z pras?. Kiedy? pogardzali?my "Gazet? Po?udniow?", organem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Za nic w ?wiecie nie si?ga?em po "Echo", mimo rodzinnych sentymentów (ojciec by? przez par? lat naczelnym owej popo?udniówki). Uwa?ali?my, ?e to brukowiec, szmat?awiec, kupowany przez gawied?, g?ównie dla rozbudowanej kroniki kryminalnej. Dzisiaj podobnych epitetów nie u?ywa si?, mimo ?e metody uzyskiwania wielkich nak?adów nie uleg?y zmianie. Dalej epatuje si? czytelników tani? sensacj?, plotk?, pomówieniem, brutalno?ci?, wykorzystuj?c ludzk? u?omno??, jak? jest potrzeba zagl?dania bli?niemu pod ko?dr? i grzebania w jego wn?trzno?ciach.

Odmownie wi?c potraktowa?em propozycj? popularnego dziennika, by zamieszcza? w nim cotygodniowy felieton. Pokusa by?a spora, pozwala?a zaistnie? na ogólnopolskich ?amach. Pani redaktor namawia?a wytrwale - opar?em si?. Towarzystwo brudów, afer, przekr?tów, gangsterskich porachunków, ekscesów gwiazd show-biznesu ma?o mnie interesuje.

Udzieli?em natomiast g?osu w sprawie przegranego przez kadr? meczu ze Szwecj?. I natychmiast po?a?owa?em. Istotn? bowiem cz??? wypowiedzi pomini?to, eksponuj?c rzeczy marginalne - ca?o?? podparto fotomonta?em - ja w s?dziowskiej todze obok Jana Tomaszewskiego i Dariusza Wdowczyka - wydajemy wyrok na pi?karzy winnych pora?ki.

O sporcie wypowiadam si? cz?sto przy ró?nych okazjach - ta jest szczególna. Pomeczowe opinie zgodnym chórem krytykuj? reprezentacj? i trenera Janasa. Nie s?ysz? natomiast g?osów próbuj?cych postawi? diagnozy niezb?dne, cho? drastyczne. Otó? w dobie dyskusji nad tzw. niezatapialno?ci? ró?nych krajowych notabli nie pada nazwisko jednego z najwytrwalej p?ywaj?cych. Chodzi o Micha?a Listkiewicza. Jemu bowiem zawdzi?czamy kolejnego (trzeci na przestrzeni roku) nieudanego selekcjonera. To on wmawia kibicom i dziennikarzom, ?e z nadwi?la?sk? pi?k? no?n? wszystko w porz?dku, to on lekcewa?y rady, by kadr? narodow? zaj?? si? zawodowiec z zagranicy, to on dzieli i rz?dzi, dobieraj?c ludzi wed?ug zasady: nie musi umie?, wa?ne, by by? pos?uszny i lojalny.

Jedenastka z or?em na piersi gra ?le od dawna. Nikt nie wmówi cho? troch? pojmuj?cym futbol, ?e do fina?ów ostatnich mistrzostw ?wiata wesz?a w wielkim stylu. Zwyci?stwa w dotychczasowych spotkaniach odnosili?my z trudem, bardziej dzi?ki s?abo?ci rywali ni? w?asnej przemy?lanej strategii i konsekwencji. Za blama? w Sztokholmie win? bezpo?rednio ponosz? oczywi?cie zawodnicy. Ale przecie? nic nie poradz? na to, ?e nie ma nimi kto pokierowa?, ?e ?enuj?ce eksperymenty ze sk?adem nie pozwalaj? na jakiekolwiek zgranie, wzajemne zrozumienie, wypracowanie stylu. PZPN to stara, zapyzia?a, skorumpowana struktura i bez rewolucji w niej samej ?adne boiskowe roszady nie przynios? pozytywnego skutku. Napiszcie wreszcie to, koledzy fachowcy od sportu.

W Zakopanem pusto jeszcze i spokojnie. Idealna aura dla pe?nego relaksu. Chcia?em zobaczy? zachwalany w wielu recenzjach film "Balzak i ma?a Chinka". Pogna?em do kina gotów kupi? potrzebn? do spowodowania projekcji ilo?? biletów. Raz ju? tak kiedy? zrobi?em - naby?em pi?? - i z dwiema jeszcze osobami przekroczy?em wymagany przepisami limit widzów. Tym razem los okaza? mniejsz? ?askawo??. Poprzedniego dnia odnotowano jednego ch?tnego i kopi? odes?ano do Krakowa.

Chyba oddam si? uprawianej od dzieci?stwa pasji - poczytam, ale na pewno nie brukowca ani szmat?awca. A mo?e takich w ogóle ju? nie ma?



powrót do listy felietonów
powrót do publicystyki